BETRAYER – 2018 – Scaregod

betrayer_scaregod

1. We Are Rebels
2. The Archfiend
3. Drown in Madness
4. Gateway to Damnation
5. Ashes of the Vatican
6. Crucified Again
7. Acrid Blood
8. LCF (Dominate)
9. Beneath the Burning Sky

Rok wydania: 2018
Wydawca: Mystic Production
https://www.facebook.com/BetrayerOfficial


Choć nie jestem jakimś wielkim fanem BETRAYER to doskonale zdaję sobie sprawę, że w pewnych kręgach ów grupa uchodzi za zespół wręcz kultowy i tak naprawdę nie ma się czemu dziwić. Pewnie nie tylko ja mam w pamięci obraz zdobiący „Calamity”, ich debiutanckiego krążka z 1994. Niestety rok po jego wydaniu deathmetalowa brygada zawiesiła działalność… Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – w 2012 roku legenda rodzimej ekstremy wróciła do życia, co potwierdziło wydanie „Infernum in Terra”. Trzy lata po jego premierze zespół powraca z trzecim krążkiem, a ten można uznać za przypieczętowanie – miejmy nadzieję – trwałej obecności na metalowej scenie.

„Scaregod”, bo o nim mowa ukazał się na początku czerwca bieżącego roku. To, co od razu przykuwa uwagę, to tajemnicza grafika frontowa utrzymana w ciemnej kolorystyce – całość jest skąpana w mroku. Widnieje na niej chłodno wystylizowana maska wojownicza (jakby samurajska), tudzież głowa bożka (a może demona… czort jeden wie). Obraz – w porównaniu do bluźnierczego poprzednika z 2015 roku – nie rodzi kontrowersji, tym niemniej może wzbudzać swoisty niepokój. Całość została wydana w formie błyszczącego digipacka, którego wewnętrzną część stanowią koncertowe fotografie muzyków. Ponadto do całości dołączono książeczkę, gdzie oprócz kolejnych zdjęć znaleźć można wszystko co istotne, w tym również tożsame teksty. Lirycznie „Berial” i spółka nadal hołdują ciemnej stronie mocy deklarując swoje oddanie szatańskim wpływom. W sposób otwarty manifestują niechęć/pogardę wobec wartości chrześcijańskich wykazując się przy tym buntowniczą naturą, co odzwierciedla już na wstępie zróżnicowany „We Are Rebels”. No cóż, taka formuła nie jest niczym nowym wśród metalowej braci i powiem szczerze – osobiście jestem już tym szczerze zmęczony, bo tak naprawdę wychwalanie ogólnej destrukcji jest lekko mówiąc pozbawione sensu, ale co kto lubi.

Co natomiast kryje sfera dźwięków? Ewidentnie mamy do czynienia z klasyką gatunku w czystej postaci i to akurat cholernie mnie cieszy. Muzyka BETRAYER to nic innego jak bezkompromisowy, energetyczny death metal, korzeniami głęboko osadzony w klimacie lat 90. Panowie zdecydowanie piastują sprawdzonym wzorcom, więc nie ma tu miejsca dla nowoczesności; przynajmniej, jeżeli chodzi o same kompozycje oraz ich formę. Za to produkcyjnie album odpowiada obecnym standardom, stąd całość brzmi tak jak należy. Oprócz klarowności nie brakuje również mocy, i odpowiedniej głębi, która sprzyja mrocznej aurze. Wyeliminowano tym samym niedoskonałości jakie posiadał „Infernum in Terra”, dlatego ogólny odbiór tym razem jest dużo lepszy. Kompozycje są urozmaicone, a muzycy oprócz szybkości i gęstości nie stronią od ciężaru oraz wolniejszych motywów. Nie brakuje także instrumentalnych fragmentów czy też partii gitary solowej. Nie ma w tym jednak przesady, nadmiernego przekombinowania. Można też napotkać atmosferyczne zdobienia co występuje w trakcie „Ashes of the Vatican” jak również w zwieńczeniu „LCF (Dominate)”, gdzie wybrzmiewają dźwięki kościelnych dzwonków.
Bez względu na całą otoczkę oraz dbałość o aranżacyjną przejrzystość panowie bezsprzecznie kultywują starej szkole, bez niepotrzebnych eksperymentów. Co istotne, kompozycje są poukładane; nie ma w nich miejsca na chaotyczny nieład, niezrozumiałe zagrania. Można się również pokusić o stwierdzenie, że BETRAYER nie deprymuje znaczenia melodii – te może nie są specjalnie chwytliwe, ale ich obecność pomaga w przyswojeniu materiału. Zdarzają się też momenty (czasem dłuższe), kiedy „Scaregod” budzi skojarzenia wobec specyfiki legendarnego MORBID ANGEL i to z różnych okresów. Daje się to poczuć m.in. przy okazji „The Archfiend” o monumentalnym obliczu, rwanego „Gateway to Damnation” czy też „Crucified Again”. Odniesień i podobieństw jest więcej, ale BETRAYER dodaje też wiele od siebie. Z tego tytułu ich muzyka nie gubi własnego charakteru. O wyjątkowości w dużej mierze decydują wokale „Beriala”, który co by nie mówić, śpiewa w oryginalny sposób (mam na myśli barwę i manierę). Chodzi głównie o fakt, że obecni wokaliści deathmetalowi brzmią niemal identycznie, kiedy to starsze kapele, w tej materii wykazywały się większą różnorodnością (patrz: DEICIDE, OBITUARY, CARCASS, CANNIBAL CORPSE).

Dlatego kto z sentymentem wspomina lata 90, kiedy to ukazały się kultowe albumy deathmetalowych tuzów, ten bez wątpienia zasmakuje w „Scaregod”. BETRAYER co prawda nie odkrywa tu nowych lądów, ale w sposób wiarygodny i świadomy prezentuje muzykę według formuły sprzed lat. Czy to jakiś zarzut z mojej strony? Nic z tych rzeczy – „Berial” to człowiek z tamtej epoki (mam nadzieję, że tym stwierdzeniem nikogo nie urażę), więc nie oczekujmy tutaj nowoczesności, obecności nowomodnych trendów. Panowie tworzą to, co im w duszach gra – robią to w sposób przekonujący i tak niech pozostanie!

8/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *