1. When One Door Opens
2. Royal Tea
3. Why Does It Take So Long To Say Goodbye
4. Lookout Man
5. High Class Girl
6. A Conversation With Alice
7. I Didn’t Think She Would Do It
8. Beyond The Silence
9. Lonely Boy
10. Savannah
Rok wydania: 2020
Wydawca: J&R Adventures
https://www.facebook.com/JoeBonamassa
Niemal dokładnie w 20 rocznicę premiery solowego debiutu „A New Day Yesterday”, Joe Bonamassa wydaje nowy materiał o dumnie brzmiącym tytule „Royal Tea”. Charakterystyczny czajniczek, filiżanki i napis „Made in England” – okładkowe grepsy nieprzypadkowe, bo amerykański wirtuoz gitary po raz kolejny nisko kłania się brytyjskim gigantom bluesa i rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Zaczyna się ten album zaskakująco: orkiestrowe dźwięki jakby żywcem zapożyczone z jakiegoś soundtracku, rychło przerwane soczystym gitarowym riffem, ale po chwili znów następuje zmiana muzycznego klimatu i … tak będzie do końca trwającego ponad 7 minut utworu „When One Doors Open”. Spokojniejsze fragmenty przeplatane metrum rodem z „How Many More Times” Zeppelinów, do tego jeszcze wejścia bębnów prosto z „Child In Time”. Trzeba przyznać, że zaszalał tutaj Mr. Bonamassa i to mocno…
Kiedy na stół wjeżdża tytułowa „królewska herbata” mamy już do czynienia z typowym dla niego graniem, ładnie ozdobionym żeńskimi chórkami i szlachetnymi partiami Hammonda. Następna w kolejce czeka ballada „Why Does It Take So Long To Say Goodbye”. Piękna, jednak tutaj ma się chyba największe wrażenie „deja vu”. Ale jak ta gitara pięknie w niej łka…
„Lookout Man!” – hardrockowe wymiatanie, złagodzone jednak przez żeńskie głosy, smaczku całości dodają partie harmonijki ustnej. W bluesowych klimatach pozostajemy dzięki „High Class Girl” – sympatyczny, fajnie kołyszący utwór… „A Conversation With Alice” oraz „I Didn’t Think She Would Do It” – porządne granie, w tym drugim sporo hendrixowania – ale najlepsze dopiero przed nami… „Beyond The Silence” – przepiękny kawałek, które wstawiłbym na każdą składankę „The Best of”, sygnowaną nazwiskiem Bonamassy.
Nie pogniewałbym się na artystę, gdyby ten właśnie utwór zwieńczył całość. Dostajemy jednak jeszcze dwie kompozycje. Totalnie różne od siebie… „Lonely Boy” to muzyczna podróż w dość odległe czasy, gdy na parkietach królował swing. Piano, dęciaki – miód! Dla kontrastu – „Savannah” – wyluzowana, przesycona Ameryką ballada. Miły dla ucha chill na finał.
Jako całość nie jest to może najlepsza płyta w dyskografii Joe Bonamassy, ale trzyma wysoki poziom. I smakuje równie dobrze jak angielska herbata. Do słuchania nie tylko „at five o’clock”!
8.5/10
Robert Dłucik