1. Crazy Horse
2. Overlord
3. Parade of the Dead
4. Darkest Days
5. Black Sunday
6. Southern Dissolution
7. Time Waits for No One
8. Godspeed Hellbound
9. War of Heaven
10. Shallow Grave
11. Chupacabra
12. Riders of the Damned
13. January
Rok wydania: 2010
Wydawca: Roadrunner Records
http://www.myspace.com/blacklabelsociety
Zakk Wylde w przedpremierowych zapowiedziach o nowym studyjnym krążku
swojej formacji mówił, że będzie to „najcięższy i najseksowniejszy
materiał w historii grupy”. Nie mam pewności co wyznacza poziom seksu w
muzyce, ale wiem jakie są mierniki ciężkości. Ósmy studyjny krążek Black
Label Society zatytułowany Order Of The Black zdecydowanie im
odpowiada. O wiele więcej w nim metalu, aniżeli rocka.
Następca Shot To Hell z 2006 roku to pierwszy album, który został
nagrany w składzie z nowym perkusistą bowiem w lutym bieżącego roku
zespół opuścił dotychczasowy drummer Craig Nunenmacher, a na jego
miejsce wskoczył Will Hunt znany choćby ze Skrape, Dark New Day czy
Evanescence. W rzeczywistości ta zmiana nie ma dużego wpływu na muzykę
Black Label Society, bo jest to w gruncie rzeczy zespół stawiający
przede wszystkim na brzmienie gitar, co zostało też potwierdzone i
uwydatnione na Order Of The Black.
Krążek w Europie wydany nakładem Roadrunner Records powinien zjednać
fanów ciężkiego, nowoczesnego brzmienia. Zespół zapomina o jakichkolwiek
kompromisach w muzyce, inwestując przy większej części materiału w
ciężkie i przede wszystkim szybkie riffy gitarowe zaledwie wspomagane
perkusją (Crazy Horse, Parade Of The Dead, Black Sunday, Godspeed
Hellbound czy Rides Of The Damned), ale Zakk Wylde i ekipa postanowili
też nieco pobawić się rytmem, który na Order Of The Black jest często
łamany licznymi przyspieszeniami i zwolnieniami budującymi
niejednostajne tempo (Overlord, Southern Dissolution czy War Of Heaven).
Pomijając dodane pół żartem, pół serio gitarowe Chupacabra oraz
balladowe Shadow Grave i January wszystkie utwory wykończone są
krótkimi, soczystymi solówkami.
Order Of The Black charakteryzuje liczny zestaw improwizacji gitarowych
wepchniętych pomiędzy poszczególne utwory. Zakk Wylde i Nick Catanese
sprawiają wrażenie jakby oderwali się od założonych pomysłów oddając się
bez zahamowań gitarowym wariacjom, pasującym raczej do patentów
stosowanych na koncertach (warto sprawdzić szczególnie Overlord, Black
Sunday czy Southern Dissolution). Sprawia to, że album nie jest tylko
jednostajnym heavy metalowym rzemiosłem, ale i krążkiem z rozsądną dawką
mniej oczywistych pomysłów.
Ponad powyższe panowie z Black Label Society nie zrezygnowali z ballad,
których na płycie znajduje się łącznie cztery. Oczywiście są to ballady
typowe dla Black Label Society, specyficzne, z naturalnie wyciągniętym
instrumentarium i z charakterystyczną manierą wokalną Wylde’a, która
dodaje im dodatkowej głębi. Wyłączyć z tego należy jedynie absolutnie
zaskakujący utwór pt. January, który nietypowo zamyka krążek.
Trudną sztuką byłoby zarzucenie czegoś konkretnego ósmemu studyjniakowi
Black Label Society. Wszak jest to materiał bardzo udany, chyba trochę
przywracający blask grupie po niejednoznacznie odebranym Shot To Hell.
Dobrze, że panowie nie zdecydowali się powyrzucać ze swoich nagrań
momentów odciętych od schematów (m.in. gitarowych improwizacji, o
których wcześniej wspomniałem), ani że nie postawili na redefinicję
stylu równającą bardziej popularnym zabiegom. Metalowy odcień nowego
Black Label Society wpłynął bardzo korzystnie i orzeźwiająco na
brzmienie grupy.
Wracając do przetoczonej we wstępie wypowiedzi Zakka Wylde’a na temat
nowego materiału Black Label Society nie wiem czy mówiąc o seksie
chodziło mu o to, że nowy krążek przysporzy mu więcej popularności i
zaliczonych dup po koncercie, ale wiem, ze powinien przysporzyć mu nowej
grupy fanów, również (a raczej przede wszystkim) i tych z jajami, bo
Order Of The Black to rzecz obowiązkowa dla każdego fana mocnych i
zdecydowanych brzmień.
9/10
Robert Bronson