1. Ready To Go Part 1
2. We’ve Let You Go
3. The One
4. The World We Live In
5. Rishikesh / Liverpool / Rishikesh
6. Coming Up For Air
7. Asymmetrical Vision
8. From Out Of Nowhere
9. I’ll Be Gone
10. Ready To Go Part 2
11. Farewell
Rok wydania: 2010
Wydawca: Oskar
http://www.myspace.com/theblacknoodleproject
The Black Noodle Project to zespół, który nie nagrał dwóch jednakowych
płyt. Każdy z czterech krążków autorstwa francuskiej formacji jest inny.
Był akustyczny „And Life Goes On”, bardzo klasyczny „Play Again”, w
końcu ciężki i mroczny „Eleonore”. Najnowszy materiał „Ready To Go” to
znów nieco inne dźwięki. Można powiedzieć, że muzycy zebrali na tym
krążku cechy charakterystyczne swoich wszystkich albumów. Są akustyczne
smaczki, floydowskie „odloty” jest też i miejsce dla ciężaru „Eleonore”.
Całość otwiera długie, trwające ponad cztery minuty bardzo klimatyczne
intro „Ready To Go Part 1” po którym przechodzimy do bujającego „We’ve
Let You Go” z niesamowitą gitarową solówką. Trzeci w kolejności „The
One” otwiera długi, piękny wstęp z akustycznymi gitarami i dialogiem
dwóch osób. Niezwykły to utwór, nastrojowy i smutny. „The World We Live
In” to próba przypomnienia słuchaczom, że zespół flirtował już z metalem
a ciężkie riffy nie są im obce. Motoryka, którą charakteryzuje się ta
kompozycja wywołuje mimowolne tupanie nogą a wkomponowany monolog w
języku francuskim nadaje jej posmaku mroku jakże charakterystycznego dla
poprzedniego albumu Francuzów. „Rishikesh / Liverpool / Rishikesh” to
psychodeliczny, instrumentalny odlot w hinduskie rejony – niemal
transową muzykę przerywa ostre brzmienie gitary i z Rishikesh udajemy
się do Liverpoolu by jeszcze pod koniec powrócić na chwilę do tego
indyjskiego miasta. „Coming Up For Air” to mały ukłon w kierunku stacji
radiowych? Tak przebojowej piosenki ten zespół jeszcze nie nagrał. Jest
rockowo i melodyjnie a w lekkiej atmosferze mijają nam cztery minuty z
kawałkiem. „Asymmetrical Vision”, czyli siódmy w kolejności to znów
powrót mroku i ciężaru. Pobrzmiewa tu Type o Negative a niskie dźwięki
basu wzbogacone brzmieniem gitary snują swą mroczną opowieść. „From Out
Of Nowhere” – mówi Wam coś ten tytuł?? A jakże to cover Faith No More.
Całkiem fajnie zagrany, z kobiecym wsparciem wokalnym, ale czy
potrzebny? Odnoszę wrażenie, że trochę tu ten utwór nie pasuje i
wolałbym w tym miejscu autorską kompozycję Jeremiego i kompanów. Po tym
rockowym przerywniku, przechodzimy do „I’ll Be Gone”. Znów powraca
nostalgiczny nastrój. Pojawiają się dźwięki pianina, które wypełniają
znaczącą część tej pięknej kompozycji. Ma ona w sobie coś ulotnego i
niezwykłego. Dla mnie to jeden z najmocniejszych punktów płyty.
Teraz pora na danie główne bo chyba tak można powiedzieć o trwającym
ponad piętnaście minut „Ready To Go Part 2”. To kolejny „killer” tego
wydawnictwa. Kłania się Pink Floyd i mistrzowie gatunku!! To chyba jeden
z najlepszych utworów jaki ten zespół kiedykolwiek nagrał. Posiada
atmosferę lat 70-ych, gdy progresywny rock całymi garściami czerpał z
psychodelicznych dźwięków. Jakiż klimat, jakie brzmienie gitar, do tego
Hammondy i saksofon. To niesamowita podróż w czasie. Transowy początek,
Gilmourowa gitara a na tym tle czysty głos Jeremiego, klu utworu to
instrumentalna partia środkowa – jest wręcz powalająca a fani the Doors
czy wspomnianego Pink Floyd poczują dreszczyk emocji – arcydzieło!!
Wydawnictwo zamyka niesamowite, genialne wręcz „Farewell”, którego
klimat może kojarzyć się z najbardziej przejmującymi kompozycjami
Anathemy z okresu „Judgement” – posłuchajcie tego przejmującego krzyku w
końcówce – gęsia skórka murowana!
Jakie jest „Ready to Go”? To bardzo dobra płyta. Z pięknymi gitarami,
niesamowitym klimatem (kłania się mrok „Eleonore”) i mnóstwem emocji.
Krążek charakteryzuje nieco duszna atmosfera, brzmienie nie jest
„kryształem”, ma swoisty brudzik nadający materiałowi tu zawartemu
specyficznej atmosfery lat 70-ych. Polecam, po pewnych kontrowersjach,
które wzbudził wśród fanów krążek „Eleonore” tym razem nie ma mowy o
zawodzie.
„Ready To Go Part 2” oraz „Farewell” – 10/10
reszta – 8,5/10
Piotr Michalski