1. She’s Thunderstorms (3:55)
2. Black Treacle (3:35)
3. Brick by Brick (2:59)
4. The Hellcat Spangled Shalalala (3:00)
5. Don’t Sit Down 'Cause I Moved Your Chair (3:04)
6. Library Pictures (2:22)
7. All My Own Stunts (3:52)
8. Reckless Serenade (2:43)
9. Piledriver Waltz (3:24)
10. Love Is a Laserquest (3:12)
11. Suck It And See (3:46)
12. That’s Where You’re Wrong (4:17)
Rok wydania: 2011
Wydawca: Domino
http://www.myspace.com/arcticmonkeys
Mieli świat muzyki indie pod nogami, mogli wszystko (wyniki sprzedaży
dwóch pierwszych albumów Arctic Monkeys, wyższe niż zadłużenie Polskich
Kolei Państwowych, mówią same za siebie, nawet jeżeli ktoś ma je za
„rozhukane pierdolstwo”).Wtedy rozwydrzony kwartet uderzył z prośbą do
znanego z Queens of the Stone Age Josha Homme’a, zdradził setki tysięcy
fanów post-punku, zwrócił oczy ku pociągającym krainom południowego
rocka i wydał na świat naprawdę dobry „Humbug”. A teraz wracają. I nie
sposób uniknąć analogii do Kings of Leon, opisywanego przeze mnie kilka
miesięcy temu. Bo co zrobić, gdy chce się zadowolić każdego, dobrze
sprzedać i zostać zaproszonym na największe festiwale letnie świata?
Oprócz przedstawienia światu najbardziej zjawiskowej okładki roku 2011?
Jeszcze nie wiecie..?
„Suck It and See” samo nie wie, czym jest. Stara się być bardzo
ostrożną płytą, nasycić i fanów południowo -amerykańskiej psychodelii, i
trafić do tak ogromnej ilości radioodbiorników, jak to tylko możliwe.
Stąd na płycie zderzają się dwa odmienne, niezbyt pasujące do siebie
światy. I co ma powiedzieć rozsmakowany w brudnym riffie „Don’t Sit Down
'Cause I Moved Your Chair” słuchacz, kiedy usłyszy iście plażowy bas i
kojącą gitarę „Piledriver Waltz”? Jak zareaguje skaczący do wybornej
solówki „Library Pictures” szaleniec, kiedy Alex Turner zanuci mu
spokojniutkim głosem „Lekkomyślną Serenadę” przy rozmytym plumkaniu
strun? Co zrobi zakochana w porywających, seksownych zwrotkach „Brick by
Brick” fanka po usłyszeniu bezpłciowej kompozycji tytułowej? Ja byłbym
naprawdę zmieszany. Cholera jasna, jestem zmieszany!
Prawdziwe fifty-fifty. W połowie udana kontynuacja „Humbug”, w połowie
idiotyczna papka pod radio. Jestem osobą, która ceni sobie różnorodność
w muzyce, ale nie znoszę, gdy ktoś robi słuchacza w konia, sprzedając
tego typu „eksperymenty”. Inteligencji odbiorcy uwłaczają również
teksty, których grafomania może co niektórych zwalić z krzesła. Jestem
bardzo ciekawy, jak profesor Miodek zinterpretowałby na przykład takie
dwa wiersze: „Give me an eeny, meeny, miny, moe / Or an ip dip, dog
shit, rock and roll”. Lub chociaż sprawdziłbym używki, na których był
Turner podczas „tworzenia”, odlot musi być naprawdę niezły.
Ile bym jednak nie narzekał, „Suck It and See” słuchałem w miarę
regularnie i bez większej niechęci. Album to niezły, bo wiadomo, że
Małpki nagle zdolności kompozytorskich nie stracą. Szkoda tylko, że w
ich wielkiej karierze (przypominam, że „Whatever People Say I Am, That’s
What I’m Not” pozostaje najlepiej sprzedającym się debiutem w historii
Wielkiej Brytanii) nadszedł moment niepewności i wyboru, w którą stronę
dalej się udać: w kierunku samospełnienia czy wielkiej sławy
komercyjnej. Najnowszy krążek pokazuje dobitnie, że wciąż stoją na
skrzyżowaniu i decyzja wciąż przed nimi. Można posłuchać, ale większych
rewelacji nie oczekujcie.
6/10
Adam Piechota