1. Evil Mama
2. King Bee Shakedown
3. Molly O’
4. Deep In The Blues Again
5. Self-Inflicted Wounds
6. Pick Up The Pieces
7. The Ghost Of Macon Jones
8. Just ‘Cos You Can Don’t Mean You Should
9. Redemption
10. I’ve Got Some Mind Over What Matters
11. Stronger Now In Broken Places
12. Love Is A Gamble
Rok wydania: 2018
Wydawca: J&R Adventures
https://www.facebook.com/JoeBonamassa/
Znany pracoholik Joe Bonamassa nie zwalnia tempa. Artysta zaczyna
„trzaskać” płyty w tempie godnym Edgara Froese (świeć Panie nad jego
duszą) i Ricka Wakemana… Na szczęście – oby jak najdłużej – ilość
idzie w parze z jakością, chociaż przydałaby się może jakaś dłuższa
przerwa, żeby premiera nowego wydawnictwa stała się wielkim świętem dla
fanów jego talentu.
„Dla każdego coś miłego” – taki podtytuł mogłoby nosić najnowsze,
trzynaste studyjne wydawnictwo Bonamassy. Lubicie dęciaki? Proszę
bardzo, fajnie wzbogacają aranżacje w paru utworach. Żeńskie chórki? A
jakże… Są tutaj fani Joe w bardziej hardrockowym wydaniu? Sięgamy na
półkę po „Molly O” – kawałek, który mógłby trafić na płytę Black Country
Communion. Również tytułowa kompozycja została zagrana z rockowym
pazurem. Cenimy artystę za przejmujące ballady? Jest „Self-Inflicted
Wounds”. Piękny utwór, z tym samym ładunkiem emocji, których dostarczały
w przeszłości „Driving Towards The Daylight”, czy „Different Shades Of
Blue”.
Znajdą też tutaj coś dla siebie bluesowi ortodoksi. Chociaż akurat
takie przeciętne kompozycje jak „I’ve got Some Mind Over What Matters”
Bonamassa mógłby sobie darować… Już lepiej wypada bujający „Pick Up
The Pieces”, z fajną partą saksofonu. Fakt, trochę… barowy, ale
naprawdę fajny kawałek. A na finał artysta funduje nam muzyczną podróż
do Chicago – stolicy światowego bluesa. I wypada w tym klasycznym,
chicagowskim graniu naprawdę stylowo.
Podsumowując: znam parę płyt z nazwiskiem Bonamassy na okładce, które
bardziej chwytały za serducho niż „Redemption”, ale najnowsza produkcja
gitarowego wirtuoza trzyma poziom. Różnorodna, urozmaicona, chwilami
porywająca… Trzynastka nie przyniosła artyście pecha.
8/10
Robert Dłucik