1. Citadel (11:14):
– Act I – Confidential
– Act II – Scenery
– Act III – Broken
2. Nine Swans (4:07)
3. Electric Credo (3:29)
4. The Hunter (4:49)
5. Insomnia (7:16)
6. Electric Dreams (3:51)
7. The Wheel of Days (5:28 )
8. New Tribes Totem (10:55)
9. Her Song (7:05)
Rok wydania: 2018
Wydawca: Progressive Promotion
https://www.progressive-promotion.de/
Anima Mundi, to żaden debiutant, ten pochodzący z Kuby zespół działa już na rynku ponad 20 lat, znajdując uznanie sympatyków muzyki progresywnej na całym świecie. Wydany pod koniec ubiegłego roku album „Insomnia” jest szóstą płytą w ich karierze. Głównymi filarami zespołu są: gitarzysta i główny kompozytor Roberto Diaz oraz klawiszowiec Virginia Peraza. Cechą charakterystyczną formacji jest to, że niemal na każdej płycie usłyszeć można innego wokalistę. Na debiutanckiej „Septentrión” (2002) – jeszcze w języku hiszpańskim, śpiewał Andremil Oropeza. Potem dwukrotnie (jedyny, któremu ta sztuka się udała), już po angielsku Carlos Sosa (na albumach „Jagannath Orbit” (2008) i „The Way” (2010)). Na „The Lamplighter”(2013), w rolę wokalisty wcielił się Emmanuel Pirko-Farrath. Na poprzedniej płycie „I Me Myself” (2016), zaśpiewał Michel Bermudez. Na najnowszym krążku – „Insomnia” (2018), mikrofon dzierży natomiast Aivis Prieto.
Wcześniejsze albumy zdobiły barwne okładki, z charakterystycznym logiem zespołu. Stylistycznie, były one bliskie, klasycznym, neo progresywnym wzorcom. Od poprzedniego wydawnictwa, zaczęły się poszerzać muzyczne horyzonty zespołu, co jeszcze bardziej słychać na tym, najnowszym krążku. Zarówno „I Me Myself”, jak i „Insomnia”, zdobią bardziej minimalistyczne okładki, już bez nazwy zespołu, widnieje na nich jedynie ludzka dłoń. Ta pierwsza posiada błękitną, najnowsza natomiast, bardziej krwistą barwę. Prawdopodobnie taki też będzie wizerunek następnej płyty, gdyż w zamyśle zespołu, mają stanowić tryptyk.
„Insomnia” jest konceptem. Teksty wprowadzają nas do w fikcyjnego miasta, zarządzanego przez polityczne, finansowe i technokratyczne siły. Społeczeństwo jest inwigilowane i kontrolowane przy pomocy aktów terroru, które wzbudzający zamęt i powszechny lęk.
Wracając do muzyki, chociaż zespół zawsze w pewien sposób, próbował łączyć dźwięki progu, z innymi gatunkami muzycznymi (gównie z folkiem), jednak ta najnowsza płyta, stylistycznie chyba najbardziej różni się od poprzednich. Nie znaczy to jednak, że zespół odżegluje się od progresywnej stylistyki. Do swojej muzyki wprowadza jednak wiele nowych elementów. Zespół serwuje nam tutaj dźwiękowe wycieczki w kierunku psychodelii, space rocka, a nawet jazzu.
Należy się cieszyć, że Anima Mundi nie zamknęła się w stylistycznej, neo progresywnej klatce, lecz szuka nowych środków artystycznego wyrazu. Nie boją się łączyć ze sobą różnych, muzycznych stylów a muzyka nabrała dzięki temu nowego oblicza. Zagorzali neo progresywni ortodoksi pewnie będą kręcić nosem, że nie ma tutaj tej baśniowej, ciepłej aury i kaskady natchnionych, gitarowych solówek, jakie posiadał chociażby „The Lamplighter”. Jest tutaj z pewnością więcej mroku, dźwiękowego transu i specyficznej, wyjątkowej aury, która z każdym kolejnym odsłuchem, wciąga coraz bardziej.
8/10
Marek Toma