1. The Ship Is Thinking
2. Quarantine
3. Sorry We’re Open
4. C’est A Moi Qu’tu Parles?
5. 40°42’48.46 N 73°58’18.38 W
6. Point & Shoot
7. A Little Braindead
8. Mañana Forever
9. Alles Schon Gesehen
10. 53°32’26.81 N 09°58’47.28 E
11. Quick Fix
12. High Heels To Hell
13. In The Breaks
14. 40°49’05.02 S 172°56’39.07 W
15. Bonahula
Rok wydania: 2012
Wydawca: Warner
http://www.bonaparte.cc/
Wielokrotnie udowadniano, że muzycy i słuchacze rockowej muzyki mają poczucie humoru. By nie sięgać pamięcią daleko przytoczę przykłady, które pojawiały się w niedalekiej przeszłości na naszym serwisie. Kabareciarze wraz z muzykami zespołów metalowych zjednoczyli się wspólnie pod szyldem Ja Mmm Chyba Sciebie i nagrali przezabawny, acz gitarowy album. Hollywoodzki aktor Jack Black wraz Kylem Gasem wydali kolejny fenomenalny album Tenatious D, kipiący rubasznym poczuciem humoru. Z kolei artyści pogranicza poezji śpiewanej i kabaretu, wydawani są przez jedną z większych polskich wytwórni grania metalu i alternatywy… i sprzedają się bardziej niż przyzwoicie.
Wstęp może wyszedł mi dość ogólny, ale piję do nowej produkcji BONAPARTE. Album „Sorry, we’re open”, będzie miał w Polsce o tyle trudniej się przebić, że teksty utworów napisane są w języku angielskim, niemiecki i francuskim… Wiele „wiców” umknie zatem przeciętnemu słuchaczowi.
ALE – muzyka zawarta na tym niemal godzinnym krążku wymykając się ramom, jako całość tworzy zabawny koktajl imprezowy.
Mamy zatem w równym stopniu posługiwanie się rockowym instrumentarium, motywy typowo jazzowe (trąbki i pianino) jak i odważne wplatanie elektroniki… a nawet disco (!), do tego część deklamacji wydaje się parodiami rapu czy hiphopu.
Widać jednak, że zespół nie dorabia do tego ideologii. Bawi się konwencją, a pastisz wylewa się niemal z każdego utworu.
Całość jest bardzo plastyczna. Niewiele albumów przywodzi takie oczywiste skojarzenia od surrealizmu po muzyczne bohomazy. Podteksty erotyczne, wszelakiego rodzaju przesada, ale i zabawa – to sens tego projektu. Konwencję podsyca tak absurdalna oprawa graficzna jak i image muzyków.
To zdecydowanie jeden z tych albumów, który należy traktować z przymrużeniem oka. Jeśli akceptujecie takie podejście, to będzie muzyka dla was i doskonały towarzysz imprez. Jeśli nie – proponuję jednak słuchać po uprzednim znieczuleniu. W przeciwnym razie odbierzecie płytę jako bezsensowną i przekoloryzowaną.
Piotr Spyra