1. The Brink
2. False Light
3. Alternate
4. Underlooked
5. Still Waters
6. The Dumbing Down
7. Automata
8. Autonoma
9. The Brink (reprise)
Rok wydania: 2011
Wydawca: Avantgarde
http://www.alternative4.co.uk
Był jednym z liderów grupy Anathema. Bez niego nie byłoby „The Silent
Enigma”, „Eternity” czy „Alternative 4” a wiele wspaniałych utworów
brytyjskiej formacji nigdy by nie ujrzało światła dziennego. To między
innymi za jego sprawą grupa przeżywała swój złoty okres w drugiej
połowie lat 90-ych. Duncan Patterson, bo o nim mowa powrócił (i to w
niezłym stylu) z formacją, której już sama nazwa co nieco zdradza…
„The Brink” powstał w wyniku współpracy Duncana z dwoma utalentowanymi
muzykami, a są to: Mauro Frison (pochodzący z Argentyny perkusista)
oraz Mark Kelson (gitarzysta i wokalista). Stworzyli oni razem album
przesiąknięty smutkiem, depresyjny i melancholijny. Niezwykle
minimalistyczny, gdzie nieraz słyszymy jedynie wokalistę i dźwięki
pianina a „Anathemowe” uderzenia (kłania się „The Silent Enigma”)
stanowią jedynie uzupełnienie całości.
To dość trudna w odbiorze płyta. Nie polecam jej osobom, które cierpią
na jesienną depresję, gdyż klimat i wszechogarniający mrok panujące
tutaj są na tyle intensywne, że mogą wywoływać… stany lękowe. Ciężko
tu o „jasne” fragmenty. Króluje czerń i ciemne barwy (jeżeli można
muzykę opisać za pomocą kolorów) a jedynym nieco żywszym akcentem jest
ozdobiony pięknym refrenem „Still Waters”. Uwagę zwraca również
„Automata” w którym wokalista śpiewa w duecie z niewiastą o
krystalicznym głosie (Anathema jak nic!) na tle nostalgicznego pięknego
podkładu zagranego na pianinie.
Prawdziwym testem dla słuchacza będzie jednak zamykający wydawnictwo
„The Brink (reprise)”. Utwór ten to kilkanaście minut mroku i…
strachu. Tak, słuchając go w ciemności można poczuć szybsze bicie serca i
pot występujący na dłonie. Ta instrumentalna kompozycja, wzbogacona o
melodeklamację i kobiecy nieco upiorny chór z powodzeniem mogłaby służyć
jako podkład dla trzymającego w napięciu thrillera bądź horroru. Gdy
słuchałem jej pierwszy raz nieco nudziła mnie pozorna monotonia. To
jednak, jak wspomniałem jedynie pozory. Utwór rozwija się i wciąga, tak
jak najlepsze thrillery nie pozwala się od siebie oderwać, choć czujemy
że poziom adrenaliny się podnosi i być może należy przerwać…
„The Brink” to album jedyny w swoim rodzaju. To troszkę podróż w czasie
do lat gdy powstawały tak niesamowite krążki jak „Wildhoney” Tiamat,
„The Angel and the Dark River” My Dying Bride czy wspomniane wydawnictwa
Anathemy.
Zdecydowanie polecam fanom mrocznych klimatów. Tu jest on tak
przytłaczający, że twórczość wymienionego przeze mnie My Dying Bride to
przy tym wesołe piosenki.
8/10
Piotr Michalski