1. C.D.T. Symphony
2. Rumble In The Jungle
3. Butterfly Suite Op. No. 1
4. Resurrection
5. Skin
6. Tomahawke (Dance Of War)
7. Secret Garden
8. Dhalsim
9. Drakkar
Rok wydania: 2011
Wydawca: SG Records
http://www.guido-campiglio.com/
Bycie gitarzystą a sprawne i finezyjne granie na gitarze to dwie różne
rzeczy. Guido Campiglio to jedna z tych osobowości, które mają za cel
być nie tylko sprawnym technicznie gitarzystą, ale i grać melodyjnie,
ciekawie i co ważniejsze być dobrym kompozytorem. Steve Vai, czy Joe
Satriani bo nie sposób o nich nie wspomnieć jako odniesienie, posiadają
wspomniane umiejętności. Aby przekonać się czy Guido potrafi aż tyle,
trzeba by przesłuchać krążek o intrygującym tytule „Rumble In The
Jungle” aby nabyć własne zdanie na ten temat.
Materiał dźwiękowy zaczyna się od dość mocnego uderzenia utworem C.D.T
Symphony. Kolejny tytułowy to już wyprawa do świata dość intensywnego
grania gitarowego, masa przebiegów, pasaży oraz odrobina popisów
technicznych. Wszystko ze smakiem i wyczuciem. Jason Becker czy Marty
Friedman podejrzewam, że nie powstydzili by się utworu Butterfly Suite
Op. No.1, gdzie wpływ ich gry da się wyraźnie odczuć. Mam wrażenie, że
Pan Guido lubi także Megadeth, klimat tego zespołu pobrzmiewa w czasie
trwania całego albumu. Secret Garden to już próba ostrego grania,
trashowego z nieustannym zapatrywaniem się na gitarzystów z pod znaku
wirtuozerii, gdzie granie rytmiczne i solowe jest często jakby
przeplatane w postaci riffów przewodnich. Nie jest to zła cecha, gdyż
mam skojarzenie np. z Yngwie Malmstenem, znanym szwedzkim guru szybkiej i
melodycznej gitary solo i rytm. Na krążku znajdziemy utwory, które są
poszukiwaniem własnego stylu i własnego sposobu wyrazu np. taki Dhalsim.
Do końca nie wiadomo, czego możemy się tu spodziewać. Śmiało mógłby
okrasić dźwiękiem obraz do filmu akcji. Bardzo ciekawa kompozycja, jak i
instrumentarium perkusyjne, które jest tu znaczące. Fusion i kaskada
gry arpeggio na gitarze to ciekawe połączenie. Nie padam może na kolana,
ale zaskoczyło mnie wtrącenie w utworze kończącym Drakkar.
Płyta kończy się trochę jakby miała być pierwszą częścią dłuższej
opowieści. Historii, która mogła by mieć koniec, ale go póki co nie ma.
Wtrącę może zdanie o produkcji, która z racji iż sam się zajmuję
realizacją nagrań, nie stoi tu na wysokim poziomie, a szkoda bo jak
wiadomo, dobra realizacja studyjna uprzyjemnia słuchanie i rozkoszowanie
się taką grą jaką oferuje nam Guido Campiglio. Mimo wszystko zachęcam
do przesłuchania wyżej wspomnianego albumu, a sam czekam na kolejne
dokonania tego gitarzysty.
7 /10
Artur Kisarewski