1. Mellah
2. Morality Failed
3. Silence
4. My Private Ghetto
5. Dawn The Day Before
6. We Are…
7. Generation Zero
8. Internal Chaos
9. Crystal Lies
10. Thieves of Dreams
11. Epiphany
12. Mea Culpa?
13. Wrath
14. halleM
Rok wydania: 2013
Wydawca: –
http://www.animations.com.pl/
Wstęp – narzekać, czy nie?
Animations dostarczyło mi dwa skrajne tematy. Bardzo ciekawy album, oraz
kwestię jego opisania. Jako, że śledziłem ich poczynania od
instrumentalnego debiutu, poprzez kawałki pomiędzy płytami („Last Man”
v.1.0 😉 , czy „Slowly die inside”) koncerty z wokalistką (!) mogę
swobodnie uważać się za fana kapeli. Trzy oblicza zawarte na trzech
albumach studyjnych wydają się wręcz szokująco od siebie różnić. Ale
postanowiłem solennie podejść do tematu bez rozważań i nawiązań… a
potem okazało się, że mi się nie udało. Wydaje mi się, że panowie mogą
za niekonsekwencję zebrać cięgi – a wręcz stracić wielu dotychczasowych
sympatyków… tak wielkie zmiany narzucają nawet pytanie – czy to aby
dalej Animations? Dlaczego Animations to zrobili? Ale „Private Ghetto”
jest cholernie dobrym albumem – zwłaszcza jeśli lubi się nowoczesne
granie, brutalne acz melodyjne – spod znaku metalcore właściwie.
Biję się z myślami – i sam nie wiem co o tym myśleć 5/10
Rozwinięcie – Private Ghetto właściwe:
14 utworów, w tym intro, outro i jeden przerywnik, za pierwszym razem
może nieco przytłoczyć intensywnością. Na tej płycie dużo się dzieje.
Zespół nie pozwala się nudzić… Napierd@la kolokwialnie mówiąc, nie
zostawia jeńców i czasu na wytchnienie. To istny sztorm emocji i
dźwięków. Nieliczne smaczki czy zwolnienia, pozwalają pobrać tonącemu
tylko tyle powietrza, ile jest niezbędne do przeżycia.
Po drugim przesłuchaniu wyłapujemy charakterystyczne patenty, odróżniamy
kolejne kawałki i pomysły. Utwory krystalizują się słuchaczowi w głowie
– doceniamy różnice struktur i poruszamy się już nie tylko od refrenu
do refrenu, ale świadomie chłoniemy rytmiczną kakofonię. Powoli
przestaje nas przytłaczać – wyłapujemy kolejne gitarowe solówki…
kurcze sporo tu tego…
Docenić należy konstrukcję płyty. Wstęp i zakończenie sprawiają, że
albumu nie traktujemy jako zlepka kolejnych „piosenek”. Zresztą to chyba
niemożliwe przy tak stylistycznym zbliżeniu utworów.
I teraz jeszcze ważna uwaga. Zespołowi udaje się stronić od typowego
metalcore’owego schematu
wrzask-zwrtotka-melodia/refren-zwrotka-refren-solówka-koniec. Oczywiście
i tego typu utwory tu znajdziemy, ale całość jakoś tak sprytnie jest
poukładana, że nawet taki patent nie razi.
Zatrzymajmy się chwilę przy osobie wokalisty. Frantz Wołoch zaskakuje.
Różnorodnością growli. Od głębokiego charku po piszczący wręcz wrzask –
jeśli mamy świadomość, że chłopak potrafi śpiewać melodyjnie, a jego
partie czasem przesterowano – to taki wokalista w zespole to tak jak
kolejny instrumentalista… robi wrażenie – piorunujące. A estetykę
zbliża często do skandynawskiego death metalu.
Plyta ma jeszcze jedną niekwestionowaną zaletę. Tak intensywne albumy,
potrafią albo znużyć słuchacza, albo wręcz nie utrzymać jego skupienia
do końca trwania. Tutaj im dalej w las, tym bardziej wciąga. Na przykład
moje ulubione kawałki, znajdują się zdecydowanie w drugiej połowie
krążka…
Kończy się płyta… chwila, gdzie moja szczęka?
Gumolit pod nogami jakby bardziej wytarty… na biurku trochę łupieżu od
rytmicznego mimowolnego potrząsania łbem. Żuchwa pobolewa od
zaciskania. Cholercia – REPEAT ALL!
Aaaaaa! 9/10 (wiekopomne dzieło to nie jest, ale fakt, faktem – dupę urywa!)
A może nie porównywać?
Załóżmy, że to pierwszy album Animations z jakim macie do czynienia.
Hell Yeah!!! Chłopaki zapierniczają, „że głowa mała”, nie boją się
eksperymentów, a nawet tak oczywisty gatunek potrafią zaprezentować w
świeży sposób. Widziałbym ich jako support na następnej trasie
Killswitch Engage co najmniej…
Dostarczają rozrywki. Są tu i ciekawe, zapadające w pamięć melodie – i
chwytliwe refreny i trochę kombinowania. Riff + rytm + growl to chyba
jednak obecnie wizytówka Animations.
8/10 porządne granie ze szczyptą innowacji
Bridge – a może jednak pomarudzić?
Animations swobodnie możemy traktować jako zespół na początku swojej
drogi, grupę poszukującą swojego miejsca… fakty i przeszłość mówią
same za siebie i chyba sami muzycy mają świadomość, że tak będą
odbierani.
Grupa celuje w inną estetykę, w innego odbiorcę właściwie. Ryzykuje przy
tym odcinając się od poprzednich nagrań, że fani prog metalowego
Animations przestaną pojawiać się na koncertach… albo przyjdą na
takowy tylko raz.
Z drugiej strony czy nie jest to obecnie zbyt wyświechtane poletko, na którym nieprawdopodobnie ciężko się wybić…
Poprzednio byli jedynym w Polsce zespołem podążającym śladami Dream
Theater, obecnie eksplorują gatunek, w którym i w naszym kraju wiele
jest wyśmienitych zespołów, ale może mają pomysł na siebie i na promocję
albumu? I może odniosą sukces? Widać że są go głodni.
6/10 – ale dlaczego nie gają już jak DT wannabe??? ;(
Podsumowanie, czyli dobra wola albo / a w sumie do niczego was nie zmuszam…
Stary fan na nowej płycie będzie wypatrywał gęstych gitarowych struktur i
solówek Kuby Dębskiego – i przy odrobinie samozaparcia i takie elementy
tutaj znajdzie. Siłą rzeczy wymogi gatunku zepchnęły w tło klawisze i
bas, który tym razem nie otrzymał na tyle przestrzeni aby móc nas
oczarować.
Generalnie płyta jawi się jako mocna, zorientowana na riffowanie,
wyśmienicie ciężko brzmiąca… ale ten kto nie wyłapie tu masy melodii
jest głuchy, albo nie chce ich wyłapać. Private Ghetto to nie jest płyta
dla ludzi z klapkami na oczach. Lecz dla muzycznych poszukiwaczy.
Zespół zapewne zjedna sobie więcej nowych fanów, niż utrzyma starych…
takie życie, takie ryzyko zmian, a może wyrachowana kalkulacja. Nie będę
wam miał za złe jeśli nie postawicie na półce nowej płyty Animków, obok
dwóch poprzednich – będę miał za złe – jeśli jej nie posłuchacie –
jeśli nie spróbujecie przekonać się sami, czy wam takie oblicze
odpowiada.
8,5/10 – i nie, nie jest to średnia z powyższych.
Piotr Spyra