1. Chrystus Miasta [06:18]
2. Do generałów [03:40]
3. Nędza [02:52]
4. Prośba [03:50]
5. Kamienice [03:56]
6. Mieszkańcy [04:34]
7. Ostry erotyk [05:45]
8. O chorym synku [05:13]
9. Tekst do wygrawerowania na nierdzewnej bransoletce, noszonej stale na przegubie na wypadek nagłego zaniku pamięci [04:22]
10. To nie jest moja ziemia [03:43]
11. XI [03:10]
12. Ty [02:18]
13. Deszcz jesienny [06:09]
Wydawca: SP Records
Rok wydania: 2010
Kilka lat temu zespół Akurat – jeszcze z Tomkiem Kłaptoczem na wokalu –
nagrał świetny utwór „Do prostego człowieka”, w którym wykorzystano
wiersz Juliana Tuwima. Dlaczego wspominam o tym kawałku recenzując nowy
album Buldoga? Raz, że wokalistą tego zespołu został właśnie Kłaptocz, a
dwa – na „Chrystusie miasta” aż roi się od poezji Tuwima.
Wydawało się, że odejście Kazika Staszewskiego oznaczać będzie koniec
działalności Buldoga, kapeli założonej przez Piotra Wieteskę – byłego
basistę i obecnego menadżera Kultu. Z perspektywy czasu można śmiało
powiedzieć, że rezygnacja Kazika była decyzją słuszną. Jaki bowiem jest
sens, by ścigać się samemu ze sobą? „Płyta” – buldogowy debiut sprzed
czterech lat – mógł spokojnie ukazać się pod szyldem Kultu i byłby jedną
z najlepszych pozycji w dyskografii tej grupy.
Paradoksalnie, ale o „Chrystusie miasta” można napisać to samo. Jeżeli
komuś w ostatnich propozycjach Kultu brakowało klimatu nagrań tego
zespołu z lat osiemdziesiątych, znajdzie to właśnie na albumie Buldoga.
Ba, nawet Kłaptocz frazuje dziwnie znajomo… („Prośba”, „Kamienice”).
Ale może w tej konwencji nie można inaczej?
„Chrystus miasta” to godzinna muzyczna i tekstowa uczta. Nie
przypuszczałem, że utwory Tuwima – znanego gawiedzi przede wszystkim z
„Lokomotywy” i „Ptasiego radia” – tak znakomicie sprawdzą się w rockowej
oprawie. „Dom jak więzienie/Kamienna twierdza/Ludzie codziennie na
siódme piętra/Dźwigają serca/Odpoczywają i wyżej idą/I liczą
stopnie/Stają przy oknie/I na podwórze patrzą samotnie”. Albo: „Więc
przestańcie udawać lwy/Śmieszni ludzie, obwieszeni
gwiazdami/Pamiętajcie, że tutaj – My/Zamyśleni przechodnie/My jesteśmy
tu generałami”. I jeszcze taki fragment: „Straszne mieszkania/W
strasznych mieszkaniach/Strasznie mieszkają, straszni
mieszkańcy/Pieśnią i kopciem pełznie po ścianach/Zgroza zimowa, ciemne
konanie/Od rana bełkot/Bełkocą, bredzą/Że deszcz, że drogo, że to, że
tamto/Trochę pochodzą, trochę posiedzą/I wszystko widmo, i wszystko
fantom”. Prawda, że niedalekie od liryków Kazika Staszewskiego, Grabaża, bądź całej ekipy zbuntowanych punkowych tekściarzy?
Tuwim nie jest zresztą jedynym wielkim poetą, po którego teksty Buldog
sięgnął przygotowując „Chrystusa miasta”. Dwukrotnie pojawia się
Stanisław Barańczak, zaś album kończy przejmująca wersja „Deszczu
jesiennego” Leopolda Staffa. Klimat niczym z „Riders On The Storm”
Doorsów plus wsamplowany krzyk Roberta Planta – miód! Gwoli ścisłości:
jeden tekst popełnił także sam Kłaptocz („To nie jest moja ziemia”) i
… całkiem udanie wpisał się nim w poetykę płyty.
Przyznam szczerze: „Chrystus miasta” podoba mi się nawet bardziej, niż
bardzo dobra Kultowa „Hurra!” Tak sobie myślę, że ministerstwo od
edukacji powinno wprowadzić ten album jako obowiązkową pomoc naukową na
lekcjach polskiego w szkołach średnich. Zyskałby i polski rock (może
parę osób udałoby się do tej muzy przekonać), a i przekaz kilku
zasłużonych twórców trafiłby do szerszego grona, które po tomiki poezji
raczej nigdy nie sięgnie…
9,5/10
Robert Dłucik