1. Self-consciousness Is Sesire And
2. After 38 Weeks
3. My New Playground Became
4. Dark and Gray
5. So, It Feels Like Misunderstanding When
6. All My Hopes and Dreams Turn into
7. Affliction XXVII II MMIX
Rok wydania: 2010
Wydawca: Mystic Prod.
https://www.facebook.com/blindeadofficial
Przyznam szczerze, że na ten album czekałem naprawdę, jak na
zbawienie. Dlaczego? Poznałem zespół Blindead zaraz po wydaniu płyty
„Autoscopia: Murder In Phazes”. Już wtedy był dla mnie jasny pewien fakt
– to jest zespół absolutnie wyjątkowy. Cofnąłem się więc o dwa lata
wstecz i sięgnąłem po debiutancki „Devouring Weakness”. Nie będę owijał w
bawełnę i pisał, że od razu mnie panowie z Blindead swym pierwszym
krążkiem urzekli – nie, nie. Na początku słuchało mi się tego bardzo
ciężko. Z każdym przesłuchaniem album ten zyskiwał na wartości, choć nie
mogę powiedzieć, że dobił on do poziomu swego następcy – „Autoscopii”.
Znam już dobrze pierwsze dwa krążki – przerwa.
Po dobrym debiucie i kapitalnej wręcz drugiej płycie ukazał się mini
album – „Impulse”. Wtedy właśnie o formacji Blindead sobie
przypomniałem. Powalającą kompozycją okazał się absolutnie genialny
numer tytułowy. Długi, transowy, wciągający i bardzo przestrzenny utwór
okazał się być post-metalowym cudem. Wtedy byłem pewien, że Blindead to
wielka nadzieja gatunku, który w naszym kraju na pewno dobrze nie
prosperuje. Na dodatek nadzieja na skalę światową. Teraz już nie ma
wątpliwości. Po „Affliction XXIX II MXMVI” Blindead jest rozpoznawany
nie tylko w Polsce. Nową płytą trójmiejskiej kapeli zachwycają się
bowiem słuchacze z całego świata. Ci, którzy w gatunku siedzą nie od
dziś, twierdzą, iż „Affliction” można stawiać na równi z klasykami
takich zespołów, jak Isis, Cult Of Luna, Minsk, czy nawet Neurosis.
Trudno się nie zgodzić. Chwała polakom za to.
Najnowszy album Blindead to koncept opowiadający historię pewnej
dziewczynki chorej na autyzm. Chcąc się zagłębić w sens owej opowieści
należy przeczytać fantastyczne opowiadanie Piotra Kofty – „Rytm”.
Znajduje się ono w książeczce, która zresztą stanowi dodatkowy atut
albumu. Wydanie jest bowiem wprost przepiękne. Prócz opowiadania możemy
ujrzeć teksty napisane w sposób niezwykle charakterystyczny
(niestaranny) oraz rysunki autorstwa Katarzyny Sójki, które idealnie
pasują do całego konceptu i klimatu, który oddaje nam muzyka zawarta na
„Affliction”. W książeczce wszystkie teksty mają wyróżnione jedno
zdanie, które jest oznaczone kolorem czerwonym. Do każdego utworu
również mamy dopasowane rysunki inspirowane sztuką Leonarda Da Vinci.
Wszystko to współtworzy cudowną całość, ale w końcu najważniejszą jej
częścią jest sama muzyka…
Nie sposób mówić o poszczególnych utworach, jak i nie sposób słuchać
albumu inaczej niż w całości, w pełnym skupieniu. Siedem pięknych i
równych kompozycji zostało podzielonych na dwa zdania, które oddziela od
siebie „kropka” pod koniec czwartego tytułu.
Zdanie pierwsze… „Self – consciousness is desire and after 38 weeks my new playground became dark and gray.”
Zaczyna się spokojnie, lecz mrocznie. Kapanie wody. Klimatycznie
grający kontrabas Bartka Reszelara wciąga nas w początek otchłani, która
z każdym dźwiękiem zaczyna się rozkręcać, aż w końcu wybucha potężnym
riffem. To jeden z najmocniejszych momentów tego dzieła – już na sam
początek. We znaki daje się również pięciostrunowy bass Piotra
Kawalerowskiego oraz przeraźliwy wrzask Patryka Zwolińskiego/all the
world dreams are In this picture/. W końcu wszystko się uspokaja. Patryk
zaczyna śpiewać delikatnie, a w zasadzie można tutaj nawet mówić o
melorecytacji. Gitary są łagodne, w tle pięknie pogrywa trąbka Maćka
Lubienieckiego. Melodia powoli przemija – leniwie i melancholijnie./I
have a strong sense of assured safety/. Nagle znów wracamy do „żywszego”
tempa. Nie ma jednak mowy o ciężkich i brutalnych partiach. Wspaniale
spisuje się na perkusji Konrad Ciesielski uderzając równo i w
najbardziej odpowiednim momencie. Cudowna i barwna gra, smutnych mimo
wszystko gitar, uwypukla nam rzecz, która staje się pierwszym planem –
dwuliniowy wokal. Z jednej strony potężny krzyk Patryka, z drugiej lekki
i czysty śpiew Jana Galbasa będący pięknym tłem i uzupełnieniem dla
głównego wokalisty. Nagła eksplozja i przyspieszenie/you never speak my
name/. Po raz kolejny zmiana klimatu rzucająca nas w ciemną i szarą
przepaść. Tym razem prócz niskiej linii basu i kapitalnie brzmiącej
perkusji na pierwszy plan wysuwają się klawisze. Depresyjne brzmienie
„psychodelicznej bajki” stworzyli nam tutaj Bartosz Hervy oraz Paweł
Smakulski. Patryk ponownie bardziej mówi niż śpiewa, a jego głos brzmi
bardzo nienaturalnie. Pierwsze zdanie kończy się w sposób o tyle
genialny, co dobijający/A blackness to hurt your ears with listening/.
Zdanie drugie… „So, it feels like misunderstanding when all my hopes and dreams turn into affliction XXVII II MMIX”
Smutek powoli wyłania się, jakby z oceanu, by po chwili uderzyć
potężną i agresywną falą dźwięku. Wszechmocne gitary Marka Zielińskiego
oraz Mateusza Śmierzchalskiego – znanego bardziej pod pseudonimem Havoc –
dosłownie wgniatają swoją potęgą. Po chwili robi się spokojniej.
Wchodzi wokal, a klawisze wręcz podcinają nogi dając wyraźnie do
zrozumienia, iż nic wesołego już się nie wydarzy. Każdy dźwięk wciąga
nas w czarną przestrzeń bezradności – królestwo czystości/Kingdom of
purity/. Spokój. Smutny spokój prowadzi nas poprzez kolejną bramę.
Drugie zdanie już teraz wydaje się być jeszcze smutniejsze od
pierwszego. Odgłosy bawiących się dzieci jeszcze bardziej pogłębiają te
odczucia. Melancholia rozpaczy. Patryk śpiewa: „I wish I knew how to
travel in time”. Sekundy bezradnie mijają do momentu „Cruel betrayal” i
kolejnej dawki ciężkich uderzeń/no one want to be alone/. Zakończenie.
Odpowiednio wywarzone nuty delikatnie plączą się tworząc atmosferę
zwiastującą nadejście kolejnego, ostatniego już wybuchu. Coś wyraźnie
wisi w powietrzu. Czuje się to z każdym następnym tchnieniem. Wspaniale
grające gitary powoli doprowadzają nas do końca tej niezwykle smutnej,
choć pięknej opowieści muzycznej. Wielki finał. Ostateczne, wspomniane
już wcześniej uderzenie. Krzyk Patryka, który wyśpiewuje tytuł
„Affliction” oraz słowa „I pray for your souls” i… kapanie wody/Well I
Shall have to stay here for ever and ever/.
Po pierwszym przesłuchaniu tego albumu czułem się dość dziwnie.
Wydawało mi się, że coś jest nie tak. „Affliction” jednak niczym owoc
dojrzewał wraz z każdym następnym odsłuchem i mogę śmiało stwierdzić, iż
przebił kapitalną zresztą „Autoscopię”.
Cóż… wspaniała muzyka, wspaniałe wydanie, wspaniały koncept, wspaniałe
opowiadanie Piotra Kofty. To wydawnictwo zbudowane jest po prostu
idealnie. Warto więc się zagłębić w muzykę oraz w cały sens albumu,
koniecznie czytając przy tym niewesołe (delikatnie mówiąc ) opowiadanie
będące według mnie nieodłączną częścią tego arcydzieła.
10/10
Bartosz Trędewicz