1. I
2. II
3. III
4. IV
5. V
Rok wydania: 2015
Wydawca: Witching Hour Productions
https://www.facebook.com/audessusabove
Au-Dessus, to świeży zespół z Litwy, który w 2015 roku wkroczył na
muzyczny rynek mini albumem o tej samej nazwie. Co prawda piszą o sobie
krótko – „black metal”, ale debiut ekipy z Wilna określany jest w
mediach dość szeroko pojętym mianem „post black metalu” i jest to moim
zdaniem lepsze określenie, bowiem dość znacznie wykracza poza muzyczne
konwenanse chociażby tak zwanej umownie „sceny norweskiej”.
Na uwagę zasługuje ładna i minimalistyczna oprawa graficzna, układająca
się niejako w funeralny tryptyk, dopełniający muzyczną zawartości
wydawnictwa. Składa się ona z wymownych i przygnębiających czarnobiałych
fotografii, opatrzonych nienachalnym geometrycznym wzornictwem i
garścią skąpych informacji. Bez tytułów utworów i ich tekstów, bez
składu zespołu i całej masy wylewnych podziękowań. Być może w zamyśle
autorów było, by odbiorca skupił się na warstwie artystycznej, nie
rozpraszając się przy tym niepotrzebnymi detalami, a być może to zwykłe
marketingowe kreowanie wizerunku. W każdym bądź razie idealnie pasuje to
zawartości samej płyty.
Album jest bardzo klimatyczny, z niezwykle rozbudowanymi, acz
nieprzesadnie skomplikowanymi aranżacjami o bardzo zróżnicowanym tempie i
z mnóstwem riffów – od delikatnych po solidne grzmoty. Z pozoru zaczyna
się lekko, ale z upływem czasu nabiera mocy i rozpędu jak ciężki walec,
stopniuje napięcie by eksplodować wściekłością, głównie za sprawą
wokalisty Mantasa. Trzeba przyznać, że jego głos dodaje pikanterii temu
wydawnictwu i stanowi najbardziej ekspresywny składnik poszczególnych
utworów. Wypluwając z siebie całe pokłady złości czasem huknie srogim
krzykiem, a czasem po prostu zbyt przeciągle i przesadnie wrzeszczy.
Początkowo wydawał mi się elementem niezbyt właściwym do poczynań reszty
grupy, ale z czasem przekonałem się , że jednak pasuje idealnie.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że chwilami instrumentalne dokonania
przybierają na tyle łagodną i melodyjną formę, że gdyby nie głos
Mantasa, ciężko byłoby je nazwać metalowymi.
Kompozycje składają się z przeciwstawnych, lecz doskonale
uzupełniających się części, jak na przykład w utworze ”IV” czy „V” gdzie
spokojny i melodyjny początek utworu gwałtownie zmienia się w furię
dźwięków. Zespół umiejętnie miesza tempo i klimat utworów, aczkolwiek
nie ustrzegł się niepotrzebnych dłużyzn, niekiedy z lekka obniżającymi
dynamikę utworów.
Au-Dessus ani nie szokuje, ani nie zaskakuje, niemniej jednak potrafi
wbić w fotel i w ostatecznym rozrachunku wypada bardzo dobrze. Całość
brzmi całkiem przyzwoicie, przestrzennie i stosunkowo przyjemnie, a
płynące z głośników dźwięki mają w sobie dużo melodii, czyniąc ten
materiał znacznie bardziej przystępnym dla osób, którym klasyczny black
metal wydaje się być zbyt ekstremalny i bluźnierczy.
Przyznam szczerze, że gdy sięgnąłem po ten album po kilkutygodniowej
przerwie, gdy początkowa euforia odeszła w niebyt, nadal mi się podobał.
7,5/10
Robert Cisło