ANNIHILATOR – 2013 – Feast

ANNIHILATOR - Feast

1. Deadlock 04:22
2. No Way Out 05:19
3. Smear Campaign 04:15
4. No Surrender 05:36
5. Wrapped 03:47
6. Perfect Angel Eyes 04:27
7. Demon Code 06:22
8. Fight the World 06:54
9. One Falls, Two Rise 08:33

“Re-Kill” – bonus CD:
1. Fun Palace (05:35)
2. Alison Hell (05:09)
3. King of the Kill (03:15)
4. Never, Neverland (05:22)
5. Set the World on Fire (04:24)
6. Welcome To Your Death (04:09)
7. No Zone (02:49)
8. Bloodbath (05:25)
9. 21 (04:24)
10. Stonewall (04:50)
11. Ultra Motion (05:06)
12. Time Bomb (04:32)
13. Refresh the Demon (05:29)
14. Word Salad (05:45)
15. Brain Dance (04:50)

Rok wydania: 2013
Wydawca: UDR Music
http://www.annihilatormetal.com/


Ni stąd ni zowąd pojawiła się wzmianka jakoby Waters i spółka pracowali nad premierowym materiałem i wcale nie trzeba było długo czekać na świeżutki album Annihilator, który właśnie trafił na sklepowe półki. Tak moi drodzy, „Feast”, bo tak nazwano ich nowe dzieło, staje przed nami w pełnej krasie i co tu dużo mówić – jest co podziwiać!

Uczta do jakiej zaprasza nas Jeff Waters stanowi thrasową biesiadę złożoną z dziewięciu tłustych dań, po których – niech nikt się nie obawia – nie dostaniemy niestrawności. Ba! Powiem więcej, po ich spożyciu człowiek ma ochotę na więcej i tutaj stajemy przed małym dylematem… Przed nami do wyboru dwie opcje: zacząć ponowny obrót oficjalnej części „Feast” czy też zapuścić sobie dysk nr 2 (niestety jest on dodatkiem do edycji rozszerzonej). Dylemat dotyczy wyłącznie posiadaczy wersji wypasionej i tutaj napomknę, że w tym przypadku dołożenie dodatkowej kwoty jest jak najbardziej uzasadnione, bo? Bo na dysku nr 2 dostajemy 15 klasyków Annihilator nagranych na nowo. Niby nic, a jednak cieszy jak diabli. Świetny dodatek i tyle!

Jednak najbardziej interesuje nas to, co nowe, czyli dysk nr 1 i tutaj nie ma powodów do kręcenia nosem. Jeff z kolegami uraczyli nas naprawdę mocnym, a przy tym bardzo udanym materiałem. Zespół – co pewnie nikogo specjalnie nie dziwi – nadal podąża ścieżką obraną przy okazji „Metal” i „Annihilator”. Oprócz tego – powinno to wielu ucieszyć – pomysły dość często nawiązują do czasów „Never, Neverland”, natomiast podczas spokojniejszych motywów wybrzmiewa duch „Set The World On Fire”.

Ogólnie panowie jadą do przodu jak się patrzy, choć niektórzy mogą zarzucić grupie wtórność, zjadanie własnego ogona i co? Niech sobie zarzucają i skręcają się z bólu, bo Waters nagrał rzecz na bardzo wysokim poziomie. Jedno co odróżnia premierowy materiał od dwóch poprzednich krążków to miły fakt, że w Annihilator ponownie zagościły balladowe akcenty i atmosferyczne wtrącenia, co słyszymy w nastrojowym „Perfect Angel Eyes” oraz fragmentarycznie w „Fight The World”, jak również w wieńczącym całość „One Falls, Two Rise”. Przez to (choć nie tylko), „Feast” jawi się jako materiał bardziej zróżnicowany, ciekawszy. Oczywiście nie brakuje gęstych, a przy tym niezwykle charakterystycznych riffów – tych Jeff nie skąpi. Jest też masa szybkości i metalowego żywiołu, co jeszcze przed premierą zwiastował wysoce energetyczny „Deadlock”. W tej materii jest czego posłuchać, przykłady? Cała masa; praktycznie każdy kawałek zawiera masę czadu, prędkości i thrashowej werwy, więc przykłady wydają się zbędne.

Pojawiają się również niespodzianki. Najlepiej słychać przy okazji „No Surrender”, gdzie pulsują wyeksponowane partie basu oraz w dość luźnym, trochę punkowym „Wrapped”. Oba kawałki mimo odmiennego klimatu idealnie pasują do reszty i przypominają o tym, że Waters lubi wędrówki w różne zakątki rockowej stylistyki.

Minusy? Jedyne do czego można się przyczepić to specyficzne brzmienie, które od kliku lat towarzyszy Annihilator. Można do niego przywyknąć, ale i tak chciałoby się czegoś bardziej naturalnego. Atuty? Wyborna okładka i muzyka, która tym razem robi bardzo pozytywne wrażenie.

„Feast” powinien przypaść do gustu nie tylko fanom zespołu, ale również każdemu kto lubi melodyjny thrash. Twórcy kultowego „Alice In Hell” pokazali, że wciąż czują się na siłach by porządnie dopierniczyć. Co istotne nie słychać w tym wtórnego „męczenia kity”. Annihilator spisał się na medal i wylewam rzewne łzy, że w takiej sytuacji nie mogę jechać do naszych południowych sąsiadów by zobaczyć Kanadyjczyków w akcji…


9,5/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz