01. Cry Out For A Hero
02. From Hell With Love
03. Sweet True Lies
04. Repentless
05. Die By The Blade
06. Oceandeep
07. Unlimited Sin
08. True Believer
09. This Is War
10. Heart Of Steel
11. No Surrender
Rok wydania: 2019
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.beastinblack.com/
No i proszę, nie minęło zbyt wiele czasu (raptem 15 miesięcy) jak BEAST
IN BLACK powraca z następcą ciepło przyjętego debiutu z 2017 roku.
Zespół ewidentnie trafił na podatny grunt i na fali rosnącego
zainteresowania ich twórczością, postanowił kłuć żelazo póki gorące. Nie
marnując czasu, Anton Kabanen i spółka upichcili „From Hell With Love”,
który bezsprzecznie należy uznać za godnego sukcesora „Berserker”!
Pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że panowie zdecydowali się na
stylistyczną kontynuację tego co zawierał debiutancki album i to nie
tylko w kwestii dźwiękowej. Również pod względem graficznym oba
wydawnictwa mają ze sobą wiele wspólnego. I tym razem okładkę stworzył
Roman Ismailov, z którym Kabanem współpracował jeszcze za czasów BATTLE
BEAST (muzyk nagrał z tym zespołem trzy albumy). Na froncie ponownie
pojawiła się dobrze znana, złowroga bestia. Jej agresywne nastawienie –
jak zresztą widać – nie uległo regresowi, choć tym razem zyskała ona
miłe towarzystwo. Na jej grzbiecie siedzi urodziwa wojowniczka – w
skrócie można to określić jako duet z piekła rodem. Trzeba też przyznać,
że wizualnie „From Hell With Love” został bardziej dopieszczony, a jego
płomienność (w dosłownym sensie) wyraźnie wzrosła. Wnętrze książeczki
oraz tekturowe opakowanie toną w płomieniach i aż dziw, że całość nie
parzy.
Muzycznie BEAST IN BLACK bezsprzecznie podąża sprawdzonym szlakiem. Nie
można jednak powiedzieć żeby zespół stał w miejscu, spoczywał na
laurach. Nic z tych rzeczy! Premierowe kompozycje to żywe przykłady
metalowej melodyjności o pokaźnej sile rażenia (większej niż
poprzednio). Ich muzykę nadal charakteryzują: nabrzmiała przebojowość
oraz wyjątkowo zaogniona chwytliwość. „From Hell With Love” stanowi
idealne połączenie heavy/power metalu z muzyką disco/pop lat 80 oraz
elementami znamiennymi dla dźwiękowej oprawy gier jakie ukazywały się na
konsolach np. typu Amiga (słusznie zauważyły to pewne osoby). Utwory
momentalnie wpadają w ucho, głęboko zakorzeniając się w świadomości
słuchacza, czego najlepszym przykładem są: teledyskowy „Sweet True Lies”
traktujący o nieuczciwości w relacjach partnerskich czy też podniosły
„Die By The Blade” podszyty samurajską atmosferą. Również kawałek
tytułowy, do którego powstał teledysk (płomienny obraz) w niczym nie
odbiega – poziomem chwytliwości – od dwóch wcześniej wymienionych
kawałków. Tak naprawdę, każdy kolejny numer to potencjalny hicior o
charakterystycznej linii melodycznej.
Na „From Hell With Love” nie zabrakło powermetalowych pocisków. Wśród
nich w szczególności wyróżnia się ognisty „Repentless” (pod pewnymi
względami przywołuje na myśl specyfikę BLOODBOUND). Powerowej mocy nie
poskąpiono także w przypadku zagrzewającego do boju „This is War”,
batalistycznego „Unlimited Sin” z potężnym refrenem czy też kompozycji
„Heart of Steel”. Co prawda zwrotka tego ostatniego hołduje specyfice
lat 80, ale refren to nic innego jak metalowy hymn o wojennym
usposobieniu.
Za to zupełną nowość stanowi utwór typowo balladowy – mowa o ujmującym
„Oceandeep”. I choć już na debiucie pojawiały się przebłyski
nastrojowego grania, to na „dwójce” zespół poszedł o krok dalej. Co
istotne, kawałek nie jest ani mdły, ani przesadnie dosłodzony, a w jego
trakcie daje się wyczuć ogrom emocji. Moim zdaniem, jest to jedna z
najbardziej udanych kompozycji na płycie. W sumie to ciężko nań znaleźć
słabsze momenty, bo całość trzyma wyrównany, wysoki poziom.
Nie sposób nie zwrócić też uwagi na instrumentalno – techniczne
zaawansowanie. Wszystko cyka jak w zegarku, sekcja rytmiczna wyraziście i
stabilnie trzyma wszystko w ryzach. W tym miejscu dodam, że jest to
pierwszy materiał nagrany z perkusistą Atte Palokangasem, którego
poniektórzy mogą kojarzyć z działalności w THUNDERSTONE. Gitary tną jak
trzeba, a szczególnie świetne wrażenie robią solowe partie – duet
Kabanen/Heikkinen nie stosuje półśrodków, dlatego ich solówki tętnią
życiem, wzmagając energetyczność wydawnictwa. Tą jeszcze bardziej
wzmacnia wysoce aktywny wokalista. Yannis to śpiewający huragan, który
sieje wokalne zniszczenie – po prostu gość ma parę w głosie. Jego osoba,
a zwłaszcza charakterystyczna barwa głosu, idealnie pasują do muzyki
BEAST IN BLACK, która wydaje się być tworzona jakby pod niego. Były
śpiewak progmetalowego UNTIL RAIN stanowi strategiczne ogniwo, a tym
samym wielki atut zespołu. Wokalista równie dobrze radzi sobie w
nastrojowych fragmentach jak również w momentach wzmożonej aktywności
metalowego ognia.
Jeżeli chodzi o warstwę liryczną, w tej materii zespół pozostaje wierny
swojej stylistyce. Teksty są typowe dla Kabanena, ich charakter ma
zdecydowanie bitewno – waleczny charakter z silnie wyczuwalną nutą
piekielnego powiewu. Jest metalowo i podniośle jak to przystało na ten
gatunek muzyczny. Pojawiają się jednak romantyczne wtrącenia (oczywiście
odpowiednio zasiarczone) co ma swoje odbicie w utworze tytułowym.
Znalazło się również miejsce na odniesienia wobec relacji w związkach
damsko – męskich, a dokładnie kwestii kłamstwa, zaufania. Ta tematyka
została poruszona w przypadku teledyskowego „Sweet True Lies”, który
niemiłosiernie wpada w ucho.
Ciekawostkę stanowią dwa bonusy. Zespół pokusił się na nagranie dwóch
coverów. Pierwszy z nich to klasyk MOTÖRHEAD, natomiast drugi to kawałek
z repertuaru Roberta Teppera. Oba numery dostają od reszty materiału,
ale stanowią miła niespodziankę pokazując że grupa (zwłaszcza wokalista)
radzi sobie doskonale również w nieco innych klimatach. Oczywiście dwa
te utwory nie są wierną kopią pierwowzorów i zespół odcisnął na nich
swoje piętno. Doceniam tego typu przeróbki, kiedy zespół potrafi
zaprezentować czyjś utwór w odmienny sposób, co jest na pewno bardziej
twórcze niż zwykła kopia.
A czy w ogóle można mieć jakiekolwiek obiekcje, zarzuty? Wydaje się, że
nie, choć grono malkontentów pewnie miałaby odmienne zdanie na ten
temat. Tym niemniej na „From Hell With Love” metalu nie brakuje i choć
ma on cholernie melodyjne oblicze, to nie można mu odmówić żaru i
zwłaszcza pomysłu. W tym konkretnym przypadku nie ma mowy o przypadku,
niepewnych dźwiękach. Wszystko jest osadzone tak jak trzeba. Panowie
posiedli niebywałą umiejętność zespolenia heavy/power metalu z
elementami „dyskoteki” (o ile tak to można wyrazić). Może to kogoś razić
co nie zmienia faktu, że muzyka BEAST IN BLACK jest nie tylko
wyjątkowa, ale także posiada wysoką jakość (nie tylko muzyczną). Chodzi
zarówno o kwestie realizatorskie, produkcyjne jak również
kompozytorskie. Czuć, że w tym zespole jest chemia, życie, a jej
członkowie mają na siebie pomysł.
No cóż, być może muzyka BEAST IN BLACK dla wielu osób wydaje się zbyt
infantylna, a ortodoksyjni fani metalu chętnie ukamienowaliby jej
członków za zdradę metalowych wartości. Generalnie mam to gdzieś – w
moim odczuciu zarówno „Berserker” jak i „From Hell With Love” to świetne
albumy! Ich zawartość mimo cholernie przebojowego oblicza (czasem wręcz
dyskotekowego) nie jest pozbawiona metalowej energii, żaru. Panowie
posiedli niecodzienną umiejętność skutecznego łączenia tanecznej muzyki
lat 80 z metalowymi stylizacjami. Robią to w sposób przekonujący, by nie
powiedzieć porywający. Jestem przekonany, że premierowy materiał
jeszcze szerzej otworzy grupie drzwi do światowej kariery. BEAST IN
BLACK powrócili w wielkim stylu!
9/10
Marcin Magiera