1. Pointless Living
2. After the Storm
3. The Harvest
4. The Grand Event
Rok wydania: 2008
Wydawca: Progress Records
Na początek kilka słów o Brighteye Brisom, gdyż zapewne spora grupa
czytelników nie miała do tej pory okazji poznać tej grupy. W latach 1996
– 2000 Linus Kase, fascynat progresywnych grup z lat 70-ych, studiował
na Sztokholmskiej Królewskiej Akademii Muzycznej. Tam też poznał
Kristofera Enga, gitarzystę basowego, który tak jak i on był fanem grup
pokroju Yes. Wspólne zainteresowania doprowadziły do sformowania w roku
2000 zespołu, w skład którego, poza wymienionymi wszedł perkusista
Daniel Kase. W tym samym roku do Brighteye Brison dołączył gitarzysta
Johan Oijen, a w 2006 klawiszowiec Per Hallman. W roku 2007 Daniel Kase
został zastąpiony, za zestawem perkusyjnym, przez Erika Hammerstroma.
Rok 2008 przyniósł nam trzeci w dyskografii zespołu album – „Believers
and Deceivers”. Płyta składa się raptem z czterech kompozycji, ale
wystarczy spojrzeć na czas ich trwania i wszystko staje się jasne. Każda
kolejna kompozycja jest dłuższa i bardziej wymagająca, a zamykająca
płytę „The Grand Event” trwa ponad 34 minuty (!!). Muzycy Brighteye
Brison bardzo ciekawie zaplanowali układ płyty. Mnie kojarzy się to z
kolejnymi etapami gry – każdy następny jest trudniejszy, wymaga
większego zaangażowania i uwagi, na każdy kolejny należy poświecić sporo
czasu i nie da się go „pokonać” za pierwszym razem.
Wszyscy, którym brakuje klimatu lat 70-ych we współczesnym prog rocku
powinni bez chwili zastanowienia sięgnąć po ten album. Believers and
Deceivers to hołd dla takich grup jak Genesis, Yes czy ELP. Na płycie
nie ma elektronicznych bajerów, zespół nie korzysta z dobrodziejstw
współczesnej techniki. Króluje ciepłe brzmienie analogowych
instrumentów, pojawiają się niezwykle ciekawie zaaranżowane, na kilka
głosów, partie wokalne a częste przestrzenne, czasem wręcz
psychodeliczne, kojarzące się z improwizacjami partie klawiszy potęgują
klimat lat 70-ych. Od czasu do czasu zespół serwuje nam szalony,
zakręcony jazz, gdzie niegdzie pojawiają się ciężkie partie gitary, jest
melodia, są momenty, gdy trzeba się jej, w tym natłoku dźwięków,
doszukiwać. Na płycie nie brakuje akustycznych gitar, partii saksofonu
czy organów piszczałkowych. Bogate instrumentarium, umiejętności muzyków
oraz ich pomysły stworzyły razem płytę, która zafascynuje każdego fana
progresywnego rocka z lat 70-ych. Zaznaczam, że nie jest to płyta łatwa,
nie ma takiej możliwości aby ogarnąć ją nawet za kilkoma
przesłuchaniami. O ile rozpoczynające krążek „Pointless Living” jest
jeszcze w miarę łatwe do oswojenia, o tyle każdy kolejny utwór to nie
lada wyzwanie…ale kto nie lubi wyzwań, zwłaszcza gdy z każdym kolejnym
kontaktem „Believers and Deceivers” odkrywa przed słuchaczem kolejne
swe tajemnice…
8/10
Piotr Michalski