1. As The Sun Sets (1:13)
2. Into The Night (8:52)
3. The Hunter (5:57)
4. South Of The Border (7:43)
5. Cashflow (6:08)
6. The Downward Spiral/Chimay (7.10)
7. Sleeping In Traffic (35.44)
8. Sunrise Again (1.37)
Rok wydania: 2008
Wydawca: Inside Out
24 godziny w życiu każdej istoty ziemskiej, w tym rzecz jasna człowieka,
dzieli ze sobą sprawiedliwie bądź niesprawiedliwie, ale jednak, dzień z
nocą. Ten banalny fakt stał się podstawą do nagrania dwóch płyt przez
szwedzki zespół Beardfish, który dzienne i nocne historie przedstawia na
swój progrockowy sposób.
„Sleeping In The Traffic II” opisuje wydarzenia po zachodzie słońca i
poświęca im nieco więcej czasu niż poprzednia, pierwsza, ta słoneczna
część. No cóż, w niejednym życiu to właśnie wtedy dzieje się więcej, a
nierzadko bywa, że i zdecydowanie ciekawiej.
Mało odkrywczym tytułem „As The Sun Sets” zanurzamy się więc w tę
historię, lekko zaniepokojeni czy oznaczać to będzie, że mroczne
atrybuty zdominują muzyczny przekaz. Okazuje się, że nawet wkraczając
„Into The Night” czujemy się super komfortowo. Z głośników dobiegają
relatywnie czytelne, przejrzyste dźwięki, dostarczając większość
atrybutów niezbędnych dla uznania nagrania za wielce interesujące i przy
okazji natychmiast dostajemy sygnał, że na łatwe konstrukcje liczyć nie
można.
Po tak obiecującym więc początku rytmiczny „The Hunter” eksplorujący kolejne przestrzenie muzyczne tylko potęguje ciekawość.
W następnych „South of Border” i „Cashflow” zespół znów przekracza
bariery miksując style, nastroje i tonacje. To istna mieszanka
wybuchowa. Nagrania eksplodują rozmaitością przebiegle kojarzonych
dźwięków oferując słuchaczowi przebogate spektrum rockowych możliwości.
Wszystko przyprawione jest domieszką muzycznego humoru, którego jak
mniemam członkom zespołu nie brakuje na co dzień (a raczej noc).
„The Downward Spiral/Chimay” porządkuje nieco linię melodyczną, choć nadal układ muzyczny nie należy do najprostszych.
Kiedy przychodzi kolej na gigantyczną kompozycję „Sleeping In Traffic”
już wiemy, że usnąć w takim zamieszaniu po prostu się nie da.
Doświadczając uprzednio tak wieloskładnikowej mikstury muzycznej nie
sposób się uwolnić od oczekiwania w trakcie prawie 35 minut nagrania na
kolejne i kolejne zaskoczenia. Oczekiwania, a jakże, zostają spełnione.
Nie ma potrzeby, a nawet, przyznaję, możliwości opisywać co też się tam
dzieje. Po prostu trzeba tego posłuchać.
Zresztą zalecenie to dotyczy całości, którą kończy „Sunrise Again”, zachęcające skutecznie do sięgnięcia po part I.
Na albumie dzieje się tak wiele, że bez trudu można byłoby obdzielić i
okrasić pomysłami w nim wykorzystanymi niejedną dodatkową płytę. Ale
muzycy Beardfish nie skąpią temu jednemu krążkowi swoich bogatych
zapasów pokładów muzycznych i z iście skandynawską uczciwością raczą
słuchaczy potężna dawką progrockowego koktajlu.
Polecam szczególnie wielbicielom Franka Zappy i Gentle Giant.
Bardzo Zasłużone 8,6/10
Krzysiek Pękala