BIOHAZARD – 2012 – Reborn In Defiance

Biohazard - 2012 - Reborn In Defiance

1. 9:Iiix6.941 (0:54)
2. Vengeance Is Mine (3:24)
3. Decay (4:24)
4. Reborn (4:52)
5. Killing Me (4:49)
6. Countdown Doom (4:56)
7. Come Alive (3:48)
8. Vows Of Redemption (4:57)
9. Waste Away (4:24)
10. You Were Wrong (6:05)
11. Skullcrusher (4:14)
12. Never Give In (3:57)
13. Season The Sky (4:07)

Rok wydania: 2012
Wydawca: Nuclear Blast/ Warner Music Poland
http://www.myspace.com/biohazard


Klasyczny skład nowojorskiej kapeli powraca w studyjnym wcieleniu po 14 latach i robi to w dobrym stylu. Szkoda tylko, że ów skład nie przetrwał próby czasu: na dezercję z szeregów Biohazard zdecydował się Evan Seinfeld. Facet wybrał działalność w branży filmów XXX… Cóż, czyżby kryzys wieku średniego?

Płyty nowojorczyków z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych odcisnęły swoje piętno na ciężkim graniu. Dziś pewnie „Reborn In Defiance” takiego oddźwięku jak „Urban Discipline” nie wywoła – inne czasy, inna muzyka króluje w mediach. Ale błędem byłoby lekceważenie nowej propozycji Amerykanów lub traktowanie jej niczym jakiegoś archeologicznego reliktu…

Jaki jest Biohazard AD 2012? Kwartet kładzie dużo większy nacisk na melodyjność, przystępność kawałków i zróżnicowanie aranżacji niż kiedyś. Niemal każda kompozycja na „Reborn In Defiance” opatrzona została chwytliwym refrenem, niektóre ozdobiono klawiszowymi smaczkami. Z drugiej strony mamy mroczny, ponad sześciominutowy „You Were Wrong”. Tu zaskoczyli chyba najbardziej. Takiego kawałka spodziewałbym się po Down, ale raczej nie po Biohazard. Nie oznacza to bynajmniej, że Hambell, Graziadei, Schuler i Seinfeld zapomnieli o starych czasach. W świetnym otwieraczu „Vengeance Is Mine”, „Reborn” czy „Skullcrusher” grzeją aż miło.

Panowie ani na jotę nie zmienili się natomiast w tekstach, po dawnemu ziejących jadem i wymierzonych w porządek świata. Może to i naiwne, może i dziwnie brzmi w ustach gości, którzy na kontach uzbierali całkiem pokaźne sumy, ale… jakoś nie wyobrażam sobie Biohazard poruszającego się w innej tematyce.

Fajnie, że wrócili. Fajnie, że potrafili jeszcze wykrzesać z siebie tyle sił i chęci, by nagrać tak energetyczną i udaną płytę. Może Mr Seinfeld przemyśli jeszcze raz swoją decyzję i „Reborn In Defiance” nie okaże się „łąbędzim śpiewem” kwartetu z Brooklynu?

8/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz