1. Long Tall Sally
2. Rockout, Whatever You Feel Like
3. Rock 'N’ Roll Children
4. Big Mama Boogie, Pt. 1 & 2
5. Feel So Bad
6. Song For Aries
7. Hometown Bust
8. One Way…Or Another
Rok wydania: 1971
Wydawca: Taco
Drugi studyjny album amerykańskiej supergrupy, za Oceanem często
porównywanej na początku lat siedemdziesiątych do Led Zeppelin. Czy
trzeba lepszej rekomendacji, by zapoznać się z twórczością tego Cactusa?
Pierwotnie w składzie kapeli mieli znaleźć się Rod Stewart (ten od
„Sailing”, „Baby Jane”, a do emerytury dorabiający przerabianiem
amerykańskich hitów), wirtuoz gitary Jeff Beck oraz dwaj eks- muzycy
Vanilla Fudge: perkusista Carmine Appice oraz basista Tim Bogert.
Ostatecznie jednak na placu boju pozostali tylko dwaj ostatni. Panowie
zaprosili do współpracy gitarzystę Jima McCarty’ego oraz wokalistę
(grającego też na harmonijce ustnej) Rusty’ego Day’a. Ten kwartet
firmował trzy pierwsze studyjne płyty Cactusa, zdaniem niżej podpisanego
– najlepsze w całej dyskografii. Najjaśniejszym blaskiem w tej trójcy
lśni „One Way… Or Another”.
Vanilla Fudge zrobił w USA furorę debiutanckim albumem, na którym
przedstawił intrygujące, nie mające wiele wspólnego z oryginałami
przeróbki rockowych i soulowych utworów, podlane psychodelicznym sosem.
Coś z tych doświadczeń panowie Appice i Bogert przenieśli również do
Cactusa. Co prawda w „Long Tall Sally” psychodelicznych klimatów nie
uświadczymy (to już nie była epoka flower power…), ale trudno
rozpoznać w tej wersji rock’n’rollowy hit Little Richarda. Kawałek
został zagrany dużo wolniej, z hardrockowym pazurem. Efekt jest
piorunujący, nic dziwnego, że ten cover wciąż gości w koncertowej
setliście Amerykanów. Nawet po czterech dekadach od powstania robi
wrażenie…
Drugi cudzy utwór na płycie to „Feel So Bad” – przeróbka kompozycji
bluesmana Chucka Willisa. Miła dla ucha, ale jednak ustępuje „Long Tall
Sally”. Pozostałe utwory to już autorskie dzieła muzyków Cactusa (też
znak czasów – w 1971 roku brak własnych kawałków praktycznie
dyskwalifikował kapelę).
Zgodnie z popularnym przysłowiem „Save The Best For The Last” –
najbardziej okazale prezentuje się końcówka płyty. „Hometown Bust” i
utwór tytułowy to w sumie blisko 12 minut muzycznej uczty. Pierwszy z
nich rozpoczyna się niczym tradycyjny blues, by rychło przejść w
hardrockowe rejony (porównania do Led Zeppelin były jak najbardziej
zasadne). Rusty Day pokazuje tutaj pełnię swojego wokalnego talentu,
muzycy grają jak natchnieni… Moc!
Zresztą „One Way…Or Another” – oparty na świetnym riffie – też ma w
sobie sporo z Zeppelina. Co tam McCarty wyczynia na gitarze… No i
Appice za bębnami również uwija się niczym w ukropie. Świetny finał
bardzo dobrej płyty. Po prostu: rockowa klasyka przez duże K.
10/10
Robert Dłucik
P.S. W kwietniu Cactus dwukrotnie „zakwitnie” w Polsce: koncerty
zaplanowano w Łodzi oraz Ośrodku Kultury „Andaluzja” w Piekarach
Śląskich.