1. Love & Hate
2. Reviver
3. Homeless Heart
4. Lovely Day to Die
5. Riders from Hell
6. Rules for Fools
7. Chasing the Light
8. Good Night
Rok wydania: 2020
Wydawca: –
https://www.facebook.com/anvisionband/
AnVision, wydaje swoje pełne albumy z niebywałą regularnością – co
cztery lata („Astral Phase” – 2012, „New World” – 2016). Po kolejnych
czterech latach, wreszcie jest ten najnowszy – „Love & Hate”.
Nawiązując do tytułu, można zespół nienawidzić za to, że każe nam
czekać na swoje płyty tak długo, ale kiedy już się ukazują , nie sposób
nie kochać ich za muzyczną zawartość.
Poprzednie albumy składały się z siedmiu utworów. Tym razem zespół nieco
zaszalał i zaserwował nam aż osiem tematów. Świetnym pomysłem, w
tytułowym „Love & Hate”, jest zamieszczenie jakby dwóch równoległych
wokali (tradycyjny i growlujący ). Jakby symbolizowały właśnie miłość i
nienawiść. Kompozycja ta dowodzi, że Amerykanie z Dream Theater są
nadal dla ekipy z Tarnowa dużym źródłem inspiracji, z tym że nasi
rodacy nie wdają się w zabójcze instrumentalne galopady (Petrucci –
Rudess). Zdecydowanie większy nacisk zespół stawia na melodie. I to
właśnie jest dużym atutem ich muzyki. Mimo słusznego prog metalowego
ciężaru gatunkowego, album wydaje się być jeszcze bardziej melodyjny niż
„New World”. Kompozycja tytułowa wyróżnia się fajnymi gitarowymi
solówkami. Pewniakiem również jest to, że każda kolejna płyta AnVision
posiadać będzie swoje „Peruvian Skies”. Tym razem otrzymujemy aż dwa
subtelniejsze, balladowe tematy. Pierwszy „Homeless Heart”, swym
klimatem przypomina nieco Whitesnake Coverdale’a. Zamykający płytę
„Good Night”, zachwyca wokalnymi dialogami (gościnnie z Marqusem
zaśpiewała tutaj Paulina Ostrowska). „Reviver” również nie forsuje
tempa, lecz fajne operuje nastrojem. Tutaj duża rola klawiszy w
kreowaniu klimatu. Refren w „Lovely Day to Die”, sprawia natomiast, że
to jeden z bardziej chwytliwych tematów na płycie. Zdecydowanie
mocniejsze fragmenty, takie jak: mega szybki „Riders from Hell”,
motoryczny „Rules for Fools” i równie energiczny (choć sam początek
tego nie sugeruje) „Chasing the Light” równoważą wszystko, sprawiając,
że płyta nie jest zbytnio przesłodzona. Wracając do ostatniej kompozycji
(znowu nawiązanie do okładki), kończy się odgłosem bijącego serca.
Dla miłośników prog metalu – pozycja obowiązkowa. Materiał brzmi bardzo
soczyście i selektywnie, można wgryźć się w ten soczysty, muzyczny
miąższ i delektować się do woli. Kolejne cztery lata…?
8,5/10
Marek Toma