1. Reset Your Soul (7:00)
2. Demons Of War (7:32)
3. Inscrutable (8:26)
4. The Manhattan Project (10:06)
5. Request For Redemption (2:41)
6. The Last Man (13:02)
7. 1989 (7:54)
8. Toxicyber (8:38)
Rok Wydania: 2009
Wydanie własne
Kiedy Animations pojawili się na scenie, stanowili pewne objawienie. Nie
dość, że jako instrumentalny zespół prog metalowy, balansując na
granicy melodii i wirtuozerii, stanowili rodzynek na polskim rynku
fonograficznym, to jeszcze wdając płytę własnym sumptem osiągnęli
naprawdę poważną sprzedaż albumu debiutanckiego… Każdy kogo urzekł
kwartet z Jaworzna, kto rozsmakował się w swobodzie z jaką tworzyli
skomplikowane motywy i kto pragnął usłyszeć więcej tworzonych przez nich
dźwięków, mógł zaspokoić swoją ciekawość na koncertach grupy, gdzie
oprócz zwyczajowych instrumentalnych coverów można było usłyszeć utwór
autorski, niezamieszczony na albumie, oraz sporo solówek i
improwizacji… Po pewnym czasie, mógł przyjść jednak pewien niedosyt.
Pierwszy zwiastun zmian pojawił się za sprawą charytatywnego wydawnictwa
kolędowego… gdzie za mikrofonem pojawił się Darek Bartosiewicz,
oficjalnie jeszcze nie ogłoszony jako etatowy wokalista… Na oficjalne
pojawienie się Darka w składzie zespołu przyszło nam czekać jeszcze
kilka miesięcy, kiedy to zadebiutował z zespołem na scenie w piekarskiej
Andaluzji. Pojawienie się w zespole wokalisty sprawiało, że przed grupą
pojawiały się nowe perspektywy, ale również pojawiło się pewne ryzyko,
utraty statusu zespołu wyjątkowego na scenie progresywnej w Polsce…
Pierwszym poważnym studyjnym testem był dla Darka nowy numer Animations –
kilkunastominutowy „The Last Man”. Singiel rozprowadzany był w celach
promocyjnych, otrzymały go serwisy muzyczne i rozgłośnie radiowe, fani
za to mogli go zdobyć w konkursach, a później usłyszeć na profilu
myspace.
Niepoważnym byłby ten, który po usłyszeniu tego utworu nie wyrobił sobie
pewnych oczekiwań w stosunku do przyszłego oblicza grupy… Niestety
nieco ponad pół roku później zespół ogłosił poszukiwania nowego
wokalisty. Przyznam, że byłem zawiedziony. Zresztą wydaje mi się, że to
uczucie nawiedziło większość tych, którzy słyszeli singiel, czy jak kto
woli wersję demo utworu.
W tym czasie (pieszczotliwie zwani) Animki, pisali już swój drugi
album… problemy z wokalistą, sprawiły, że pojawiły się przecieki iż
zespół może odłożyć plany wydania albumu z wokalami i powrócić do gry w
instrumentalnym kwartecie.
Około roku po pierwszym ogłoszeniu składu pięcioosobowego, zespół
przyznał, że nad liniami wokalnymi na nowy album pracuje właśnie
Darek… przypuszczam, że wielu fanów grupy odetchnęło z ulgą…
Animations dość umiejętnie budowali atmosferę oczekiwania na nowy album,
pewne informacje umieszczając w blogu na Rock Area. Podali najpierw
nazwę albumu, nieco później okładkę i tracklistę, by tuż po miksie
albumu, udostępnić w sieci skrócone wersje dwóch utworów pochodzących z
Reset Your Soul…
Na trwającym ok 65 minut drugim albumie Animations pojawiło się 8
utworów. Dla sympatyków pierwszego krążka ważną informacją będzie, że
dwa z nich to kawałki instrumentalne.
To co mile zaskakuje, tuż po umieszczeniu albumu w odtwarzaczu, to
siarczyste, klarowne brzmienie albumu. Za nadanie odpowiedniej dynamiki
brzmieniu odpowiedzialny był sam mistrz Tommy Hansen, więc w zasadzie to
nie powinno dziwić… a jednak warto podkreślić, że album brzmi!!! Nie
zdziwiło mnie nawet dobrze brzmienie gitar czy klawiszy, ale kapitalne
ustawienie sekcji rytmicznej… bębny są wręcz soczyste.
Zajmijmy się jednak samymi utworami. Już pierwszy track tytułowy jest
moim zdecydowanym faworytem. Stanowi bardzo przyjemne połączenie motywów
klawiszowych ze zdecydowanymi riffami. Klimatycznie początek „Reset
your soul” porównałbym z wrażeniem jakie zrobił na mnie niegdyś „Sonic
Maze”. Jednak dopiero kiedy przy zwolnieniu pojawiło się pianino i
wokal, szczęka mi opadła… Gdyby nie to, że pierwsze przesłuchanie tego
utworu miało miejsce w trakcie jazdy samochodem – kawałek pewnie rzucił
by mnie dosłownie na kolana… Po spokojnym motywie/ wprowadzeniu
pojawia się mocny akcent i charakterystyczny dla utworu miażdżący riff,
podszyty orkiestracją… bardzo fajnie sprawdza się w utworze wokalista.
Melodie są naturalne, kompletnie niewymuszone. Oczywiście nie mogło
zabraknąć i w tym kawałku świetnych solówek… Już po czasie trwania
utworu możemy spodziewać się zmian i emocji… i tychże Animations nam
dostarczają – a jakże!
Odnoszę wrażenie, że pomiędzy utworem pierwszym, a „Demons of war”
swobodnie mogłoby istnieć płynne przejście… stanowi niemal logiczną
kontynuację, tym razem od początku postawiono na riffy, klawisze są
obecne a jakże – jednak w tle. I tym razem wokal pojawią się przy
zwolnieniu, a jednak patent sporo różni się od tego z poprzedniego
kawałka, intrygujące soczyste gitary szyją tuż pod spodem… mocny
akcent stanowi bridge, do tego stopnia, że przyćmiewa sam refren…
genialny patent po prostu!
Kolejnym zaskoczeniem jest jazzowy motyw przywodzący na myśl zadymioną knajpę. Bryluje w nim świetna partia basu i pianina…
W trzecim na płycie utworze „Inscrutable”, postawiono bardziej na
riffy, bowiem melodie są mniej porywające… Może inaczej, jest to
utwór, gdzie zwrotka zdecydowanie góruje nad refrenem. Zaskakuje to, iż
grupa nie zwalnia tempa w kolejnym dość długim utworze. Świetnie
natomiast sprawdzają się pianina wraz z riffami ciężko zestrojonych
gitar. W okolicach połowy utworu nastrój podkręca fajna melodia i
świetna solówka. Po chwili zaskoczyć może fragment gdzie na pierwszy
plan wysuwa się wokal i bas, by pozwolić pozostałym instrumentom włączyć
się po chwili.
Pierwszym na albumie kawałkiem instrumentalnym jest „The Manhattan
Project”, który wydaje się w linii prostej kontynuacją utworów znanych z
debiutu… Po pierwsze zawarto w nim fragmenty przemówień amerykańskich
władz wycięte z telewizji, po wtóre obraz malujący przez muzykę jest
nad wyraz sugestywny. Już od pierwszych dźwięków zaskakuje natomiast
dźwiękami orientalnymi. Zaprezentowany na początku patent kończy się
wyjątkowo charakterystycznie i sugestywnie…
Tutaj pojawia się bodaj jedyny na albumie fragment samodzielnej sekcji,
by po chwili powitać gitarę, szyjącą solówkę, w którą (a jakże) wkradają
się tak charakterystyczne dla progresywnego grania dysonanse. Po
wyjątkowo ciekawym fragmencie ze wspomnianymi przemówieniami, pod
którymi umieszczono sekcję rytmiczną, z miniaturą solówki perkusyjnej,
pojawiają się ciepłe pianina i kolejna soczysta melodyjna solówka
gitarowa. Szalone zrywy przewijają się tu z motywami zorientowanymi na
melodię, natomiast brzmienia ciepłe z bardziej elektronicznymi, czasem
nawet syntetycznymi. Utwór kończy wyciszenie pianina, które ponownie
wprowadza nas umiejętnie w utwór kolejny.
„Request for Redemption” to chyba utwór najbardziej zaskakujący na
albumie – zaskakujący formą. W kawałku tym usłyszymy jedynie wokalizy
Darka i klawisze Tomka Konopki. Oprócz oszałamiających balladowych
pianin obecne jest również ciepłe klawiszowe tło. Jednak To pianino i
wokal pozostają na dłużej w pamięci… jest to krótki utwór, ale jakże
przyjemy dla ucha – idealnie również umiejscowiony, pośrodku albumu…
Nowa wersja Last Man, to niewielkie zmiany w aranżacjach, bardziej
różnicę odczujemy w brzmieniu… Przyznam, że do nowej wersji tego
rewelacyjnego kawałka przyszło mi długo się przyzwyczajać, na wskroś
znałem przecież wersję pierwotną…
Dla tych, którzy nie zetknęli się z tym utworem ani w sieci, ani na
koncercie, spieszę donieść, że o utwór bardzo zmienny, zawiera chyba
najciekawsze partie perkusji na albumie… Tutaj też odnajdziemy chyba
najdłuższy (poza jazzowym klimatem z „Demons of war”) samodzielny motyw
zagrany przez Bartka Bisagę.
Świetna melodia, zdecydowane riffowanie wiele, wiele zmian, mała
domieszka orientu i jedne z najbardziej wypasionych solówek Kuby
Dębskiego, jakie miałem przyjemność słyszeć. Tak chyba najkrócej można
opisać ten kawałek. Generalnie jest to utwór, w którym budowanie
napięcia jest wyraźnie oddzielone od punktu kulminacyjnego i pointy.
Do tej wersji miałem pewne zastrzeżenia jednak niweluje je patent chórku
kończącego jeden z refrenów (tuż przed solówką), który dosłownie
wyjmuje z butów.
Drugi na płycie instrumental to „1989”… a już byłem uwznioślony, już
znałem „Toxicyber” w wersji „Edit”… już 10 wisiała w powietrzu… gdy
nagle spotkałem się z czymś czego nie rozumiem… z mniej zmyślnie
poskładanymi motywami, infantylnymi żeby nie powiedzieć głupkowatymi
miejscami melodiami… Nawet dudniąca stopa potrafi tu drażnić.
Utwór oczywiście nie jest taki zły jak powalające pierwsze wrażenie.
Kolejny orientalny patent ratuje sytuację, a fajne patenty gitarowe
uspakajają skołatane serce… sprytniejsza sekcja i kolejna porcja
muzyki rodem z kraju kwitnącej wiśni rozjaśnia nastrój… Ciekawy jest
również podniosły klimat kończący utwór,
Tylko dalej nie rozumiem, dwóch (jeśli nie słabych, to dziwnych)
motywów… i relacji muzyki do tytułu. I w tym kawałku nie zabrakło
fragmentów rewelacyjnych, które rekompensują straty moralne, z
pierwszych minut utworu…
„Toxicyber” rozpoczyna elektroniczny wstępniak, przygotowujący słuchacza na uderzenie gitar!
Genialna melodia zwrotki, podszyta zdecydowanymi riffami, w bridgu w tło
wkradają się klawisze – zarówno w postaci pianin, jak i innych
brzmień… zmiana klimatu, uspokojenie i kolejna kapitalna melodia, to
coś co nie powinno dziwić… natomiast po pewnej partii solowej kiedy
następuje niemal wyciszenie wsparte jedynie przez klawisze i bas, by po
chwili uderzenia gitar zwiastowały jeden z najlepszych motywów na płycie
– genialny wieloosobowy chór, w tle którego pląsa świetna gitara…
kiedy patent kończy zdecydowany riff, oszołomiony słuchacz chce jeszcze,
po chwili jednak, jeśli nie zdoła wdusić reapeat na odtwarzaczu
zaskoczy go kolejny świetny patent – zaśpiewany przez Darka fragment
charakterystyczny dla muzyki arabskiej z niezwykle sugestywnymi
zawodzeniami!!! Płyta się kończy… a ja pozostaję z rozdziawionymi
ustami…
To czego zabrakło mi na tym albumie, to zdecydowanie wysuniętych na
czoło partii solowych… widać jednak, że grupa ma dokładną wizję
swojego wizerunku i woli pracę zespołową, od deklarowanego
indywidualizmu… Przypuszczam, że będzie to również zarzut stawiany
przez zwolenników debiutu.
Jak już wspomniałem przy utworze Last Man, odnoszę wrażenie, że Paweł
Larysz z premedytacją uprościł swój sposób gry na perkusji… i brakuje
mi nieco tej jego charakterystycznej finezji…
Świetnie na płycie sprawdza się natomiast wokalista – Darek
Bartosiewicz. Wydaje się do tej muzyki rozwiązaniem tak naturalnym, że
trudno sobie w tym momencie wyobrazić inną osobę za mikrofonem w
Animations. Wysoki, niemal AORowy wokal w zestawieniu z progmetalowym
obliczem instrumentarium, osadza obecną muzykę Animations w stylistyce
progpowerowej. Grupa swym albumem powinna zadowolić zarówno zwolenników
debiutu, którzy liczyli się z ewolucją, jak i tych których oczekiwania
wobec Animations jako zespołu pełną gębą były wygórowane.
9/10
Piotr Spyra