01. Lucifer’s Bride
02. Pan Demonium
03. Legacy Of Rock
04. Black Rider
05. Red Death
06. Warning
07. Broken Heart Blues
08. Holy Deceiver
09. Iron Ground
10. Say Goodbye To Heaven
Rok wydania: 2013
Wydawca: Defense Records
http://www.blacksnakeband.pl
Twórcy rozrywkowego metalu suto zakrapianego rock ‘n’ rollem mogą czuć
na swoich plecach oddech konkurencji, za sprawą wydawnictwa „Lucifer’s
Bride”. Jest to druga produkcja Blacksnake pochodzącego z Przemyśla.
Podlana diabolicznym sosem płyta zachęca do siebie wieloma atutami, więc
kto jest ich ciekawy, niech czyta dalej.
Wydawnictwo na wstępie intryguje specyficzną oprawą graficzną, której
perwersyjno – pikanteryjny charakter porusza wyobraźnię. U jednych może
ona wywoływać awersję, u innych za to zgoła odmienne odczucia, ale
faktem jest, że obraz robi wrażenie.
Muzycznie Blacksnake podąża utartymi szlakami bez usilnych dążeń do
odkrywania nieznanego – tutaj zaskoczeń nie będzie. Panowie z
powodzeniem wykorzystują metodę dobrego riffu i melodyjnego refrenu, bez
porywania się na wysublimowane rozwiązania. Jest prosto, wyraziście i
czytelnie. „Devil’s Bride” to blisko 40 minut rock/metalu w iście rock
’n’ rollowym wcieleniu z lekkim liźnięciem punk rocka, którego obecność
zaznacza zaczepno – zadziorny wokal. Jego specyfika/maniera oraz barwa
przywołują na myśl brytyjskie kapele buntownicze sprzed wielu lat. Na
tym nowinek nie koniec. Świetne wrażenie robią zdobniki/wstawki typu
hammondowe brzmienia, diamondowy wstęp do „Legacy Of Rock“, solo na
saksofonie przy okazji „Broken Heart Blues” czy też wywołujące ciarki
wokale, stylizowane na dziecięcą wyliczankę, w utworze tytułowym.
Właśnie te wszystkie dodatki, ornamentacje czynią wydawnictwo bardziej
ciekawym, na pewien sposób oryginalnym. Teraz ktoś „zapluje” mnie
stwierdzeniem – co oryginalnego jest w zastosowaniu np. purplowo –
hammondowych brzmień?! No cóż może innowacyjności w tym niewiele, ale w
zestawieniu z resztą dźwięków, efekt bardzo pozytywny. Poza tym w
kompozycjach czuć sporo luzu, co prezentują choćby gunsowy „Broken Heart
Blues” czy acidowy „Warning”, gdzie wokal przypomina manierę Titusa.
Będąc przy porównaniach, na pewno każdy usłyszy ich wiele, ale nie ulega
wątpliwości, że ekipa z Przemyśla dodaje też coś od siebie.
Zarzuty? Płyta jest nieco zbyt równa, jednolita. Znikoma różnorodność
powoduje, że momentami człowieka dopada znużenie, a przy tego typu
dźwiękach powinno wgniatać w fotel. Jednym słowem zabrakło ciutkę
piekielnego ognia i siarki, której odpowiedni poziom prezentuje mroczna
okładka. Dopiero na sam koniec, jak człowiek nie spodziewa się już
niczego zadziwiającego, Blacksnake wali po twarzy motörheadowo brzmiącym
„Say Goodbye To Heaven”, gdzie miejscami pięknie zastosowano
naprzemienne „stopę”. Takich pocisków, czadu, szybkości i energii
powinno być znacznie więcej.
Podsumowując, „Lucifer’s Bride” to solidna porcja rock/metalowego grania
o hulaszczym wydźwięku, z wyczuwalną obecnością czarcich klimatów. To
muzyka dla każdego zwolennika gitarowych brzmień. Nie jest to, co
prawda, muzyka do głębokiej kontemplacji, ale fani kapel pokroju
Motörhead. Chrome Division czy Leash Eye nie potrzebują drugiego dna. Ma
być jazda, szaleństwo, impreza, a Blacksnake w tej materii ma coś do
zaoferowania, szczególnie tym mniej grzecznym 😉
7/10
Marcin Magiera