ASH AND COAL – 2017 – Legacy

ASH AND COAL - Legacy

1. Never Learn
2. Tell Them Not To Be Afraid
3. War Is Coming
4. Everyone’s A Misanthrope
5. Evil One
6. Rip It!
7. The Eating Fire
8. Black Waters
9. The Value Of Sparrows
10. We Fall

Rok wydania: 2017
Wydawca: ViciSolum Productions
http://www.ashandcoal.se/


Nie wiem jak Wy, ale ja cenię sobie poznawanie nowych zespołów, szczególnie kiedy ich muzyka potrafi mnie mile zaskoczyć, zaintrygować. Tak też się stało w przypadku ASH AND COAL, z którego twórczością, ba, nawet nazwą nigdy wcześniej nie miałem styczności. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, że dotąd nieznany mi zespół wywarł na mnie tak pozytywne wrażenie, choć ze słowem „pozytywny”, w tym akurat przypadku, lepiej zachować umiar.

Grupa została założona w 2008 roku w Szwecji z inicjatywy Victora Klinta. Na swoim koncie posiada EPkę „Agnostica” (2013), a w okolicach połowy lutego bieżącego roku wydała debiutancki album zatytułowany „Legacy”. Tytuł nie jest przypadkowy – okładka wydawnictwa wykorzystuje starą, czarnobiałą fotografię, która jak się okazuje przedstawia potomków jednego z członków zespołu. Już ta informacja oraz sam pomysł zdają się intrygować. Co prawda i bez tej wiedzy okładka wzbudza ciekawość, nie pozwala na obojętność – coś w tym jest…

W kwestii muzycznej ASH AND COAL prezentuje się dość typowo (jak na Szwecję), a zarazem nietypowo (jak na inne rejony). W nocie wydawniczej można znaleźć informację, że źródłem inspiracji zespołu są m.in. NICK CAVE, DANZIG, FIELDS OF NEPHILIM. To jak najbardziej trafne stwierdzenie, choć dodałbym do tego grona jeszcze takich twórców jak: TIAMAT, AVATARIUM czy też cieszącego się dość dużą popularnością w naszym kraju JOHNA PORTERA. „Legacy” balansuje na granicy muzycznych wpływów ww. grup z ogromnym naciskiem na atmosferyczne rejony szeroko pojętego rocka, tyle że w mrocznym, nierzadko gotyckim wydaniu. Zarówno pod względem wizualnym oraz tekstowym dominuje mrok, awersja wobec pogodnych odcieni. Do tego dochodzi minimalizm oraz prostota, co doskonale odzwierciedla graficznie wstrzemięźliwy booklet. W jego skromnym wnętrzu oprócz tekstów na czarnym tle, znaleźć można kolejne dwie fotografie; jedna z historycznym przesłaniem, a druga – o ile się nie mylę – przedstawia głównodowodzącego zespołu w skrytej pozie.

Podobnie mają się sprawy, jeżeli chodzi o zawartość muzyczną. Można powiedzieć też, że zespół pławi się w ponurych klimatach, neguje wszelkie przejawy pogodności, zastępując to pesymistycznym nastrojem. Być może mylnie odbieram „przygnębiające” nuty, ale tak to właśnie widzę. Podobne zabiegi w swojej twórczości od lat stosuje, ostatnio mniej aktywny, Johan Edlund (TIAMAT) i ta forma emocjonalnej ekspresji jest (pewnie nie tylko dla mnie) w tym przypadku zauważalna. Ponadto muzyka ASH AND COAL, nie szuka poklasku; ona cierpliwie czeka aż ktoś ją odkryje, a następnie połknie haczyk, który wyciągnąć nie jest łatwo. Kompozycje nie są skomplikowane, instrumentalnie wyrafinowane czy też zakombinowane. Charakteryzują je przede wszystkim prostota i wyraziste, nieskomplikowane formy. To wszystko dodaje „Lagacy” specyficznego uroku, czaru. Główną rolę odgrywa osobliwa atmosfera oraz emocje, których sposób przedstawiania nie jest specjalnie wyszukany, choć odpowiedniego charakteru muzyce odmówić nie można. Również w kwestiach oryginalności, zespół Victora Klinta specjalnie nie grzeszy; praktycznie w każdym utworze słychać silne odniesienia wobec twórczości innych artystów. Nie jest to jednak żadna przeszkoda, zarzut – „Legacy” mimo wszystko prezentuje się ciekawie, zachęcająco; ta muzyka po prostu ma w sobie to COŚ.

Dlatego jeżeli lubicie mroczno – klimatyczne oblicza rockowego grania i to w dość depresyjnym wydaniu, z wysokim prawdopodobieństwem rozsmakujecie w zawartości „Legacy”. ASH AND COAL to zespół mimo wszystko zjawiskowy, którego twórczość potrafi zaintrygować, a po niedługim czasie wręcz pochłonąć. Album pod każdym względem niepozorny, a faktycznie? Faktycznie przekonacie się o tym sami.

8,5/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz