01. Beast in Black
02. Blind and Frozen
03. Blood of a Lion
04. Born Again
05. Zodd the Immortal
06. The Fifth Angel
07. Crazy, Mad, Insane
08. Hell for All Eternity (bonus – wersja digipack)
09. Eternal Fire
10. Go to Hell (bonus – wersja digipack)
11. End of the World
12. Ghost in the Rain
Rok wydania: 2017
Wydawca: Nuclear Blast
Oficjalna strona zespołu
No i stało się! Były członek BATTLE BEAST nie rzucał słów na wiatr –
jego nowy projekt o nazwie BEAST IN BLACK stał się faktem!
Przypieczętował to genialny debiut o bitewnie brzmiącym tytule
„Berserker” (premiera miała miejsce na początku listopada). Ten krążek
to petarda metalowej energii spod znaku cholernie melodyjnego
heavy/power metalu; muzyka która nie pozwala przejść obok siebie
obojętnie, ale od początku…
Kto choć trochę kojarzy osobę Antona Kabanena, ten powinien wiedzieć, że
ów człek był tzw. mózgiem i współzałożycielem BATTLE BEAST;
odpowiedzialnym (kompozytorsko i tekstowo) za trzy pierwsze płyty, a
hity pokroju „Out of Control” wyszły właśnie spod jego ręki. Po
rozstaniu z macierzystą formacją, gitarzysta został przygarnięty przez
węgierski WISDOM (osobiście mnie to ucieszyło), ale na tym nie koniec.
Od pewnego czasu krążyły pogłoski o formowaniu się nowego projektu –
mowa oczywiście o BEAST IN BLACK, w szeregi którego Anton zwerbował
doświadczonych muzyków, w tym m.in. basistę WISDOM, Máté’a Molnára oraz
byłego wokalistę greckich UNTIL RAIN i WARDRUM, Yannisa Papadopoulosa.
Jeżeli chodzi o to, w jakim klimacie obraca się BEAST IN BLACK – nie
tylko muzycznie, ale i graficznie grupa nawiązuje do dokonań
poprzedniego zespołu Antona, co on sam otwarcie przyznaje. Już na
wstępie potwierdzają to; dobrze znany z przeszłości lwi herb (na samym
CD) oraz charakterystyczna okładka, której autorem jest nie kto inny jak
Roman Ismailov odpowiedzialny za grafikę debiutu BATTLE BEAST. Na jej
froncie widnieje rozjuszona bestia – wojownik o lwiej głowie wymachująca
łańcuchem zakończonym toporem pokaźnych rozmiarów. Rozwścieczony
wojownik uchwycony w ferworze walki to postać doskonale znana z trzech
pierwszych płyt twórców pamiętnego „Battle Beast”. Pod tym względem
skojarzenia są tak jednoznaczne, że mogą rodzić ambiwalentne odczucia.
Jednak z drugiej strony, tak świadomy ruch Antona może sygnalizować, że
to właśnie on zasługuje na miano prawowitego spadkobiercy dziedzictwa
walecznej bestii.
W kwestiach stricte lirycznych „Berserker” można traktować jako
stylistyczno – tematyczną konsekwencję tego, co Kabanen tworzył w
przeszłości. Ogólnie rzecz ujmując, album utrzymany jest w podniosłej
atmosferze, a w tekstach poruszane są tematy związane m.in. z walką,
śmiercią, rozlewem krwi oraz wyższością siły. Można również napotkać
odniesienia do bestii-lwa („Beast in Black”, „Blood of a Lion”), a
ponadto znalazło się miejsce na miłosną historię co potwierdza singlowy
„Blind and Frozen”, do którego powstał baśniowy teledysk.
Jednak o wyjątkowości wydawnictwa decyduje przede wszystkim świetna
muzyka. Bez wątpienia stanowi ona największy atut barwnego „Berserker”.
Dźwiękowo płyta ma wiele do zaoferowania, czemu z pewnością sprzyja duża
intensywność oraz bogactwo użytych środków. Daje się to poczuć już od
pierwszych taktów otwierającego „Beast in Black” utworu, który nie tylko
eksploduje powerową energią, ale również zachwyca nośnymi melodiami.
Nie jest to oczywiście odosobniony przypadek – każda kompozycja przynosi
obfitą porcję charakterystycznych, a do tego chwytliwych melodii,
zapadającym w pamięć motywów. Można powiedzieć, że panowie dopracowali
tę sztukę do perfekcji, dlatego album jest wypełniony potencjalnymi
metalowymi hitami. Chwytliwość w znaczący sposób potęgują nie tylko
takie zabiegi jak powtórzenia refrenów (grane wyżej), ale także
znamienne (dla Antona) użycie elektroniki, która szczelnie wypełnia
każdą wolną przestrzeń, choć tych jest raczej niewiele (takie
przynajmniej można odnieść wrażenie). Forma i styl tych ornamentacji z
jednej strony przywołuje na myśl klawiszowe oblicze EUROPE (z czasów
„The Final Countdown”/ „Out of this World”), a z drugiej muzykę
rozrywkową lat 80, połączenie dance – popu z new romantic. Najwyraźniej
daje się tego doświadczyć przy okazji wyróżniającego się na tle całości,
humorystycznie ubarwionego „Crazy, Mad, Insane”. Zwrotka budzi silne
skojarzenia wobec dawnego przeboju Murray’a Heada, „One Night in
Bangkok”. Według mnie, w tym miejscu panowie przesadzili nieco z
„dyskotekowo – lukrowym” klimatem, choć prawdopodobnie ten kawałek na
żywo będzie żarł jak trzeba. Tak zresztą było (i w sumie nadal jest) z
„lekkim” „Touch in the Night” (z repertuaru BATTLE BEAST).
Mimo to na płycie nie brakuje powermetalowego ognia o wysokiej
aktywności i podkręconych obrotach. To najlepiej oddają: płomienny
„otwieracz”, mięsisty „Zodd the Immortal”, rytmicznie zaburzony „The
Fifth Angel” czy też zmienny nastrojowo „Blind and Frozen”, gdzie zespół
daje się poznać z delikatniejszej strony. Balladowe oblicze najmocniej
zostało zaakcentowane podczas zwieńczenia płyty – chodzi o nastrojowy
„Ghost in the Rain”, który na pewien sposób przywołuje na myśl specyfikę
ROXETTE. Oprócz tego wydawnictwo zawiera powermetalowe hymny, a za
jeden z nich bez wątpienia można uznać podniosły „Blood of a Lion”. W
podobnym klimacie utrzymany jest również „Eternal Fire” o skocznych
ornamentacjach klawiszowych w stylu dawnego EUROPE czy też wspomniany
wcześniej „otwieracz”.
To wszystko razem sprawia, że „Berserker” nie jest nudny, sennie
jednolity. Jest wręcz odwrotnie, muzyka z uwagi na różne oblicza oraz
mniej lub bardziej świadome wpływy pobudza, nastraja do działania.
Również aranżacyjnie i pomysłowo całość jest wyraźnie urozmaicona,
pozytywnie nadpobudliwa. I chociaż zestawienie niektórych pomysłów
(stylistycznie rozbieżnych) może odstręczać, to tak faktycznie nic się
ze sobą nie gryzie. Stąd też pozornie odmienne elementy współgrają ze
sobą w sposób idealny.
Kolejnym wielkim atutem BEAST IN BLACK jest utalentowany wokalista,
którego partie wnoszą do muzyki nie tylko więcej świeżości, ale również
nadają jej odpowiedniego pazura. Yannis Papadopoulos ma parę w płucach i
doskonale radzi sobie zarówno z drapieżnymi wokalami jak również
wyższymi rejestrami, których na płycie nie jest mało. W takich momentach
pojawiają się skojarzenia wobec wokali Ralfa Scheepersa (PRIMAL FEAR).
Znowu przy okazji „Zodd the Immortal / The Fifth Angel” – w pewnych
fragmentach – wokalista śpiewa podobnie do Justina Hawkinsa z THE
DARKNESS. Uwagę zwracają również eksplodujące solówki gitarowe, których
duet Kabanem/Heikkinen nie szczędzi. Pod tym względem także nie brakuje
melodii, które są nieodzownym elementem tego krążka.
Co do formy wydania (CD) – „Berserker” ukazał się w dwóch wersjach;
regularnej oraz rozszerzonej z dwom dodatkowymi kawałkami. Od razu
dodam, że nie są to jałowe wypełniacze wedle reguły ‘byle tylko wydusić
kasę’. Zarówno „Hell for All Eternity” jak i „Go to Hell” to utwory jak
najbardziej udane, warte dodatkowych pieniędzy, więc jeśli ktoś planuje
zakup – wersja limitowana jest warta swojej ceny. Szczególnie, że oprócz
tego posiada lepszą prezencję – barwny digipack opatrzono dodatkowymi
grafikami. Natomiast jeżeli chodzi o booklet (w obu wersjach pewnie
podobny) – w tej materii zdecydowano się na minimalizm formy i jej
wyrazistość. Stąd książeczka oprócz jednej dużej fotografii (obrobionej
graficznie) zawiera jedynie teksty (oraz podstawowe informacje)
umiejscowione na czarnym tle, bez jakichkolwiek zdobień graficznych itp.
No cóż, jeżeli wśród Was znajdują się zwolennicy melodyjnego heavy/power
metalu w iście przebojowym wydaniu, to debiut BEAST IN BLACK możecie
potraktować jako treściwy rarytas, którego smakowanie nie tylko syci,
ale również sprawia ogromną frajdę. Anton Kabanen po raz kolejny
udowodnił, że komponowanie chwytliwego materiału nie sprawia mu
większego problemu. W jego przypadku wydaje się to być rzeczą naturalną,
a „Berserker” jest tego najlepszym przykładem. To materiał skrupulatnie
dopracowany, przemyślany, zrealizowany z ogromnym rozmachem. Dlatego
jestem przekonany, że BEAST IN BLACK szybko zaskarbi sobie uznanie
metalowej publiczności zyskując szeroki rozgłos na całym świecie –
zresztą to już się dzieje…
9,5/10
Marcin Magiera