1. Afterglow of Ragnarok
2. Many Doors to Hell
3. Rain on the Graves
4. Resurrection Men
5. Fingers in the Wounds
6. Eternity Has Failed
7. Mistress of Mercy
8. Face In the Mirror
9. Shadow of the Gods
10. Sonata (Immortal Beloved)
Rok wydania: 2024
Wydawca: BMG
BRUCE DICKINSON – legendarny głos heavy metalu powrócił z nowym albumem, a „The Mandrake Project” udowadnia, że będąc w świecie muzyki od dziesiątek lat wciąż potrafi tworzyć porywającą muzykę.
Album rozpoczyna ciężki, singlowy „Afterglow of Ragnarok” z kapitalnym, nośnym refrenem. To jeden z najlepszych utworów z wokalem Bruce’a od lat, utwór, który zjada wszystko co od dłuższego już czasu nagrał wraz z Iron Maiden. Zaraz po nim następuje „Many Doors to Hell”, czyli utwór, który swoją przebojowością przypomina dokonania Ghost. To kandydat na przebój i jeden z moich faworytów wydawnictwa. Również „Rain on the Graves” był już znany wcześniej, ale muszę przyznać, że nie do końca pasuje mi do Bruce’a przywodząc w sposobie śpiewania zwrotek rock opery Clive’a Nolana. „Resurrection Men” rozpoczyna się akustycznie, w nieco melancholijnym soundtrackowym duchu by potem przyspieszyć i posmagać dość surowym brzmieniem gitar. Początkowo nie do końca pasował mi refren a po czasie okazuje się, że kołacze się po głowie i nie chce jej opuścić. „Fingers in the Wounds”, po mocnym uderzeniu (z uwypuklonymi klawiszami) w otwarciu, nieco zwalnia a w tle pojawia się pianino. Pojawiają się bliskowschodnie motywy a refren to kolejny fragment zapadający w pamięci. „Eternity Has Failed” skojarzycie z “The Book of Souls” Iron Maiden… z tą różnicą, że zmienił się wydźwięk tytułu (na płycie Iron Maiden „If Eternity Should Fail”). Zaraz po nim, niczym pociąg, pędzi niezwykle ciężki i mocny „Mistress of Mercy” a dla rozładowania nagromadzonej energii kolejny „Face In the Mirror” to półakustyczny i klimatycznie bujający kawałek z uwypuklonym basem. Balladowo rozpoczyna się też „Shadow of the Gods”. Jest pianino, są smyczki, jest ujmujący nastrój, ale są też fragmenty dużo mocniejsze. W końcu jest i miejsce na niezwykle emocjonalny śpiew. Cudowny utwór. Wydawnictwo zamyka równie emocjonalna „Sonata (Immortal Beloved)” ze stopniowo budowanym klimatem.
BRUCE DICKINSON powrócił z naprawdę dobrą płytą. Muzyk swoje już osiągnął, a tu nie ma odcinania kuponów. Tu jest naprawdę cała masa wręcz młodzieńczego entuzjazmu (brakuje go w ostatnich dokonaniach Iron Maiden) i znakomitych melodii. Nie ma niepotrzebnych eksperymentów, nie ma przynudzania, jest energetycznie gdy trzeba i emocjonalnie tam gdzie tak powinno być. Utwory prezentują wyrównany poziom, ale dla kilku z nich po prostu trzeba tej płyty posłuchać.
8,5/10
Piotr Michalski
Bardzo fajna płyta.