ALLEN/LANDE – 2014 – The Great Divide

ALLEN/LANDE - The Great Divide

1. Come And Dream With Me
2. Down From The Mountain
3. In The Hands Of Time
4. Solid Ground
5. Lady Of Winter
6. Dream About Tomorrow
7. Hymn To The Fallen
8. The Great Divide
9. Reaching For The Stars
10. Bittersweet

Rok wydania: 2014
Wydawca: Frontiers Records


No i doczekaliśmy się kolejnej odsłony kolaboracji dwóch wielkich wokalistów – Jorn Lande i Russell Allen powracają z czwartą płytą. Przyznam, że kiedy w 2005 roku ukazał się „The Battle”, nie wróżyłem temu przedsięwzięciu zbyt długiego żywota, bo wiadomo jak to jest z kooperacją znanych muzyków. Stało się jednak inaczej, co mnie osobiście cieszy, szczególnie gdy słyszę tak dobre dźwięki jakie zawiera „The Great Divide”.

Tradycyjnie na okładce widzimy próbę sił gigantycznych monstrów, które z pewnością mają odzwierciedlać wokalny duet obu wokalistów. Jednak tym razem waleczny obraz prezentuje się lepiej niż dotychczas, bardziej metalowo (w końcu pojawił się ogień). Spore zmiany natomiast zaszły w składzie zespołu – dwóch wcześniejszych kompanów Jorna i Russella zastąpili; Timo Tolkki (najbardziej kojarzony ze Stratovarius) oraz Jami Huovinen (Ring Of Fire). Personalne roszady odcisnęły swoje piętno na samej muzyce, która tym razem brzmi po prostu inaczej i niech nikt nie myśli, że gorzej. W sumie już od pierwszych taktów otwierającego, a do tego solidnego „Come And Dream With Me”, posiadającego szlif muzyki klasycznej, słychać charakterystyczny styl Tolkki’ego. Trzeba przez to rozumieć znacząco podniesiony wskaźnik metalowej przebojowości. „The Great Divide” emanuje nośnymi melodiami, a przysłowiowych hitów tym razem nie brakuje. Momentami jest słodko – cukierkowo co słychać choćby przy okazji zwrotek „Hymn To The Fallen”, które przywołują na myśl balladowe oblicze Whitesnake z lat 80 – tych. Jednak oprócz potencjalnych hitów pokroju „In The Hands Of Time”, „Down From The Mountain” (zwrotki jakby wyjęte żywcem z wcześniejszych dokonań Judas Priest) czy wspomnianego wyżej „Come And Dream With Me” nie brakuje momentów bardziej stonowanych, czego przykładem jest monumentalny „The Great Divide” stylistycznie osadzony w specyfice wielkiego Dio – kawał ciężaru! Na płycie nie zapomniano o balladowych akcentach i w tej materii słyszymy nastrojowy „Bittersweet”, który mimo lekko pościelowego usposobienia robi jak najlepsze wrażenie. Kompozycja stanowi dość typowe, ale za to świetne zwieńczenie płyty.

Jeżeli chodzi o kwestie muzyczno – wykonawcze, nie ma się do czego przychrzanić. Wokalnie „The Great Divide” stoi na najwyższym poziomie, kunszt pod każdym względem. Nowi instrumentaliści również nie pozostają dłużni wielkim wokalistom oddając do ich dyspozycji kawał solidnego „podkładu”. Nie ma tu co prawda wielu momentów stricte instrumentalnych (poza porządnymi solówkami), ale to chyba nie powinno nikogo specjalnie dziwić. Przecież Allen – Lande to projekt, gdzie główne skrzypce grają dwaj wybitni wokaliści, a reszta to dodatek. Choć trzeba przyznać, że tym razem ów dodatek został mocno przemyślany.
Jedyne czego zabrakło na „The Great Divide” nie ma nic wspólnego z dźwiękami. Chodzi o booklet, a dokładniej jego mało urozmaiconą zawartość. Wiem, że wokaliści są wielkimi muzykami, ale umieszczenie we wnętrzu wkładki prawie wyłącznie samych twarzy obu panów zakrawa na mały narcyzm. Prawdopodobnie zabieg ucieszy damskie i „męskie” (być może w tym miejscu ktoś oskarży mnie o homofobię, a jak wiadomo, w obecnych czasach „krzywe” słowo na temat męskich – inaczej grozi np. wylaniem piwa) grono wielbicieli urody Jorna i Russella, ale nie obraziłbym się gdyby zamiast kilku zdjęć, umieszczono również teksty. Poza bookletowym uszczupleniem wydawnictwo robi jak najlepsze wrażenie.

Jak wiadomo, obaj panowie czego by nie śpiewali, zrobiliby to wyśmienicie, a jeżeli dodatkowo jest to podparte udanymi pomysłami, wówczas powstaje kawał dobrej muzyki i tak właśnie jest tym razem. „The Great Divide” jest płytą solidną, dopracowaną, a przede wszystkim wciągającą. Od początku do końca słuchacz obcuje z wyraźnymi pomysłami, które w żaden sposób nie nudzą. Fakt, muzycznych rewolucji tu nie uświadczymy, ale przecież nie zawsze o to chodzi. W zamian za to Allen – Lande fundują nam przekrojowy rekonesans po klasyce hard rocka i nie tylko. Następca „The Showdown” z pewnością zainteresuje nie tylko fanów talentu obu wokalistów, ale również tych, którzy kochają bardziej tradycyjne rockowe granie w melodyjnym wydaniu. Dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie…

8,5/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz