BELLE MORTE – 2025 – Pearl Hunting


Pearl hunting
Fallen idol
Exorcism
Blame me
Wintersleep
Losing faith
Black waters
Willow
September
Jorōgumo
Krew
Bonus:
Exorcism (piano version)

Wydawca: Belle Morte
Rok Wydania: 2025


Od wielu już lat gdy przemierzam rock-metalowe szlaki staram się trzymać ważnej dla mnie maksymy. Otóż szukam płyt, inne od innych. Lubię kiedy muzyka potrafi rozwijać i kiedy muzyk tworzący swój materiał szanuje słuchacza, stawiając mu na pozór proste, ale jakże w dzisiejszych czasach trudne zadanie. Należy do płyty siąść (czasem się położyć), zamknąć oczy, wyłączyć się z otaczającego świata i po prostu słuchać tego, co dany artysta chce przekazać. Na jeden z takich zespołów natrafiłem w 2021 roku, kiedy pochodząca z Białorusi grupa Belle Morte, postawiła przede mną takie zadanie w postaci debiutanckiego krążka („Crime of passion” recenzja: TUTAJ). Wydawać by się mogło, że to tylko bardzo dobra płyta osadzona w gotyckim metalu. Jednak gdy zacząłem odkrywać tę płytę w warstwie pozamuzycznej, okazało się, że nie mam bowiem do czynienia z byle czym. Postanowiłem więc zaufać i podążyć dalej za piękną Morte i jej długowłosym basistą Sergeyem Butovskim, który również odpowiada za produkcję płyt zespołu. Byłem wówczas bardzo ciekaw, czy na drugim albumie grupa podąży po linii, jaką obrał na debiucie i przedstawi nam kolejny oparty o literaturę toksyczny związek. Nic bardziej mylnego. Tym razem Belle Morte proponuje wyławianie muzycznych pereł. Tymi perłami będą wyjątkowe instrumenty, które bardzo rzadko goszczą muzyce metalowej. Warto wspomnieć, że wyławianie tych wyjątkowych (będzie także i czarna) pereł będzie się odbywać także z pomocą nowych muzyków, którzy pojawili się w składzie grupy. I tak na albumie „Pearl Hunting” zagrają: Rostislav Golubnichiy (perkusja), Sergey Butovsky (gitara basowa, wokal), Ilya Rogovoy (gitara), Ilya Petrashkevich (gitara), Maria Shumaskaya (klawisze, skrzypce), Belle Morte (śpiew). Album zawiera jedenaście kompozycji oraz jeden bonusowy. Każdy z nich zainspirowany jest zupełnie innym rejonem świata. A towarzyszyć nam będzie wyjątkowe, czasem bardzo egzotyczne instrumentarium, o czym możemy się przekonać już przy pierwszej kompozycji.

A jest nią niespełna dwuminutowa miniaturka będąca zarazem utworem tytułowym. W „Pearl Hunting” usłyszeć będzie można usłyszeć takie instrumenty jak: celtyckie buzuki, germańska lira, białoruskie dudy i ukraińska sopiłka. Tych wyjątkowych instrumentów będą używać zaproszeni do współpracy goście: Max Kerner (Lumos Orchestra, Max Kerner Group), Caterina Castiglioni, Yanina Yakshevich (zespół Nevrida), a wokalnie wspomagać będzie Ada Rusinkiewicz (Hethet). Dużo osób i dużo instrumentów jak na taką miniaturkę. Powstaje więc pytanie czy będzie zatem przesyt? Czy ta dość młoda grupa będzie potrafiła to wszystko poukładać? Pora się przekonać.

Klimatem ta kompozycja wprowadza nas w wyjątkowy świat. Nie ma tu miejsca na ciężkie granie, jest za to bardzo folkowo, wręcz można rzec, że brzmi jakbyśmy się przenieśli do wieków średnich-ale nie takich, jakich znamy ze starych ksiąg, a raczej takich wymyślonych, fantastycznych, Wiedźmińskich. Co ciekawe wszystkie te instrumenty dawne brzmią idealnie jakby, grały razem od wieków. Idealnie pasuje tutaj wokal wokalisty grupy, która myślę, że mogłaby dostać angaż do roli Esmeraldy w „Dzwonniku z Notre Damme”.

Numer dwa to kolejny ciekawy gość ze swą perełką. Tym razem w „Fallen Idol”, który został zainspirowany fińskimi klimatami, zagrał Jouhikko (znana również pod nazwą lira smyczkowa) Używać jej będzie Tero Kalliomäki (Kallomäki, Yearning, Saattue).

Już od pierwszych sekund możemy usłyszeć wyjątkowe brzmienie tego instrumentu, który po ponad stu latach milczenia jest w fazie powrotu za sprawą różnych folk metalowych zespołów i nie tylko. Tutaj już jest także rockowo, z fajną grą gitary basowej. Warto zwrócić uwagę, że instrumenty odpowiedzialne za „cięższe” klimaty grają tę samą melodię, którą przygrywa Tero. Do mikrofonu dołącza także Sergey, który może przypominać śpiew Marko Hietali w Nightwish. Jednak daleki jestem od tego, by porównywać muzykę Belle Morte do Nightwish, acz w podsumowaniu pojawi się pewna myśl na ten temat. Ogromnym plusem tej kompozycji, podobnie jak w i pozostałych jest to, że gość nie stanowi tła dla zespołu, a jest znaczącym ogniwem danej kompozycji. Tero gra tutaj swoje partie wybornie i czuć tutaj ten skandynawski chód i mrok. Jest tutaj zarówno chwytliwie w refrenie jak i zadziornie na gitarach. Cóż więcej trzeba?

Z zaśnieżonej Finlandii przenieśmy się do Mongolii. „Exorcism” to kompozycja, która szczególnie może się spodobać fanom tzw. „hu- rocka” czyli zespołu The Hu, oraz stawiającego coraz śmielsze kroki Uuhai (po raz pierwszy w Polsce podczas Pol’and’Rock w 2023 roku). To w tej kompozycji usłyszeć będzie można usłyszeć morin khuur, na którym grać będzie Ulziisaikhan Khoroldamba.

Już od startu robi się klimatycznie, iście mongolsko za sprawą cudownie brzmiącego morin khur, oraz głęboko brzmiącego gardłowego śpiewu khuumai. Po tym krótkim wprowadzeniu do głosu dochodzi Belle, która idealnie interpretuje swój tekst i ciekawie mieści się w taktach. Znów warto zwrócić uwagę na doskonały bas i perkusję. Nagle okazuje się, że z nastrojowo płynącego zostaje niewiele by zmienić swe oblicze na iście power metalową jazdę. Jest to duży atut tej kompozycji, ponieważ dzięki temu słuchacz ani na sekundę się nie nudzi. Jeśli zaś chcecie odrobinkę odejść od wokalu, zdecydowanie polecam wgłębić się w to, co się dzieje w tle, bo naprawdę warto. Możemy wręcz usłyszeć niesamowitą rozmowę pomiędzy gitarami a mongolską „gitarą” morin khuur. A całość wieńczy niemal rżenie konia.

Z pomocą kuca mongolskiego przemierzamy świat dalej i kierujemy się na zachód. Tym razem przywołuje nas dźwięk Armenii. To Lernik Khachatrian będzie dął w duduk w kompozycji „Blame me”. Muszę przyznać, że po raz ostatni ten wyjątkowo melancholijnie brzmiący instrument dmuchany w muzyce rockowej słyszałem w utworze „Holy Water” supergrupy kryjącej się pod nazwą Who Cares? (w nagraniach wówczas wzięli Ian Gillan, Jon Lord, Tony Iommi, Jason Newsted, Nicko McBrain i inni, a dochód ze sprzedaży singla/albumu został przekazany na odbudowę szkoły muzycznej zniszczonej po trzęsieniu ziemi w 1988 w Armenii). Wówczas w duduki dmuchali Arshak Sahakyan oraz Ara Gevorgyan. Specjalnie podkreślam obu muzyków, ponieważ występujący gościnnie u Belle Morte Lernik nie jest z urodzenia Ormiańczykiem. Nie przeszkadza mu to jednak czuć muzykę Armenii. Pora więc zabrać się za słuchanie.

Szum wiatru, pianinko postawione gdzieś nad Sewaną. Wtóruje im głos Morte i duduk. Co ciekawe klimatem kojarzyć się może ze swingiem, jakąś smoothjazzową kawiarenką w Paryżu. Tak wiele kolorów i brzmień tu da się wyczuć. Później interesująco robi się, kiedy zespół podąza zupełnie w innych klimatach, jest ciężko z growlem w tle. Robi się duszno, lecz w tym dobrym słowa znaczeniu. Jednak to Lernik w kooperatywie z gitarzystami kradnie tutaj cały numer. Zarówno pod względem doskonałej pracy podczas niesłychanie połamanych riffów jak i wspólnych rozmów. Pierwszą część wycieczki w poszukiwaniu pereł zakończymy, odwiedzając Irlandię. A pomoże nam w tym kompozycja „Wintersleep”. Zespołowi będą tutaj towarzyszyć kolejni goście. Na wyjątkowej urodzie repliki harfy Trinity College grać będzie Marta Masciola, natomiast dud irlandzkich znanych jako Uilleann pipe zagra Ella Zlotos (Ephemeral, Saor). Dodatkowo za partię skrzypiec odpowiedzialna będzie Maria Shumaskaya.

Już od startu gdzieś w tle przygrywa ta magiczna harfa, mamy tutaj z początku skrzypce i gitarę akustyczną. Może się wydawać, że zespół zaprezentuje do balladę. To tylko pozory, ponieważ jest tu lekkość oraz nieco wolniejsze tempo. Jednak to, co potem się wyprawia już później, gdy do głosu dochodzą charakterystyczne dudy, robi się jeszcze piękniej. W pewnym momencie robi się wręcz rockowo, ale co ciekawe wszystko w nieco wolniejszym, pływającym tempie. Nie zapomniano tutaj o Marii, która ze swymi skrzypcami sprawia, że ten numer brzmi jeszcze bardziej magicznie. W trzecim akcie kompozycji dudy już grają pełną para aż miło i chciałoby się dodatkowo jeszcze jakichś smaczków. W tle fajnie jeszcze przyśpiewują chórki. Tak, to zdecydowanie jedna z najładniejszych kompozycji na tej nie ma co ukrywać bardzo dobrej płyty.

Dlatego z przyjemnością znów zmieniam rejon świata i przenoszę się tym razem do Peru. A o to by to brzmiało prawdziwie, zadba Carlos Carty, który zagra na fletni Pana, okarynie oraz quenie.

„Losing faith” rozpoczynają wyjątkowe peruwiańskie instrumentaria. Z czasem kompozycja robi się bardziej rockowa, ale to, co się wybija na pierwszy plan to doskonałe gitary, świetny śpiew Belle oraz gra Carslosa, który brzmi, jakby grał z zespołem od samego początku. Słychać tutaj niesamowitą chemię pomiędzy muzykami i nic zrozumienia. Jest to kolejna bardzo dobra kompozycja, która sprawia, że słuchacz kiwa głową do góry w i dół za sprawią rytmu. Nie braknie tutaj ciekawych męskich zaśpiewów w tle. Pojawia się także miejsce na gitarowe popisy klasą przypominające te, które usłyszeć można na bardzo dobrych płytach peruwiańskiego zespołu Memorias de un despertar. Mimo, że w uszach brzmią te bardzo dobre nuty, nie mogę się doczekać odwiedzenia kolejnego rejonu świata i złowienia kolejnej perły. Z ogromną przyjemnością więc dzięki „Black waters” przeskakuję do Indonezji. I znów zabrzmią wyjątkowe instrumenty, których trudno znaleźć w muzyce rockowej. Tym razem zabrzmią takie instrumenty jak suling, gamelan. Odpowiedzialny za nie będzie Maulana Malik Ibrahim, który dodatkowo podczas utworu wykona melorecytację w języku sundajskim (język używany w prowincjach Banten oraz Java Zachodnia w Indonezji). A to wszystko w towarzystwie muzyki metalowej. Czy połączenie tak egzotycznych instrumentów ma rację bytu? Start.

Jeszcze raz zespół daje nam odpocząć, za sprawą falujących czarnych wód, i delikatnej gry gamelanu i sulingu. Belle Morte śpiewa tutaj raz z Sergeyem. Jest bardzo nastrojowo. Natomiast to, co się dzieje w tle za sprawą Maulany to czysta muzyczna magia. Z czasem robi się jeszcze za sprawą ogromnego napięcia, jakie wyzwala się w tej kompozycji. Ciarki na plechach, lub na rękach pojawiają mimowolnie gdy do mikrofonu dochodzi Maulana oraz w tle niesamowicie ekspresyjnie żeńska wokaliza. Pozostaje tylko pytanie, który fragment jest piękniejszy- ów recytacja czy przeszywająca gra gitary, która pojawia się chwilę później. Niemniej całość sprawia, że dłonie samoczynnie biją brawo za ten cudowny muzyczny spektakl.

Do odnalezienia zostały już tylko cztery perełki podczas tej naszej wędrówki po lądach i rejonach muzycznego świata. Także szybkim krokiem znów przeskakujemy i lądujemy we Francji. Spodziewacie się charakterystycznej francuskiej harmonii? To byłoby za proste. Tu wystąpi lutnia, którą dzierżyć w swych dłoniach Emma Spinelli, a lirę korbową obsługiwać będzie pochodzący z Portugalii Rúben Monteiro. „Willow” to doskonałe połączenie francuskiej muzyki dawnej ze współczesną muzyką metalową. Czy tak mogłaby brzmieć współczesna muzyczna ilustracja Nocy Świętego Bartłomieja? Z jednej strony piękna niemal dworska muzyka, a z drugiej groza i metalowe zniszczenie. Warto zwrócić uwagę, że wokalistka w tej kompozycji brzmi bardzo władczo. Równie władczo brzmi chór w tle, który razem w Belle tworzy spójną całość. Drugi akt kompozycji, to brawurowa wokaliza wokalistki, która wręcz bawi się po swojemu partiami, które ma do zaśpiewania. A tu szeptanko, a tu za chwilę pełnym śpiewem. Brawo Belle Morte. Znów jest tak, jak być powinno. A całość wieńczy przecudnej urody gra na lutni.

Szybkim krokiem zmierzamy na bliski wchód zahaczając także o Anatolię, by jeszcze raz posłuchać Rúbena. Tym razem w kompozycji „Septemeber” chwyci za arabskie instrumenty, którymi będą oud i saz. Wokalnie zaś wspomoże Ada Rusinkiewicz. Kompozycja brzmi arabsko za sprawą ciekawych klawiszy, jednak to Monteiro skradnie to co najlepsze. Słychać, ze doskonale umie i rozumie specyfikę instrumentów arabskich. A swój cały talent zaczaruje w wyjątkowej solówce. Doskonale daje sobie radę reszta zespołu, która mogłaby stawiać w konkury z takim zespołem jak Myrath. Ciekawie wypadają również tutaj chórki i wszelkie inne wokalizy. Kompozycja jest utrzymana w dość szaleńczej, wręcz derwiszowej ekstazie. Dzięki czemu znów nie ma mowy tutaj o jakiejś nudzie czy wręcz zmęczeniu. Czas jednak biegnie nieubłaganie i przed nami przedostatnia perła. Na zachętę dodam, że będzie ona iście czarna. W mgnieniu oka instalujemy się w krainie kwitnącej wiśni- Japonii, a kompozycja ta nosi nazwę „Jorōgumo”. I tym razem zadbano o wyjątkowy klimat za sprawą koto, shamisen, shakuhashi. Grać na nich będą Hisashi, Reigen Fujii oraz Sozuzan Kato.

Z miejsca robi się niemal mechanicznie, ale rytmicznie, skocznie. Tym razem główne wersy śpiewa Sergey, natomiast japońscy muzycy tworzą dość groźne podwaliny do czerni, jaka zapada poprzez growl. Ale za to jaki, aż znów pojawiają się ciarki. Jest wręcz black- metalowo, a za chwilę z kolei niemal wszystko jest przesłodzone. Ponoć Japonia to kraj kontrastów. Jeśli tak jest, to ta kompozycja idealnie odzwierciedla dzisiejszą Japonię, gdzie tradycja miesza się z nowoczesnością. Dzieje się tutaj bardzo dużo, i co ciekawe jest tutaj zachowana niesamowita radość grania, nawet jeśli ta czerń, się tutaj pojawia. I co ciekawe to wszystko tutaj pasuje i działa.

Ostatnią perłą, która nam się ujawni to kompozycja „Krew”. Odwiedzamy Ukrainę, a na bandurze zagra Yaroslav Dzhus (Szpiliasti Kobzari), zaś wokalnie wspomoże Alex Pilkevich , który jest także autorem słów w języki ukraińskim. Za słowa polskie, które wybrzmią w tej kompozycji odpowiedzialna jest Ada Rusinkiewicz. Należy dodać, że Belle Morte stworzyło tę kompozycję jako wyraz wsparcia dla Ukraińców i głos sprzeciwu wobec ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę 24 lutego 2022 roku. Nie cytowałem do tej pory tekstów zawartych na tym albumie, ale w kompozycji „Krew” pada jedno, ale jakże bardzo ważne zdanie, które może być zarówno klamrą owego albumu, jak i głosem w prawie wojny. Szczególnie kiedy padają one od grupy, która pochodzi z Białorusi.

„Bracie, pamiętaj
Że jesteśmy tej samej krwi”.


Tym razem nie opiszę, jak brzmi ta kompozycja. Niech każdy po swojemu się do niej odniesie.

A dla Was Belle Morte ukłony i czapki z głów za ten akt odwagi.

W ten sposób kończy się poszukiwanie pereł, którymi są wyjątkowe instrumenty zgromadzone na tym krążku. Niewątpliwie jest to album, który należy i trzeba posłuchać kilka razy, aby dobrzeć jej piękno i wyjątkowość. Ogromny szacunek i brawa należą się muzykom, którzy włożyli w ten album ogromną ilość pracy, nie tylko wynajdując owych gości i ich instrumenty. Ale także tworząc muzykę tak, aby to wszystko do siebie pasowało. I udało się.

Jestem zdania, że wiele osób zgodzi się z moją też, iż tak powinien brzmieć ostatni album grupy Nightwish, jeśli spojrzeć na użycie „wczorajszych” dawnych instrumentów. Lecz na szczęście jest Belle Morte.

8,5/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz