Act 1
Overture
Scene 1:
The Storm
The Veil
Covenant of Faith
Rescue
Scene 2:
The Lost City
The Bonding
Ambush
Scene 3:
Judgement
History
Scene 4:
Confrontation
Vigil
Scene 5:
Shadows
Act 2
Scene 1:
Fire Dance
Scene 2:
Cursed
Closer
Disbelief
Murder
The Eleventh Hour
Scene 3:
Resting Place
The Hermit (bonus)
The Sands of Time
Scene 4:
Embrace the Fire
The Night Before
Scene 5:
The Fire of Life
Rok wydania: 2008
Wydawca: Metal Mind
Caamora, a właściwie album „She” to na rynku muzycznym bez wątpienia
wydarzenie bezprecedensowe. Zrealizowana z rozmachem rock opera Clive’a
Nolana sprawia ogromne wrażenie i chyba można zaryzykować stwierdzenie,
iż pod kilkoma względami jest to dzieło życia tego muzyka. Jak już
zapewne niektórzy z Was wiedzą (z wcześniejszej recenzji DVD) „She” to
nie tylko dźwięki, to również obraz, sztuka, która była wystawiana na
deskach katowickiego Teatru Śląskiego. Może i sama historia, na kanwie
której powstało libretto i w oparciu o którą Clive Nolan zbudował swoją
wizję wydarzeń nie należy do najwybitniejszych dzieł światowej
literatury, nie mniej muzyka, którą opowiadana historia została
ozdobiona, jest najwyższych lotów.
Na płycie nie brakuje fragmentów lirycznych, gdy trzeba jest
zdecydowanie ostrzej, chwilami wręcz metalowo. Nie brakuje tak
charakterystycznych dla Clive’a Nolana pełnych patosu i wzniosłości
motywów. Lepiej niż dobrze wypadają wokaliści, którzy wcielili się w
postacie opowiadania. Alan Reed, ze swoim charakterystycznym głosem,
Christina Booth czy Clive Nolan, który bardzo poprawił się jako
wokalista (pamiętam, że na płytach Shadowland jego głos wyprowadzał mnie
z równowagi) to prawdziwe perły „She”. Trochę więcej wymaga
przyzwyczajenie się do głosu naszej rodaczki Agnieszki. Dysponuje ona
niezwykle silnym głosem (przypominający nieco Kate Bush), ale chwilami
sposób jej śpiewania nie do końca mnie przekonuje (zwłaszcza w partiach
operowych).
Clive’ovi Nolanowi udało się skomponować płytę która, gdy tylko słucha
się jej z przepięknie wydaną książeczką w dłoniach i tekstami przed
oczami, wciąga i nie pozwala się od siebie uwolnić. Clive postanowił
nie eksperymentować, nie ma tu żadnych elektronicznych bajerów,
przeszkadzajek itd Dzięki temu nagrał płytę dokładnie taką jakiej
oczekiwała od niego większość jego fanów. Jest melodyjnie i patetycznie,
bardzo interesująco wypadają wszystkie pojawiające się orkiestracje
oraz chóry, od razu słychać kto maczał palce w komponowaniu tej muzyki.
Na koniec kilka słów o samym wydaniu płyty. Album ukazał się w kilku
wersjach. W moje ręce trafił dwupłytowy digipack. Eleganckie lakierowane
etui, przepięknie wydana książeczka, z ogromem grafik oraz zdjęć czy
jakość wykonania nie budzą zastrzeżeń! To jedna z ładniej wydanych płyt
jakie dane mi było ostatnimi czasy zobaczyć, a i tak wydawnictwo, które
posiadam to jedna ze skromniejszych wersji wydawniczych.
Osób, które cenią Nolana za jego wkład w progresywną muzykę i
przyjemność sprawia im słuchanie wszystkich jego wcieleń (Arena,
Pendragon itd.) specjalnie namawiać do Caamory nie muszę. Na pewno się
nie zawiedziecie, a w kilku fragmentach ta muzyka rzuci Was na kolana.
Wszyscy, którzy nie mięli do tej pory styczności z muzyką Clive’a (są tu
tacy?:-) mają niepowtarzalną okazję rozpocząć swoja przygodę z
twórczością mr. Nolana – warto…
9/10
Piotr Michalski