1. Self-consciousness Is Sesire And
2. After 38 Weeks
3. My New Playground Became
4. Dark and Gray
5. So, It Feels Like Misunderstanding When
6. All My Hopes and Dreams Turn into
7. Affliction XXVII II MMIX
Rok wydania: 2010
Wydawca: Mystic Prod.
https://www.facebook.com/blindeadofficial
29-ego lutego 1996 roku na lotnisku w peruwiańskiej Arequipa podchodząc
do lądowania rozbił się Boeing 732-222. W katastrofie samolotu zginęły
123 osoby. Na ile cierpienie ofiar i ich rodzin tego tragicznego dnia
nawiązuje do tytułu najnowszego krążka Blindead trudne jest do oceny.
Niemniej jego warstwa muzyczna odpowiada stanowi uczuć, który pojawił
się tego dnia w Peru i w pozostałych państwach, z których pochodziły
ofiary. Smutek, żal, cierpienie. Tym przepełniony jest trzeci studyjny
album Blindead. Tym przepełniony jest Affliction XXIX II MCMXCVI.
Następca albumu pt. Autoscopia/Murder In Phazes to pierwszy krążek grupy
z Gdyni wydany nakładem Mystic Production, ale zmiany barw nie wpłynęły
na charakter grupy. Blindead to unikatowy zespół na polskiej scenie
ciężkiej muzyki, a jego unikatowość polega na precyzyjnej kreacji
klimatu brudnego, zdruzgotanego i zniszczonego. Uważałbym na porównania
Blindead do konkretnej grupy zespołów, bo grupa łączy w swojej muzyce
zarówno wpływy sludge i doom metalu, post rocka, muzyki progresywnej
oraz elementów elektronicznych. To wszystko można uświadczyć na
Affliction XXIX II MCMXCVI.
Nowy album Blindead to materiał nagrany w identycznym składzie, który
przed dwoma laty utworzył inną muzyczno-ponurą wędrówkę, wspomnianą
wcześniej Autoscopię / Murder In Phazes, a w między czasie wydał też
EP-kę pt. Impulse. Zgranie i self zrozumienie w zespole można odczuć
niemalże w każdym aspekcie krążka. Role gdyńskiego sekstetu wydają się
rozpisane w każdym szczególe i naprawdę trudno zarzucić zespołowi coś
konkretnego pod kątem rozmieszczenia partii wokalno-instrumentalnych.
Grupa nie odpuściła żadnego dźwięku – album sprawia wrażenie
dopracowanego w każdym detalu.
Trudną sztuką byłoby scharakteryzowanie tego materiału rozkładając go na
czynniki pierwsze, bo krążek tworzy spójną i wyraźną całość. Moim
zdaniem tylko umownie składającą się z siedmiu oddzielonych od siebie
części. Zespół z Gdyni wykreował nacechowaną pesymistycznymi uczuciami
wędrówkę, w której od pierwszych do ostatnich nut dominuje
charakterystyczne, spopielone tło. Dużą rolę w tej warstwie odegrały
schizofreniczne, poszarpane gitary Zielińskiego i Śmierzchalskiego,
których częstość pojawiania się oraz momenty, w którym to następuje
można porównać do wybuchów stanów lękowych osoby chorej psychicznie.
Nieoceniony wkład w klimat nowego Blindead wniósł też nieokiełznany,
wielobarwny wokalista Zwoliński, który na Affliction XXIX II MCMXCVI
potwierdza swoje umiejętności w gładkim przechodzeniu ze stromych partii
wokalnych na lżejsze, niemal gładziutkie śpiewy. Oczywiście całość nie
brzmiałaby dobrze gdyby nie bogato obsadzone klawisze i zestaw sampli,
za które odpowiada Hervy oraz instrumentalne odkurzacze dźwięków
Ciesielskiego i Kawalerowskiego.
Blindead na swoim trzecim studyjnym albumie nie poddali się żadnym
kompromisom. Bezsprzecznym atutem krążka jest to, że kompozycje na nim
zawarte nie będą odpowiadać dużej grupie osób. Ich wielowątkowość,
ciężar gatunkowy, rozbudowane mroczne pejzaże i pełny zestaw
niekontrolowanych wybuchów instrumentalno-wokalnych tworzą poczucie, o
którym zdążyłem już w tej recenzji wspomnieć… poczucie strachu, żalu,
bólu i zniszczenia. O wiele bardziej odczuwalne i wyegzaltowane aniżeli
ma to miejsce w muzyce zespołów bardziej ukierunkowanych na konkretny
gatunek w muzyce. Affliction XXIX II MCMXCVI to odpowiedź na ciemną
stronę dzisiejszych czasów. Psychoanaliza połączona z nieskuteczną
terapią, bo świat zawarty w tekstach nowego Blindead to świat z którego
nie ma ucieczki. Silent Hill w wydaniu Gdynian.
Naprawdę ciężko jest mi wyobrazić sobie lepsze zakończenie roku na
polskiej scenie ciężkich brzmień niż to, które zaserwowała grupa
Blindead. Affliction XXIX II MCMXCVI to spójna, pozbawiona
niepotrzebnych elementów i rozbudowana w warstwie instrumentalnej
muzyczna opowieść. Jej klimat pozostaje na długo w pamięci i odciska na
niej trwałe piętno… można się przestraszyć.
9/10
Robert Bronson