BLACK THERAPY – 2016 – In the Embrace of Sorrow, I Smile

BLACK THERAPY - In the Embrace of Sorrow, I Smile

01. Tears of Innocence
02. In the Embrace of Sorrow, I Smile
03. The Foolishness of Existence
04. Stabbed
05. She, the Weapon
06. Paintings of a Black Ocean
07. Voices in My Head
08. Theogony
09. The Final Outcome
10. Infected

Rok wydania: 2016
Wydawca: Apostasy Records
http://www.blacktherapy.it/


Tymi słowami kończyła się moja recenzja „The Final Outcome”, EPki z 2014 roku włoskiej grupy BLACK THERAPY „…w przypadku tego zespołu cztery utwory to stanowczo za mało – niedosyt pozostaje. Mam nadzieję, że Włosi już niebawem zawrą szyki i przystąpią do realizacji pełnego następcy „Symptoms of a Common Sickness”, czekam…”

No i cóż doczekałem się! Metalowa brygada ze słonecznej Italii pod koniec 2016 roku wydała swój drugi album studyjny. Już na wstępie mogę stwierdzić, że „In the Embrace of Sorrow, I Smile” to materiał dojrzalszy i na pewno lepiej wyprodukowany, choć skład zespołu (do tego czasu) pozostawał bez zmian – obecnie grupa przeszła istotną metamorfozę o charakterze personalnym (z pierwotnego składu zostały wyłącznie dwie osoby?!). Zmienił się również wydawca oraz logo zespołu – obecnie jest ono bardziej czytelne, ugrzecznione. Natomiast stylistycznie można mówić o kontynuacji kierunku jaki zespół zaprezentował na poprzednich wydawnictwach, czego najlepszym potwierdzeniem jest ponowne wykorzystanie utworu tytułowego z ostatniej EPki.
Album inicjuje atmosferyczne intro, poniekąd przywołujące na myśl marsz pogrzebowy (przynajmniej z początku) i tutaj swoje piętno odcisnął Francesco Ferrini z FLESHGOD APOCALYPSE. Utwór stopniowo nabiera na sile, robi się gęściej, a po chwili wyhamowania, całość nabiera innego oblicza, płynnie przeobrażając się w nastrojowo metalowy „In the Embrace of Sorrow, I Smile”. Tytułowa kompozycja tylko pod pewnymi względami odzwierciedla charakter oraz klimat wydawnictwa. Ten jest nieco zróżnicowany, przede wszystkim biorąc pod uwagę intensywność energetyczną. Już przy okazji kolejnego „The Foolishness of Existence”, Włosi podkręcają obroty pozwalając sobie na mniej wolnych przestrzeni i tutaj można poczuć pewne podobieństwa np. wobec ARCH ENEMY czy też CHILDREN OF BODOM. Robi się bardziej drapieżniej, a atmosferyczność schodzi na dalszy plan. I tak w zasadzie, właśnie te dwa kawałki wyznaczają stylistyczne uwarunkowania i upodobania BLACK THERAPY, chociaż kolejne numery przynoszą również i inne światło (chociażby „Stabbed” z większą dozą deathmetalowej agresji). Dla większej przejrzystości można pokusić się o stwierdzenie, że ich muzyka łączy w sobie elementy death, doom i black metalu. To też nie przeszkadza w niczym by okazjonalnie pokazać całkiem delikatne oblicze co dobitnie odzwierciedla spokojny „Paintings of a Black Ocean” z „zakonnymi” zdobieniami wokalnymi.

Warto też zwrócić uwagę na kwestie wizualne; oprócz klimatycznej okładki z motywami przyrody, ciekawie prezentuje się wnętrze książeczki. Każdy utwór jest opatrzony małą grafiką, stricte nawiązującą do warstwy lirycznej. Wyjątek stanowi „Paintings of a Black Ocean”, któremu poświęcono aż dwie strony. Natomiast jeżeli chodzi o warstwę tekstową, BLACK THERAPY poruszają tematy związane z egzystencją człowieka (cierpieniem, samotnością, zagubieniem) jak również niepokojącymi relacjami międzyludzkimi czy też zagadnieniami związanymi z boskością. To wszystko razem w połączeniu z dość klimatyczną (choć także i energetyczną) muzyką stanowi zgrabnie dopasowaną układankę, której poszczególne elementy mają istotne znaczenie.

Reasumując, jeżeli komuś przypadła do gustu zawartość „The Final Outcome” oraz debiutanckiego „Symptoms of a Common Sickness”, temu z wysokim prawdopodobieństwem spasuje „In the Embrace of Sorrow, I Smile”. Na tym wydawnictwie zespół nie zmienił preferencji muzyczno – stylistycznych. Jednak w sposób znaczący poprawiła się jakość tworzonych dźwięków, bardziej dopieszczono szczegóły, ogólną oprawę. BLACK THERAPY osiągnął wyższy poziom, a jak będzie w przyszłości (szczególnie mając na uwadze personalne roszady), czas pokaże. W przypadku tego zespołu na pewno warto poczekać, by się o tym przekonać.

7,5/10

Marcin Magiera


Dodaj komentarz