1. Neurotically Wired (11:12)
2. Midnight Serenade (5:27)
3. Stained Glass Sky (13:56)
4. On the Fence (8:11)
5. Any Given Day (Strangers Like Me) (10:27)
6. Incense and Myrrh (5:22)
Rok wydania: 2011
Wydawca: Metal Blade
http://www.archmatheos.com/
Ostatnia studyjna płyta amerykańskich progmetalowców z Fates Warning
(moim zdaniem świetna) FWX, ukazała się w 2004 roku. Siedem lat posuchy
sprawił, że można było zatęsknić za charakterystycznym, szorstkim
brzmieniem gitar Jima Matheosa. Co prawda można go było usłyszeć
chociażby na płytach supergrupy OSI (notabene również znakomitej),
jednak muzyka OSI w dosyć znacznym stopniu różniła się od Fates Warning.
Nowego albumu sygnowanego nazwą Fates Warning wciąż nie ma ale,
pojawiła się płyta, która u wszystkich fanów tego zespołu powinna
powodować drżenie serca – Arch/Mateos. Jest to projekt złożony właściwie
z muzyków związanych (wcześniej bądź później) z szanownym zespołem,
tworzą go: John Arch (pierwszy wokalista formacji, zastąpił go Ray
Alder), gitarzysta i basista tegoż zespołu Jim Matheos i Joey Vera, oraz
drugi gitarzysta warningowego składu Frank Aresti, na perkusji zagrał
natomiast człowiek, którego chyba również nie trzeba przedstawiać, Bobby
Jarzombek.
Jaka jest więc nowa muzyka starych wyjadaczy z Fates Warning? Taka jak
być powinna, po prostu znakomita! Jakże przyjemnie posłuchać tnących
jak żyletki z podwójnym ostrzem gitar Matheosa i Arestiego, mięsistego
basu Very. Największe pochwały zbierze ode mnie jednak Jarzombek, który
za perkusją robi tutaj świetną robotę, zaryzykowałbym stwierdzenie, że
może nawet lepszą, a w każdym bądź razie na pewno nie gorszą, niż Mike
Mangini na ostatniej płycie Dream Theater. Utwory, które znalazły się
na płycie posiadają odpowiednią dramaturgię (co mogą sugerować już ich
czasy), i charakteryzują się dużą różnorodnością, jak na rasowy
progmetal przystało. Mimo tych wszystkich pozytywów nie wystawię jednak
albumowi noty, na jaką zdawałoby się powinien zasługiwać. Dlaczego?
Nie będę ukrywał, że bardzo odpowiada mi warsztat wokalny drugiego z
wokalistów Fates Warning, Raya Aldera. Natomiast wokal Johna Archa
brzmi tutaj tak, jakby wokalista został wrzucony niespodziewanie pod
prysznic z lodowatą wodą. Oczywiście można lubić, bądź nie lubić
wysokich wokali (podobnie jak można lubić bądź nie lubić growli),
wszystko jest bowiem kwestią gustów. Karkołomne falsety Archa to jednak
tylko jedna sprawa, a drugą jest to, to że chwilami odnosi się wrażenie,
że wokalista śpiewa po prostu sobie, a reszta zespołu gra jakby muzom
(bądź odwrotnie). Partie wokalne Archa jakby zupełnie rozmijały się z
muzyką. Mimo wszystko zaciskam zęby i powoli oswajam się z dyskomfortem
prysznicowego zimna, bo naprawdę warto pod ten prysznic wejść chociażby
właśnie dla samej muzyki.
Mam więc poważny dylemat, jaką notę wystawić płycie, której muzyka jest
tak dobra, a wokal powoduje u mnie lekkie wzdrygnięcia? Najlepiej
byłoby zaopatrzyć się w taką wersję płyty jaką wydał np. zespół Dream
Theater (ekskluzywna wersja „Black Clouds & Slver Linings” posiadała
dodatkowy krążek bez wokali LaBrie), niestety takowa wersja nie
istnieje, nie byłby to bowiem Arch/Mateos, lecz Matheos?
7/10 ?
Marek Toma