1. I Think It’s Going To Rain Today
2. Troika
3. The Last Leaf
4. Lady In Black
5. Minstrels In The Hall
6. The Temple Of The King
7. Dancer And The Moon
8. Galliard
9. The Ashgrove
10. Somewhere Over The Sea (The Moon Is Shining)
11. The Moon Is Shining (Somewhere Over The Sea)
12. The Spinner’s Tale
13. Carry On… Jon
Rok wydania: 2013
Wydawca: Frontiers Records
http://www.blackmoresnight.com
Grupa Blackmore’s Night wydała w tym roku nowy album i już w pierwszym
zdaniu odeślę do innego (wyśmienitego) tegorocznego wydawnictwa
wszystkich tych którzy z każdym krążkiem kapeli mają nadzieję na
purpurowe czy tęczowe akcenty (a już broń Boże nie zaczynajcie słuchania
płyty od kawałka 11-tego, niepotrzebnie narobicie sobie nadziei).
Ritchie Blackmore i Candice Night działają na polu muzyki inspirowanej
żywo średniowieczem, renesansem i wszelakiej maści folklorem. Raczą nas
ponownie urokliwymi instrumentalami, jak i kapitalnymi żywymi
zaśpiewami.
Mimo, że kilka kompozycji na nowej płycie opartych jest wyłącznie na
gitarze akustycznej i wokalu, na albumie znajdziemy sporo żywych
korelacji pomiędzy muzykami. Nie po raz pierwszy Blackmore’s Night
pokazuje nam zgranie trupy muzycznej i oprócz żywej muzyki wieków
średnich czy też klimatu renesansowego na pograniczy folku mamy szczyptę
nowoczesności. Chodzi mi o subtelne patenty, gdzie dla uzyskania
gładkiego brzmienia zastosowano Więcej klawiszowego tła. Oczywiście nie
ma mowy o rewolucji. W instrumentarium (wyjątek omówię za parę chwil).
Mamy do czynienia raczej z gitarami akustycznymi, smykami, fletami i
rożnego rodzaju przeszkadzajkami perkusyjnymi, aczkolwiek na wspomniany
element zwróciłem uwagę.
W folkowych fragmentach z kolei nacisk na akcenty celtyckie został nieco
zrównoważony klimatami cygańskimi (choć pewnie muzykom zdawało się że
idą w kierunku folkloru rosyjskiego – „Troika”).
Jeśli chodzi o kwestię gitar, Ritchie Blackmore niezmiennie czaruje
akustycznymi motywami. Soczyste patenty i sola chwytają za serce – to
prawda. Elektryczne solówki, których tutaj nie zabrakło brzmią z kolei
raczej Oldfiedowsko. Choć i kilka elektrycznych riffów wyszło spod
palców Blackmore’a („Lady in black”).
Może powiecie, że to nic nowego. I właściwie trudno się nie zgodzić z
taką tezą. Ale chyba nie takie zadanie postawił sobie Blackmore z żoną.
Może i przez parę lat zanotowałem rozbrat z muzyką bandu, a ich płyt
słuchałem okazyjnie u znajomych… Nowej płyty jednak słucha mi się
wyśmienicie. Nie jestem pewien zatem czy wspomniane przeze mnie
nowoczesne akcenty pojawiły się w muzyce zespołu znienacka, jednakże ja
wyczuwam sporą różnicę między obecną płytą a choćby moim ulubionym
„Under the Violet Moon”. Wyłapuję tu sporo nowości świeżości, a całość
brzmi kapitalnie.
Wróćmy do wspomnianego wyjątku w instrumentarium. Utwór „The Moon is
Shining (Somewhere over the Sea)”, zaczyna się wręcz elektronicznie, by
zamienić się w gitarowy kawałek podszyty elektroniczną ścianą klawiszy i
może na siłę znajdziecie tu podobieństwa do purplowego podejścia, ja
będę obstawał przy klimatach Oldfieldowskich/Moore’owskich raczej.
Aczkolwiek akcencik miły, tym bardziej że jest to przeróbka utworu
poprzedniego (aczkolwiek wpis w booklecie podpowiada, że było zgoła na
odwrót). Zapytacie „można”? Odpowiem… „tylko po co?”.
Cieszę się że utwór nie pojawił się na początku albumu, rozbudziłby
jedynie nadzieje… tak – jest akcentem – niczym więcej… chyba nikt
nie widzi w nim zwiastuna zmian.
Nie ważę się oceniać płyty w kategorii regularnego wydawnictwa
rockowego, ale też uważam że przesadą byłoby umieścić ten tekst w dziale
Non-Rock. Mamy w końcu do czynienia z materiałem gitarowym. Mimo że nie
mam już złudzeń co do powrotu Blackmore’a na łono rock’a nowej płyty
Blackmore’s Night słucha się wyjątkowo dobrze właśnie ze względu na jego
partie. Pozwólcie jednak że oceny punktowej nie wystawię.
Tą płytę właściwie możemy potraktować zero-jedynkowo. Albo się ludziom
podoba, albo strzelają focha, obrażają się na facetów w rajtuzach – i
opowiadają, że ci grają dla nich „za miętko”… Wierzę, że wśród
czytelników naszego serwisu więcej jednak tych pierwszych.
Piotr Spyra