1. Freak Storm At Post Zeta…One Child Missing… 00:49
2. Snowbound 06:21
3. Waking Hour 04:19
4. Andromeda Unchained 04:59
5. Banished from Sector Q 00:37
6. Beyond Redemption 05:50
7. Resurrection Time 05:11
8. Escape Pod 00:31
9. This White Storm Through My Mind 08:17
10. The Final Overture 06:15
11. Take Me Home 05:13
12. Point of No Concern 05:59
13. The End of Millenium Road 10:17
14. The Stars of Canis Minor 01:14
Rok wydania: 2007
Wydawca: Locomotive Music
Krążące wokół, niepochlebne opinie o nowej płycie oraz moja niska
znajomość twórczości duńskiego Anubis Gate, sprawiły, że nie mogłem się
jakoś zabrać do słuchania ich trzeciego albumu. W zasadzie ta grupa
jakby dla mnie nie istniała, bo nie słyszałem ani „Purification” ani „A
Perfect Forever”, więc nie miałem jakiegoś specjalnego pragnienia do
zapoznania się z „Andromeda Unchained”, tym bardziej, że większość
opinii, z jakimi się zetknąłem, były przeważnie negatywne. Jednak co się
odwlecze to nie uciecze… Tak się stało, że przypadło mi w udziale,
napisanie kilku słów o ostatniej płycie Duńczyków i jakby nie patrzeć, w
końcu musiałem usiąść i przesłuchać tego, co budzi u ludzi tak
sceptyczne i ambiwalentne opinie.
Dla zorientowanych, zmiana na stanowisku wokalnym w Anubis Gate, już
pewnie od dłuższego czasu nie jest tajemnicą, niemniej jednak dla mniej
obytych z zespołem, wspomnę że miejsce Torben Askholm’a, który śpiewał
na dwóch poprzednich albumach, zajął niejaki Jacob Hansen. Reszta składu
od 2001 roku nie uległa zmianie i to chyba dobrze, bo panowie znają
swoje możliwości i wiedzą kogo na co stać. Zamiana wokalisty w momencie,
gdy zespół osiągnie już pewną renomę, w większości przypadków nie jest
rzeczą dobrą. W tym przypadku uważam jednak, że nowy wokalista godnie
zastąpił swojego poprzednika i wprowadził do zespołu wiele świeżości.
Hansen śpiewa wyżej, czyściej i pomimo tego, że nie ma takiej
specyficznej zadziorności w głosie jak Askholm, wyśmienicie wpasował się
w klimat zespołu.
„Andromeda Unchained” jest albumem, który zawiera dźwięki z pogranicza
rocka i metalu progresywnego z elementami nowoczesności, co ma swoje
odbicie głównie w brzemieniu albumu. Całość brzmi potężnie i zarazem
selektywnie, a produkcja jest nader solidna. Jest ciężar i jest lekkość,
co słychać już w pierwszym „Snowbound”, utworze który wyśmienicie
inicjuje cały materiał. Bębny są niezwykle dynamicznie i żywiołowe, co w
głównej mierze jest zasługą Morten Sřrensen’a i jego techniki gry. Jak
wiadomo, umiejętne nagranie bębnów nie jest proste, a tu efekt jest
bardzo pozytywny.
Innym ciekawym aspektem, który nasuwa się podczas słuchania nowego
Anubis Gate, jest fakt zastosowania idealnie wyważonej elektroniki. Nie
jest jej ani za dużo, ani z mało – po prostu w sam raz. Klawisze są
tłem, ale zrobionym w taki sposób, że idealnie komponują się z całością.
Ponadto głos Hansena w połączeniu z tym tłem i ciężarem reszty
instrumentarium wypada niezwykle okazale. Wokalista nie stroni od
wyższych partii i wychodzi mu to należycie. Śpiewa przestrzennie i
naturalnie, co dodaje „Andromeda Unchained” dużego uroku i tzw.
przestrzeni.
Świetnie wypada na tym wydawnictwie „Waking Hour“ – kompozycja dość
żywiołowa, z częstym użyciem podwójnej stopy oraz świetnymi wokalami
Hansen’a. To naprawdę mocna i solidna kompozycja. Kolejny, tytułowy
kawałek również nie zaniża ogólnego poziomu i ukazuje Anubis Gate w
nieco wolniejszym repertuarze. Tutaj jest jeszcze bardziej przestrzennie
i słuchając tego utworu ma się poczucie pewnego luzu i swobody. Tutaj
też jest sporo wysokich partii wokalnych idealnie pasujących do reszty.
W gruncie rzeczy, całość materiału utrzymana jest w przeważającej części
w średnich tempach, ale od czasu do czasu, zespół potrafi „dorzucić do
pieca”, a momentami koi słuchacza zwiewnymi motywami, czego przykładem
może być choćby „This White Storm Through My Mind” z ciekawie wmontowaną
elektroniką, czy „Beyond Redemption” zawierający balladową wstawkę.
Utwory są zróżnicowane i łączą w sobie wiele zmian tempa, zawierają
mnogość wszelakich motywów, co pokazuje bogactwo aranżacyjne zespołu.
Na takim albumie nie mogło oczywiście zabraknąć ballady i pretendentem w
tej dziedzinie jest „Take me Home”. Kompozycja w przeważającej części
spokojna z lekkim dociążeniem i przyspieszeniem w środku, na którym
ulokowano solową partię gitary. Słucha się tego bardzo dobrze, a
melodyjny refren wrzyna się w głowę – co grozi nuceniem ;), więc
ostrożnie z tym numerem..
Ten album to kolejny dowód na to, że nie wolno z góry skazywać zespołu
na straty, mimo że większość ludzi marudzi, iż wokal wszystko
zaprzepaścił itp. Uważam, że owe opinie są całkowicie bezpodstawne, bo
szeregi zespołu zasilił człowiek z poważnymi umiejętnościami i wykonuje
on naprawdę solidną robotę. Mnie „Andromeda Unchained” miło zaskoczył.
Po tym albumie z wielką przyjemnością zapoznam się z wcześniejszymi
dokonaniami Duńczyków jak też – z niecierpliwością poczekam na czwarty
krążek, który już się tworzy i niebawem powinien ujrzeć światło dzienne.
Po tym co usłyszałem jestem w pełni usatysfakcjonowany i cieszę się, że
w końcu zabrałem się za ten album, bo było warto. Fanów dobrego grania
zachęcam więc do uczty muzycznej pt. „Andromeda Unchained”…
9/10
Marcin Magiera