ASIA – 2010 – Omega

ASIA - Omega

01. Finger on the Trigger 4:29
02. Through My Veins 5:09
03. Holy War 6:00
04. Ever Yours 4:05
05. Listen Children 5:56
06. End of the World 5:32
07. Light The Way 5:00
08. Emily (Bonus track first pressing in digipak) 5:12
09. I’m Still The Same 4:38
10. There Was a Time 5:57
11. I Believe 4:43
12. Don’t Wanna Lose You Now 4:46

Rok Wydania: 2010
Wydawca: Frontiers Records
http://www.myspace.com/originalasia


Rockowi weterani skupieni pod szyldem Asia nie zwalniają tempa. W 2006 roku grupa niczym feniks z popiołów odrodziła się w swoim najmocniejszym składzie, by dwa lata później wydać płytę noszącą właśnie tytuł „Feniks”. Tymczasem minęły kolejna dwa lata a galaktyczny skład tej supergrupy (John Wetton, Steve Howe, Geoff Downes i Carl Palmer) trzyma się dalej. Frontiers Records wypuszcza właśnie na rynek kolejnego „azjatyckiego ognistego ptaka” – płytę „Omega”. Jest to dziesiąta studyjna płyta w karierze zespołu.
Zastanawia mnie czy zespołowi wyczerpały się pomysły na nazywanie swych płyt wyrazami na literkę „A”? Co było dosyć charakterystyczną rzeczą (od trzech ostatnich płyt Asii sprawa ta uległa zmianie). „Omega” – tytuł najnowszego dzieła jest wyraźnym nawiązaniem do płyty „Alpha” nagranej w 1983 roku. Alpha i Omega – pierwsza i ostatnia litera greckiego abecadła. Mam nadzieję, że „Omega” – dziesiąte studyjne dzieło w dorobku tej legendarnej grupy nie będzie płytą ostatnią?

Nowa produkcja Asii z pewnością posiada to, co zawsze było jej największym atutem i co przyczyniło się do komercyjnego sukcesu tej grupy: kompozytorską lekkość i przebojowość podpartą doskonałym warsztatem muzycznym.
Na nowej płycie nie ma może epika na miarę „Paralels World” z „Feniksa”. Przyznam jednak szczerze, że lot wspomnianego „Feniksa” był tak monotonny, że czasami chciało się ziewnąć. Konfrontując najnowsze dokonanie Asii z płytą poprzednią muszę stwierdzić, że jest zdecydowanie bardziej zróżnicowana, pogodniejsza i mimo niewątpliwie ogromnej przebojowości znacznie ostrzejsza. Chyba duża w tym zasługa producenta płyty Mike’a Paxmana (Uriah Heep, Status Quo)
Nawiązując do ostatnich kulinarnych aluzji mojego redakcyjnego kolegi powiedziałbym, że poprzednia płyta zespołu była jak niedopieczony kotlet schabowy, przeżuwało się ja bardzo długo, tymczasem nowa płyta niczym dobrze wypieczony, rumiany schaboszczak rozpływa się w ustach 🙂

Słuchając płyty rozważam, czy posiada ona utwór, który mógłby stać się przebojem na miarę „Heat Of The Moment”, „Don’t Cry” czy „The Smile Has Left Your Eyes”? Nie mam co do tego żadnej wątpliwości… Gdybym miał wybierać osobiście, padłoby chyba „Emily” (a przecież to defakto kawałek bonusowy!) Dlaczego akurat ta kompozycja? Bo rockowe a tym bardziej progresywne dziewczyny mają wzięcie ;). Przykłady? Chociażby Roxanne (The Police), Kayleigh (Marillion), Julie Anne (Galahad)… To tylko moja sugestia ale potencjalnych hiciorów na płycie jest cała masa, począwszy od pierwszego w zestawie: „Finger of The Tigger”, który kojarzy mi się nieco z Chrisem The Burghem (barwa głosu Wettona nieziemsko przypomina wspomnianego artystę). Dopiero kiedy wchodzi charakterystyczna gitara Steve’a Howe’a, nie ma żadnej wątpliwości, że pomyliliśmy krążki. Natomiast „Through My Veins” klimatem przenosi mnie w samo „sedno” lat osiemdziesiątych, takie klimaty królowały wtedy na szkolnych potańcówkach zwanych dyskotekami, które na szczęście nie miały nic wspólnego z tymi współczesnymi… „Holy War” – kolejny potencjalny hicior, wyjątkowo dynamiczna i wpadająca w ucho kompozycja z charakterystycznym refrenem i ciekawymi liniami melodycznymi gitar i klawiszy. „Ever Yours”- następna efektowna kompozycja, typowa wettonowska ballada klimatem przypomina chociażby „Battle Lines”. Następny z utworów „Every Yours”, to jakby skrzyżowanie Alphaville („Forever Young”) z The Beatless („The Long and Winding Road”) Kolejny rarytas – „Listen Children”, jest tak rześki jak ostatnia rewelacyjna płyta Moon Safari [blomljud]. Można by dalej odkrywać poszczególne karty tegoż muzycznego pasjansa pokazując jego ogromny potencjał, i stwierdzić że wśród dwunastoutworowego rozdania nie ma słabych kart… I nie można nie napomknąć na temat ostatniej kompozycji na płycie – „Don’t Wanna Lose You”, i może tylko jedne słowo, po prostu miodzio…

Tylko żal, że najbardziej „opiniotwórcze” stacje radiowe najprawdopodobniej zmarnują te przebojowe predyspozycje najnowszej Asii we wszech miar dobrym tego słowa znaczeniu…
2010 rok według azjatyckiego kalendarza jest rokiem tygrysa, co odzwierciedla symboliczna okładka autorstwa Rogera Deana.
Koniecznie trzeba uczcić rok tygrysa razem z grupą Asia…

9/10

Marek Toma

Dodaj komentarz