1. World is round – part 1
2. No time inside
3. World is round – part 2
4. Cut me paste me
5. Lay down forever
6. Bored
7. So well
8. Guru
9. New hands
10. Poor King of Sun/Return
Rok wydania: 2010
Wydawca: Metal Mind
http://www.myspace.com/believeartrock
Mijający rok jest dla Mirka Gila okresem niezwykle pracowitym. Odkąd związał się artystycznie z młodym wokalistą Karolem Wróblewskim, który zastąpił Tomka Różyckiego, dostał jakby skrzydeł, a ściślej mówiąc wiatru w skrzydła.;)
Mieliśmy już przyjemność podziwiać nowe oblicze Believe podczas zeszłorocznej trasy koncertowej oraz na poprzedniej płycie „This Bread is Mine”. Teraz, po niespełna roku trafia do naszych rąk nowa płyta. I znów jedna istotna zmiana personalna, do zespołu dołączył klawiszowiec Konrad Wantrych, co niezwykle wzbogaciło brzmienie zespołu. Nadmienić trzeba, że w tym roku ukazała się już autorska płyta Mirka Gila – „Skellig” (moim zdanie niezwykle udana, patrz recenzja). Już w przyszłym miesiącu czeka nas premiera kolejnej porcji muzyki pod szyldem Mr. Gil, aż chciało by się zacytować niesforna strofę: „…przyleciały Gile, nie wiadomo ile…”. Tempo pracy godne podziwu!
Płyta rozpoczyna się króciutkim 34 sekundowym wstępem – „World Is Round – Part 1”, tylko Wokal Karola na tle delikatnego symfonicznego podkładu, idealne wprowadzenie do płyty, przedsmak tego co nas będzie czekało za chwilę.
„No Time Inside” – druga kompozycja jest dosyć mroczna. Gitara Mirka Gila pozbawiona jest tutaj takiego specyficznego ciepła, ale doskonale wpasowuje się w klimat utworu, jego dopełnieniem jest miarowe, jednostajne kroczenie sekcji rytmicznej.
Wraca przepyszny temat, który był zasygnalizowany na wstępie – „World Is Round – Part 2”. Dużą rolę w tym utworze pełni perkusja, Vlodi Tafel zrobił świetną robotę. Słowa uznania należą się oczywiście Satomi, chyba nawet sama Agata Szymczewska nie zagrała by tego ładniej.
Kolejny utwór „Cut Me Paste Me” przyznam, dosyć mnie zaskoczył: ostre, „brudne” gitary, intensywne klawisze, do tego agresywny, przetworzony wokal Karola Wróblewskiego. Jeden z ostrzejszych, zdecydowanie rockowych momentów, wnosi potężną dawkę energii.
Rockowa energia, która znalazła ujście w poprzedniej kompozycji opadła. W „Lay Down Forever” robi się znowu bardziej klimatycznie, w takiej aurze Believe wypada chyba najlepiej, no i wreszcie można usłyszeć takie solówki w wykonaniu Mirka Gila, jakie lubimy. Świetne wokalizy Karola, aż chciało by się zaśpiewać śpiewać wraz z nim: „…I am near the mouth of god, remember who i am…”. Przyznać muszę, że to moja ulubiona kompozycja tej płyty.
Kolej na „Bored”. To bardziej folkowy kawałek, głównie za sprawą skrzypcowych partii Satomi, takie klimaty kojarzą mi się nieco z grupą Solstice (którą notabene bardzo lubię).
„So Well”, bardzo ciepły fragment płyty z płynącą jakby pozytywną energią, no i te skrzypeczki w dialogu z gitarą. Palce lizać!
„Guru”, to z kolei znowu bardzie agresywniejszy kawałek, niepokojący, z narastającą atmosferą, w klimacie nieco podobny do kompozycji „Cut Me Paste Me”.
W „New Hands” głównie perkusja sprawia, że kompozycja nabiera jakby charakteru bolera. Pod nieobecność gitar skrytych bardziej w tle, można się przekonać jak ważnym elementem jest właśnie perkusja.
Ostatnia z kompozycji „Poor King Of Sun/Return” jest zdecydowanie dłuższa od pozostałych. Zabiera nas jakby w niezwykłą, orientalną podróż. Za ten dalekowschodni, orientalny klimat odpowiedzialne są nie tylko skrzypce Satomi ale przede wszystkim dźwięk sitaru, na którym gościnnie zagrał Tomek Osiecki. Kompozycja kojarzy mi się również nieco z floydowską aurą Pompei, no i niezwykle piękne, liryczne, klawiszowe zakończenie.
Nadmienić trzeba, że tym razem Karol Wróblewski nie tylko śpiewa, jest również obok Roberta Sieradzkiego autorem tekstów, które w głównej mierze poruszają odwieczny, filozoficzny problem sensu życia, zastanawiając się nad jego cyklicznością.
Nowa płyta Believe przynosi mnóstwo fantastycznych klimatów za który odpowiedzialni są wszyscy instrumentaliści, w centrum tego muzycznego kręgu nie stoi jedynie postać lidera, gitarzysty (jego gitara jest wręcz mało wyeksponowana). Słychać że jest to prawdziwy zespół.
Miałem obawy, że przy takiej częstotliwości wydawania premierowego materiału (dwie płyty Believe wydane rok po roku plus dwie płyty Mr. Gila w roku obecnym) ilość może nie iść w parze z jakością. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne.
8,5/10
Marek Toma