01. Mary
02. Gusty
03. Aby
04. Krew
05. Ostry
06. Muł
07. Brzeg
08. Serc
09. Ucho
10. Trą
11. Łam
12. Oś
Rok wydania: 2012
Wydawca: Luta Records
http://www.candida.pl/
Mimo, że Candida nie należy do młodzieniaszków, to z drugiej strony nie
da się powiedzieć, żeby zespół był jakoś specjalnie znany. Co niektórym
nazwa może przywoływać na myśl jedynie mało przyjemną przypadłość
gatunku ludzkiego (patrz. Wikipedia). Jednak Candida, o której dziś mowa
nie ma nic wspólnego z medycznymi problemami – to rodzima formacja,
która w ostatnim czasie wydała swój nowy, już trzeci krążek, więc do
rzeczy.
„Frutti Di Mare” (dziwny wybór tytułu – zalatuje klimatami w stylu
„radio”) posiada pieszczącą zmysły okładkę (duże brawa). Bardzo
klimatyczny obraz, który swoją tajemniczą atmosferą podrzuca pewną myśl –
czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym objawieniem sceny
progmetalowej? Moi drodzy, nic z tych rzeczy! Candida to zdecydowanie
inna bajka. Zespół preferuje odmienne rejony rockowej stylistyki,
zdecydowanie bardziej nowoczesne. Słychać świadome (lub nie), wpływy
zespołów takich jak choćby Tool, Korn, Stone Sour, Staind czy momentami
Linkin Park.
Już na wstępie mała konsternacja – wokal coś przypomina… Proszę
Państwa, za mikrofonem słyszymy Gabriela Fleszara, człowieka, który
kilka lat temu zwodził nastolatki pewnym znanym przebojem. Jednak nowe
oblicze Gabriela nie ma nic wspólnego z popową przeszłością. W szeregach
Candida wokalista pokazał pazury, które nierzadko potrafią głęboko
zadrapać. Przyznam, że wokalista potrafi dać potężnego rockowego kopa,
czego najlepszym dowodem jest właśnie „Frutti Di Mare”.
Innym nowym nabytkiem zespołu jest niejaki Dj Kostek, który zaszczepił
muzyce elektronicznego wydźwięku. Co istotne, jego wpływ charakteryzuje
się wyczuciem i przede wszystkim dobrym smakiem. Elektronika pełni rolę
zdobnika, który w żaden sposób nie próbuje zdominować całości i tak jest
dobrze.
Muzycznie bywa różnie, raz ciężej (Mary, Gusty, Ucho), a innym razem
delikatnie, kojąco (Muł, Tam, Oś). Bywa też lżej, nieco skoczniej jak
choćby przy okazji „Aby” o chwytliwym refrenie. Są również momenty
transowe, co pokazuje ciekawy „Ostry” z dociążonym refrenem i lekko
zakręconymi podziałami rytmicznymi. Czasami pojawia się więcej
przestrzeni – wyczuć to można przy okazji utworu „Brzeg”. Ciekawie
wypada wolniejszy „Serc” z ujmującym tekstem – kawałek nieco inny, ale
posiadający niezły klimat.
Z początku można odnieść wrażenie, że wszystko zlewa się w jedną maź,
ale owo wrażenie sukcesywnie blednie, z każdym kolejnym odsłuchem. Z
czasem odkrywamy coraz to nowe elementy, wyłapujemy ciekawe niuanse.
Zanim przebijemy się przez szorstką otoczkę, pod którą „Frutti Di Mare”
odkrywa przed nami swoje zalety, mija trochę czasu. To jednak dobrze
wróży na przyszłość – nie jest to płyta, która zaskoczy od razu, co to,
to nie…
Na koniec posłużę się cytatem Macieja Głuchowskiego „Gramy konsekwentnie
dość mocno, ale robimy to w taki sposób, że jest to bardzo przystępne
dla odbiorcy”. Z tą przystępnością to lekka przesada, przynajmniej w
moim przypadku. Dodam, że „Frutti Di Mare” wielokrotnie gościł w moim
odtwarzaczu i jego rozwikłanie, przyswojenie zabrało mi sporo czasu. Nie
wiem ile razy słuchałem tego materiału, ale wciąż skrywa on przede mną
swoje tajemnice. Tak czy owak, nowy długograj Candida z pewnością
znajdzie swoje grono odbiorców i myślę, że jest on tego wart – dobre
rockowe granie i to na poziomie!
7/10
Marcin Magiera