1. Prokopton
2. The Sovereign
3. Dissonance Within
4. Snowblind
5. At Eternity’s Gate
6. Back Again
7. Bloodline
8. If I Should Die
Rok wydania: 2019
Wydawca: –
http://aephanemer.com/
Nieraz pisałem, że poza „główną sceną” także i w dalszych szeregach
ukazują się albumy wartościowe, warte poznania. Wiadomo też, że przy
wsparciu prężnie działającej wytwórni, wypromować płytę jest dużo
łatwiej. Jednak kiedy zespół decyduje się na wydanie swojego materiału
własnym sumptem, wtenczas stanowi to spore wyzwanie (o ile chce się
szerzej zaistnieć). Nie wiem jakie są zamierzenia formacji AEPHANEMER,
ale na pewno wypuszczony przez nich – we własnym zakresie – krążek jest
materiałem, przy którym warto się zatrzymać, ale po kolei.
Zespół pochodzi z krainy, gdzie w ostatnim czasie „żółte kamizelki”
próbują obalić wypacykowanego Emmanuela Macrona (oczywiście mowa o
Francji). Został założony (zespół ma się rozumieć) w okolicach 2013 roku
i do tej pory – oprócz opisywanego materiału – wydał również
debiutancki krążek zatytułowany „Momento Mori” (niestety nie miałem
okazji zagłębić się w jego zawartość). Francuska ekipa obraca się
klimatach, które można określić jako melodyjna mieszanka epic/folk/death
metalu. Grupa wydaje się pozostawać pod wyraźnym wpływem sceny
skandynawskiej (wyczuwalne podobieństwa do ENSIFERUM, WINTERSUN,
NOTHGARD czy też CHILDREN OF BODOM). Nawet graficznie, daje się wyczuć
zależności względem innych europejskich formacji parających się
folkloryzowanym metalem (również w lżejszych odmianach). Wizualnie
wydawnictwo ma ciepły klimat i prezentuje się nie tylko schludnie, ale
również ciekawie. Wewnątrz tekturowego digipacka kryje się książeczka
(ja znalazłem też naklejkę z logo zespołu), która graficznie prezentuje
się dość oryginalnie, pozostając w symbiozie ze stylem i formą
frontowego obrazu. Znowu okładka stanowi swego rodzaju zobrazowanie
kontrastu/relacji przeciwności, walki. Źródło ciepła (malownicze słońce)
zostaje dławione przez przeszywający chłód wydobywający się z wnętrza
większego bytu – tak to przynajmniej wygląda. Wydaje się to mieć również
swoje odwzorowanie w warstwie lirycznej, gdzie oprócz odniesień do
zależności człowieka względem natury, zespół nawołuje do zmian,
przeciwstawienia się otaczającemu porządkowi cywilizacyjnemu. Zespół nie
ogranicza się do pustych słów próbując przekazać słuchaczowi coś
więcej.
A co można powiedzieć o warstwie muzycznej? Oryginalność nie jest
najmocniejszą stroną Francuzów. Mimo to, materiał jest dość
interesujący, na pewno spójny, wyrazisty i nie chodzi tu wyłącznie o
wypracowane brzmienie. W tym miejscu warto nadmienić, że o jakość
dźwięku zadbały zasłużone osobistości; miksami zajął się Dan Swanö, a
masteringiem Mika Jussila – obaj panowie są powszechnie znani na
metalowej scenie. Tak czy inaczej sfera brzmieniowa nie do końca mnie
przekonuje, nie wiem czy to kwestia dynamiki, zbyt dużego skompensowania
czy też płaskości (szczególnie biorąc pod uwagę wybrzmiewanie „blach”).
Ideowo „Prokopton” trzyma się pewnej konwencji, bez narzucania
słuchaczowi zbyt szerokiego spektrum gatunkowej różnorodności. Jednym z
największych atutów tego wydawnictwa jest jego zaogniona melodyjność –
Francuzi nie eksperymentują, nie forsują skomplikowanych zawiłości
instrumentalnych i nie jest to żaden zarzut z mojej strony. Zamiast tego
grupa stawia na przejrzystość form, wyraziste melodie oraz gatunkowo
znamienny klimat/nastrój. Robi to w sposób jak najbardziej przekonujący i
wiarygodny. Niekiedy utwory mają wręcz przebojowe oblicze, co można
poczuć chociażby w teledyskowym „Bloodline” czy też zwieńczającym
całość, różnorodnym i zarazem najdłuższym (na płycie) „If I Should Die”.
Poza tym w kompozycjach daje się wyczuć pozytywną energię (może nawet
radość). Jest to na pewno zasługa wesołych, rześkich melodii, w dużej
mierze generowanych przez elektronikę. Ta odpowiada za kreację tła dla
metalowego instrumentarium, ale tak naprawdę jej znaczenie jest bardziej
strategiczne. Dzięki niej muzyka zyskuje epickiego/folkowego oblicza,
nierzadko o filmowym zabarwieniu. To jednak w niczym nie wyróżnia
AEPHANEMER od innych tego typu twórców. Największą uwagę zwraca
natomiast fakt, że połowę składu zespołu zasilają kobiety i jedna z nich
(Marion Bascoul), oprócz gry na gitarze, jest odpowiedzialna za również
za wokale. Te w żaden sposób nie zmiękczają ogólnej atmosfery, bo
wokalistka wydaje z siebie iście drapieżne dźwięki (wrzaskliwe growle).
To z pewnością powinno zainteresować sympatyków wyczynów Alissy
White-Gluz i tego co zrobiła w ARCH ENEMY. Ogólnie rzecz ujmując,
„Prokopton” stanowi ciekawą propozycję dla miłośników szeroko pojętego
melodyjnego death metalu w epickim wydaniu.
Nie wiem jaki rozgłos przyniesie Francuzom ich nowy krążek, bo obecne
warunki w muzycznym biznesie do łatwych nie należą, a konkurencja jest
spora. Ciężko pokazać coś nowatorskiego, świeżego i wiele zespołów nie
jest w stanie przebić się na powierzchnię. Jak będzie z AEPHANEMER?
Czort jeden wie. Nie zmienia to jednak faktu, że “Prokopton” to
materiał, którego słucha się z przyjemnością i zaciekawieniem. Czy to
jednak wystarczy by zespół osiągnął spektakularny sukces? Ciężka sprawa,
choć ja życzę francuskiej ekipie jak najlepiej!
7/10
Marcin Magiera