ARMAGEDON – 2013 – Thanatology

Armagedon - 2013 - Thanatology

1. Soma (Intro) 02:08
2. Helix 03:41
3. Vultures 04:31
4. Cemeteries 04:26
5. Self Destruction 03:13
6. Altar Of Death 04:30
7. Black Seed 04:31
8. Corridor 03:42
9. Tragic Journey 04:15

Rok wydania: 2013
Wydawca: Mystic Production
http://www.armagedon.net.pl/


Niestety coraz częściej zdarza się recenzować płyty jedynie z plików mp3, co bardzo często zuboża kompleksowe poznanie danego materiału. Wytwórnie tną koszty, a tracą na tym sami twórcy, bo nierzadko dany album to nie tylko muzyka, ale i grafika. Nie wiem jak jest w przypadku rodzimego Armagedon, jednak trzymając w dłoniach schludny, ascetyczny w swojej formie digipack, człowiek od razu nabiera chęci do poznania zawartości muzycznej. Co tu dużo gadać, krwista linia życia na białym, spękanym tle robi doskonałe wrażenie.

Wydawnictwo otwiera tajemniczo – klimatyczne intro „Soma”, które sukcesywnie nabiera na sile. Finalnie przeistacza się w pierwszy kawałek „Helix”, przy okazji którego wpleciono krótki polski tekst mogący budzić skojarzenia wobec stylistyki Behemoth (mowa o kompozycji „Lucifer”).

Od razu uwagę przykuwa wysoce energetyczna, a przy tym diabelnie precyzyjna praca bębnów – nie ma się czemu dziwić, skoro za zestawem produkuje się niejaki Bartek Sierżęga znany m.in. z działalności we wrocławskim Lost Soul. Jak już jesteśmy przy Wrocławiu, to należy również wspomnieć, że na następcy „Death Then Nothing” z 2009 roku gościnnie – w kilku utworach – pojawił się również gitarzysta Marek Pająk (Vader, Esqrial). Ponadto na nowym wydawnictwie Armagedon można usłyszeć innego wyjadacza rodzimej sceny metalowej, Cezara z Christ Agony. Wspomaga on zespół przy okazji „Corridor” oraz „Altar Of Death”.

Jednak nie to stanowi mocną stronę „Thanatology”. Oprócz gitarowych solówek na siłę wydawnictwa składają się: produkcja, realizacja i brzmienie – w tej materii nie ma się do czego przyczepić. Mniej lukratywnie prezentuje się natomiast sam materiał/pomysły, zabrakło tego czegoś. Panowie gnają do przodu niczym szaleńcze monstrum, plują jadem na lewo i prawo, a poziom ekstremy utrzymuje się na wysokim pułapie, co oczywiście też robi wrażenie. Jednak w całym tym zapędzie zabrakło wyrazistych melodii, motywów, które zahaczą się w świadomości słuchacza na dłużej. Stąd też po wysłuchaniu całości w głowie pozostaje jeden wielki chaos, ciężko przywołać w pamięci jakikolwiek motyw, a to nie jest dobre.

Dlatego też, dla zwykłego zjadacza rockowego chleba, Armagedon może okazać się niejadalny. „Thanatology” jest raczej skierowany do bardziej zagorzałych zwolenników metalowej ekstermy. Płyta zrealizowana na wysokim, światowym poziomie i tylko szkoda, że nie można tego powiedzieć o samych pomysłach, którym zabrakło polotu. Ogień i jazda to nie wszystko, choć w wielu przypadkach to właśnie te aspekty stanowią priorytet. Tak czy inaczej szczypta melodii jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a jej brak wręcz przeciwnie.

7/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz