BUSH, STAN – 2010 – Dream The Dream

Bush, Stan - 2010 - Dream The Dream

1. Never Hold Back 3:36
2. I m Still Here 4:47
3. Don t Give Up On Love 3:45
4. Two Hearts 4:10
5. In My Life 4:15
6. Love Is The Road 4:13
7. If This Is All There Is 4:25
8. Dream The Dream 4:47
9. More Than A Miracle 4:25
10. Your Time 4:32
11. All That I Am 4:33
12. Sam’s Theme (The Touch) 3:47

Rok wydania: 2010
Wydawca: Frontiers Records
https://www.facebook.com/stanbushmusic


Stan Bush zapewne bardziej znany jest za wielką wodą, niż na starym kontynencie. Być może nie zrobi to na was większego wrażenia jeśli rzucę mimochodem, że na scenie rockowej nieźle poczyna sobie od ponad dwóch dekad, zdobył nagrodę Emmy, jest wzorem dla wielu grup hard rockowych (coverowali go Quiet Riot i House of Lords), do tego jest autorem wielu nieśmiertelnych i kultowych utworów jak np. piosenki, która ozdobiła pierwszą część filmu Kickboxer, czy animowaną wersję Transformers.

Skupmy się jednak na nowej odsłonie twórczości artysty – 11-tym albumie solowym. Frontiers wydaje właśnie nowy album Stana Busha – „Dream The Dream”. A przyznać trzeba, że o ile wytwórnia miewała okresy w których wydawała nieco AORowej (sorry) papki, tak rok obecny uznać trzeba dla Frontiers i wydawanego przez nich hard rocka za dość udany.
Nowa pozycja w dyskografii Busha to 50-cio minutowy album pełen świetnych melodii (przede wszystkim), zawierający sporo soczystych solówek, wiele chórków w refrenach (jeśli ktoś się wzdrygnął – niepotrzebnie – wszystko zaśpiewane jest z wyczuciem i bez lukru).

Przyznam, ze na dwanaście kompozycji na płycie mniej ciekawe są może dwie… ale w tym przypadku mniej ciekawe znaczy mniej niż bardzo dobre, natomiast bez kozery połowę mogę określić jako rewelacyjne. Zarówno początek albumu, przez genialne „If This Is All There Is” i utwór tytułowy, po zamykający album – nieco nowocześniejszy „The Touch”.

Jeśli miałbym najogólniej opisać wam muzykę zawartą na krążku na usta cistą mi się porównania z Survivor, Mr. Big i… Brazen Abbot. To ostatnie to chyba wynik melodii, których nie powstydziłby się Joe Lynn Turner i nowoczesnej przejrzystej produkcji charakterystycznej dla albumów wydawanych przez wytwórnię. Płyta brzmi soczyście i przestrzennie, nawet kilka dość archaicznych motywów klawiszowych a’la wczesne Bon Jovi nie razi. By kronikarskiej powinności stało się zadość warto wspomnieć, ze wkład w powstanie albumu mieli basista Matt Bissonette (znany także fanom progresywnego grania), gitarzysta Holger Fath (odpowiedzialny również za partie klawiszowe) oraz perkusista Matt Laug (który grał także dla Alice’a Coopera).

Obok ostatniej pozycji Crashdiet, „Dream the Dream” jest ostatnimi czasy najczęściej słuchanym przeze mnie albumem hard rockowym… a już na pewno jest to perełka jeśli chodzi o AOR. Płyta niebanalna, a zawierająca niesamowite pokłady energii i melodii.

8,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz