1. Lonesome Street
2. New World Towers
3. Go Out
4. Ice Cream Man
5. Thought I Was a Spaceman
6. I Broadcast
7. My Terracotta Heart
8. There Are Too Many of Us
9. Ghost Ship
10. Pyongyang
11. Ong Ong
12. Mirrorball
Rok wydania: 2015
Wydawca: Warner Bros
http://www.blur.co.uk/
Przełom kwietnia i maja obfituje nam w wielkie powroty po długiej
(przynajmniej płytowej) nieobecności. Za niecały tydzień na półkach
sklepowych znajdziemy nowe Faith No More, natomiast od kilku dni możemy
delektować się pierwszą od 12 lat studyjną płytą anglików z Blur. Warto
dodać, że – w końcu! – w oryginalnym składzie z Grahamem Coxonem na
gitarze. Dla niektórych będzie więc to wielki comeback po latach
szesnastu. Ten kto czekał, nie będzie czuł się zawiedziony. Wręcz
przeciwnie – powinniście skakać z radości.
Choć pewnie przed pierwszym odsłuchem niektórzy mieli pewne obawy. Jakby
na to nie patrzeć – od 2003 minęło szmat czasu. W głowach wielu
kołatały się różne myśli. Czy Albarn, Coxon, James i Rowntree po tak
długiej przerwie są w stanie przywrócić dawny blask swojej twórczości i
wznieść się na wyżyny? Czy po prostu powrócą z „odgrzewanym kotletem”,
tylko po to, aby wydobyć z kieszeń zagorzałych fanów trochę funtów? Na
szczęście wygrała opcja pierwsza. Oczywiście – tu i ówdzie słychać
starego Blura, ale całość brzmi świeżo. Więc nawet bez sekundę nie ma
się poczucia niedosytu i obcowania z kiepskim produktem.
Oczekujecie britpopowych wspomnień? Proszę bardzo – wspaniałe lata 90.
odzywają się już w otwierającym „Lonesome Street”. Słychać, że wróciła
radość ze wspólnego obcowania w studiu nagraniowym. Osoby kochające
nienachlaną przebojowość z pewnością przytulą „I Broadcast”. Utwór,
który spokojnie znalazłby miejsce na „Parklife”. Albo optymistyczny „Ong
Ong” z tym melodyjnym „na na na”. Tegoroczne festiwale tylko czekają na
taki hymn, a publiczność z pewnością podchwyci refren. Warto
zarekomendować również mocniejszy, gitarowy „Go Out”. Niedaleko lokuje
się od dawnej twórczości, ale wyróżnia go nowoczesne opakowanie
brzmieniowe.
Na przeciwległym biegunie znajdują się utwory melancholijne odsłaniające
eksperymentalne oblicze twórczości, którą pamiętamy chociażby z „Think
Thank”. Wystarczy posłuchać kosmicznego (tytuł przecież zobowiązuje)
„Thought I Was A Spaceman”. Odlatujemy w zupełnie inną przestrzeń
muzyczną. Kapitalnie prezentuje się elektroniczny „Ice Cream Man” z
melodyjką do złudzenia przypominająca tą z budki z lodami. Czy tylko mi
się wydaje, że pasowałby do repertuaru Gorillaz? Z kolei w „New World
Towers” odzywa się głośno pierwsza solowa płyta charyzmatycznego
frontmana. Nie można zapominać także o wyciskaczu łez, jakim
niewątpliwie jest „There Are Too Many Of Us” (zainspirowany
terrorystycznym atakiem w Sydney) ze wspaniałymi smykami, „marszową”
perkusją na pierwszym planie budującym nastrój i cudnym (innego
określenia nie mogę wymyślić) „Pyongyang”. Nawiasem mówiąc – mój
zdecydowany faworyt. Reasumując, panowie z Blur idealnie więc łączą
starą britpopową szkołę ze współczesną elektroniczną oprawą oraz
orientalnymi wpływami w np. „Mirrorball”. Wycieczka do studia w
Honkongu, gdzie nagrali większość materiału, robi swoje.
Po przesłuchaniu „The Magic Whip” czuć przede wszystkim radość płynącą z
głośników. W porównaniu ze smutnym „Think Thank” to płyta bardzo
optymistyczna (wystarczy spojrzeć na okładkę), nagrana na luzie przez
czwórkę przyjaciół. Płytę, którą stworzyli panowie po czterdziestce, nie
muszący nikomu nic udowadniać. W telegraficznym skrócie – na chwile
obecną najmocniejszy kandydat w kategorii płyta roku. Czekanie popłaca.
9,5/10
Szymon Bijak