1. End of the Beginning
2. God is Dead
3. Loner
4. Zeltgeist
5. Age of Reason
6. Live Forever
7. Damaged Soul
8. Dear Father
Wydawca: Vertigo/Universal
Rok wydania: 2013
http://www.blacksabbath.com
Wydawało się że nad dziewiątą płytą Black Sabbath z Ozzym Osbournem za
mikrofonem wisi jakieś fatum. Pierwsza próba reaktywacji w 1997 roku
wszak przyniosła wiele radości fanom w postaci spotkań z ulubieńcami na
żywo (także i polskim, rok późnej wystąpili w katowickim Spodku),
jednak fonograficznie pozostawiła po sobie tylko płytę koncertową
„Reunion”. Jedyną próbą ich ówczesnej kondycji kompozytorskiej były dwa
utwory premierowe zarejestrowane w studio, które zostały dodane do tego
wydawnictwa. Album z całkowicie nowym materiałem nie powstał. I kiedy
wydawało się że szansa na takie wydarzenie bezpowrotnie się oddala, 11
listopada 2011 (11.11.11) na specjalnej konferencji prasowej
zorganizowanej w Los Angeles grupa oświadczyła, że długo wyczekiwana
płyta będzie i sporo materiału już jest zarejestrowane. Kilka miesięcy
później zaczęły docierać najgorsze z możliwych informacji o tym, że
Tony’ego Iommiego dotknęła choroba nowotworowa. Gitarzysta okazał się
niezwykłym twardzielem, jednocześnie przechodząc bardzo wyczerpujące
terapie, pracował nad nowymi utworami i ostatecznie płyta jest!
Nastąpiła jednak jedna zmiana w składzie, pierwszego perkusistę zespołu
Billa Warda, który popadł w konflikt z kolegami, zastąpił muzyk z Rage
Against The Machine – Brad Wilk.
Album nosi tytuł „13” jest pierwszym pełnowymiarowym wydawnictwem z
Ozzym jako wokalistą od czasu wydania „Never Say Die!” z roku 1978. W
wersji podstawowej zawiera osiem kompozycji, nawiązujących do
najlepszych płyt Black Sabbath z lat siedemdziesiątych. Taka była z
resztą koncepcja Ricka Rubina, charyzmatycznego producenta , który
podjął się pracy nad trzynastką. Wiadomo że jest mocną osobowością i
jeżeli już podejmuje się jakiegoś wyzwania to ma przygotowaną własną
wizję. Przed przystąpieniem do tworzenia i realizacji nagrań kazał panom
przesłuchać, i to nie jeden raz, pierwsze cztery płyty z ich własnej
dyskografii. Efekt? Grupie zdecydowanie udało się uchwycić w nowych
utworach klimat grozy, tajemniczości zawartej w muzyce sprzed lat.
Pierwszy singiel „God Is Dead?” zapowiadał, jeszcze przed ukazaniem
się całej płyty, że można się spodziewać znajomych dźwięków.
Progresywny, rozbudowany utwór, ze zmianami nastrojów i tempa
zaczynający się od charakterystycznego gitarowego riffu. Podobnie jest
z otwierającym całość „End of the Beginning”, którego początek można
kojarzyć z legendarnym już utworem tytułowym z pieszej płyty („Black
Sabbath”). „Loner” mógłby się znaleźć w repertuarze „Master of Reality”
, znowu mocna, melodyjnie brzmiąca gitara, bardzo typowa dla
Iommiego, potwierdzająca jego niezwykły talent do tworzenia
chwytliwych riffów. Znalazło się też miejsce dla rozpływającej się w
powietrzu, akustycznej ballady „Zeltgeist” podobnej do „Planet Caravan”
z albumu „Paranoid”. Odrobinę bluesa otrzymujemy w „Damaged Soul”,
numerze ze świetną dramaturgią, zakończonym robiącym wrażenie gitarowym
popisem mistrza. Na koniec pojawia się „Dear Father”, w którego finale
słychać odgłos nadchodzącej burzy, padającego deszczu i złowrogo
brzmiących dzwonów. Można powiedzieć że historia Black Sabbath się
zapętliła, bowiem w taki sposób zaczyna się utwór numer jeden
umieszczony na debiutanckim longplayu z 1970 roku. Pozostaje uzyskać
odpowiedź na pytania które wyśpiewuję Ozzy na samym początku utworu
„End of the Beginning”–„ Is this the end of the beginning? Or the beginning of the end?” („Czy to koniec początku” Czy początek końca?”)
. Właśnie, czyżby ten album jest symbolicznym zakończeniem kariery
zespołu? Czy raczej nowym rozdziałem ? Być może w niedługim czasie
doczekamy się jakiegokolwiek potwierdzenia, póki co można się cieszyć
kolejnym dobrym albumem Black Sabbath.
8/10
Witold Żogała