1. Pressure Points (instrumental) (2:10)
2. Refugee (3:47)
3. Vopos (5:32)
4. Cloak and Dagger Man (3:55)
5. Stationary Traveller (instrumental) (5:34)
6. West Berlin (5:10)
7. Fingertips (4:29)
8. Missing (instrumental) (4:22)
9. After Words (instrumental) (2:01)
10. Long Goodbyes (5:14)
Rok wydania: 1984
Wydawca: Decca
„Stationary Traveller”, który ukazał się w 1984 roku to chyba jeden z
najbardziej przystępnych albumów Camel, czasami wręcz ocierający się o
pop. Niemal każdy zawarty na albumie utwór to potencjalny radiowy hit.
Muzyka jest prostsza co nie oznacza, że jest prostacka, co to, to nie.
Andy Latimer zawsze wiedział jak tworzyć muzykę, czasem może i nieco
cukierkową, ale nie pozbawioną swego uroku i czaru.
Utwory zawarte na tym albumie podzieliłbym na dwie grupy. Pierwsza to
„radiowe przeboje” jak melodyjny, rytmiczny „Refugee”, ozdobiony
świetnym, wpadającym w ucho refrenem „Cloak and Dagger Man” czy „West
Berlin”, który to po niespecjalnej zwrotce raczy nas refrenem, od
którego ciężko się opędzić. Po drugiej stronie są muzyczne perełki w
postaci przepięknego instrumentalnego „Stationary Traveller”. Ten utwór
moim zdaniem to jedna z najlepszych kompozycji i jednocześnie solówek
Andy’ego. Pełna emocji, pasji, uczuć. Rozpoczyna się delikatnym wstępem,
w którym słyszymy pianino i gitarę akustyczną, pojawia się flet, potem
wybucha żarem, ale nie zmienia to odbioru tego utworu – przepełniony
jest smutkiem, zmusza do zadumy, refleksji. Kolejną perełką jest
melancholijny, nastrojowy „Fingertips” z śliczną partią saksofonu oraz
wyśmienitymi partiami zagranymi na bezprogowym basie. Trzecią ozdobą
płyty jest, przynajmniej moim zdaniem, kolejny utwór instrumentalny, w
postaci króciutkiego nostalgicznego „After Words”, który jest dla mnie
uzupełnieniem wspomnianego, genialnego „Stationary Traveller”.
Ten album Camel to bardzo dobra pozycja dla tych, którzy dopiero chcą
zacząć swoją przygodę z tym zespołem. Nie jest to może najbardziej
reprezentatywny i odkrywczy album grupy, ale swoją przygodę z dźwiękami,
które serwuje nam Andy Latimer można spokojnie zacząć właśnie od tej
płyty.
8,5/10
Piotr Michalski