1. The Lost Song, Part 1
2. The Lost Song, Part 2
3. Dusk (Dark Is Descending)
4. Ariel
5. The Lost Song, Part 3
6. Anathema
7. You’re Not Alone
8. Firelight
9. Distant Satellites
10. Take Shelter
Rok wydania: 2014
Wydawca: Kscope
http://www.anathema.ws/
Dziesiąta studyjna płyta Anathemy… Napiszę tak: wraz z upływem czasu
coraz bardziej doceniam artystyczną ścieżkę jaką wybrali Daniel i
Vincent Cavanagh. Początkowo byłem wręcz zły na Brytyjczyków. Czekałem
na kolejne płyty w klimacie niezapomnianej „The Silent Enigma“, a ci
postanowili diametralnie zmienić kierunek… Wtedy, czyli parę ładnych
lat temu, bliski byłem nałożenia – nomen omen – anatemy na zespół. Dziś
cieszę się, że nagrywają takie płyty jak „Distant Satellites“ zamiast
kręcić się wokół własnego ogona i produkować coraz słabsze kopie dawnych
utworów.
„Distant Satellites“ nie jest albumem łatwym w odbiorze. Trzeba mu
poświęcić trochę czasu, odkryć jego tajemnice, niuanse ukryte w
dźwiękach. Podobnie jak na poprzedniej płycie, całość rozpoczyna
dwuczęściowa kompozycja. Hałaśliwa „The Lost Song, Part One“ oparta jest
na „nerwowym“, perkusyjnym rytmie, „Part Two“ to jej przeciwieństwo.
Wspaniała, uduchowiona pieśń zaśpiewana przez Lee Douglas. Kobiecy wokal
zdominował również „Ariel“ – utwory o tym tytule chyba muszą wyróżniać
się na płytach (pamiętamy śliczną balladę Rainbow?). Od razu dodam, że
Anathema nie przygotowała coveru Blackmore’a, chociaż pewnie jej
intepretecja byłaby co najmniej interesująca.
„The Lost Song“ powraca jeszcze raz pod numerem piątym, znów z tym
rozedrganym perkusyjnym pulsem. Kontrastuje z nim rozmarzony wokal
Vincenta Cavanagha, wspomagany przez Lee Douglas. Te ich duety –
pojawiające się w kilku utworach – brzmią naprawdę uroczo.
Wcześniej czekają na nas dwie sześciominutowe kompozycje: „Dusk“ i
wspomnianą wyżej „Ariel“. Kiedy w pierwszej z nich Cavanagh śpiewa wers
„Take me away from this place“ trudno nie dać się ponieść wyobraźni.
Przy takiej MUZYCE łatwo odlecieć i nie potrzeba do tego żadnych środków
poszerzających świadomość… Jak pięknie Brytyjczycy operują nastrojami
w „Dusk“: od akustycznej gitary, po „kotłujący się“ refren, w
kulminacyjnym momencie następuje wyciszenie, a po chwili pojawia się
śliczny fortepianowy motyw, jest miejsce na delikatny wokal, po czym
utwór znów nabiera mocy. Cudo!
Anielski śpiew Lee Douglas na tle fortepianu na początku „Ariel“ też
obiecuje wiele i obietnica zostaje dotrzymana. Delikatna ballada
przeradza się w majestatyczny, zaaranżowany z symfonicznym rozmachem
utwór. I pomyśleć, że swego czasu skreśliłem to nowe wcielenie
Anathemy… Mea culpa!
Kolejne cudeńko ukryte jest pod numerem 6. „Anathema“. Uporczywie
powtarzanany fortepianowy temat, smyki w podkładzie, natchniony wokal.
Błogi nastrój rychło zostaje zmącony bębnami. Kiedy gdzieś tak w połowie
kompozycji do głosu dochodzi gitara – odlot jest już pełny, mniej
więcej w rejony tytułowych odległych satelitów…
Lekki oddech łapiemy przy dwóch krótszych utworach. Do „You’re Not
Alone“ nadal w stu procentach nie mogę się przekonać, może dlatego, że
znalazł się tuż po takim wulkanie emocji i pięknych dźwięków jak
„Anathema“… Ale pewnie z każdym kolejnym przesłuchaniem polubię go
równie mocno jak pozostałe fragmenty „Distant Satellites“.
Organowy „Firelight“ to w zasadzie dłuższy wstęp do utworu tytułowego.
Dostojne organowe dźwięki zostają „zakłócone“ mocnym, elektronicznym
beatem. Potem wkracza charakterystyczny wokal Cavanagha. I znów wers
„Take ma away…“. Na długie osiem minut ten kawałek zabiera nas w
kosmiczną przestrzeń, bez konieczności przepłacania za bilet u pana
Bransona.
„Take Shelter“ – ostatni przystanek przed powrotem na Ziemię.
Przepiękna pieśń. Znów z elektroniką a la Tangerine Dream. I ze
smyczkowymi partiami. I z tym niesamowitym, natchnionym wokalem
Cavanagha. Teoretycznie tak różnorodne elementy powinny się ze sobą
gryźć, tymczasem proszę posłuchać jak to wszystko zabrzmiało… Magia!
„Distant Satellites“ – płyta roku AD 2014? Na pewno mocny faworyt w rankingu…
10/10
Robert Dłucik