AEON ZEN – 2010 – The Face of the Unknown

AEON ZEN - The Face of the Unknown

1. Salvation (Vocals: Michael Eriksen (Circus Maximus))
2. Visions (Vocals: Andi Kravljaca (Silent Call))
3. The Heart of the Sun (Vocals: Michael Eriksen)
4. Crystal Skies (Vocals: Nick D’Virgilio (Spock’s Beard))
5. Natural Selection (Vocals: Jem Godfrey (Frost*))
6. The Face of the Unknown (Vocals: Andi Kravljaca)
7. You’re Not Alone (Vocals: Rich Hinks (Aeon Zen))
8. My Sacrifice (Vocals: Rich Hinks & Jonny Tatum (Eumeria))
9. Start Over (Vocals: Rich Hinks)
10. Redemption’s Shadow (Vocals: Jonny Tatum)

Rok wydania: 2010
Wydawca: Time Divide Records
http://www.aeonzen.com


W przypadku tej płyty nie było taryfy ulgowej. Moje oczekiwania były, nie ukrywam wygórowane. Głównie dlatego, że „A Mind’s Portrait” był świetnym albumem. Z zapartych tchem śledziłem wieści i okoliczności powstania płyty numer dwa. A co za tym idzie także doniesienia o zaangażowanych na „The Face of the Unknown” wokalistach.

Po pierwsze ucieszyło mnie, że w składzie pozostał Andi Kravljaca – lubię jego głos. Druga informacja – Michael Eriksen – tutaj euforia z mojej strony. Nick D’Virgilio, Jem Godfrey – strategicznie… pewnie trafią do bardziej zorientowanych na prog rock utworów. Szef projektu – Rich Hinks… śpiewał na jedynce, więc nie byłem zdziwiony… Johnny Tatum – przypuszczam, że po ogłoszeniu tego faktu wzrosła ilość wysłuchań odtwarzacza Eumerii na myspace. Okazało się, że ma gość przyjemny głos, więc przed otrzymaniem krążka moje nastawienie było entuzjastyczne.
Przy tego rodzaju produkcji recenzja typu track-by-track wydawałaby się uzasadniona, ale powstrzymam się. Przyznam, że wokaliści otrzymali do zaśpiewania utwory skrojone na miarę. Zapewne wybór faworytów będzie powodowany preferencjami każdego ze słuchaczy. Dla mnie album rusza z kopyta od pierwszych dźwięków, a kawałki z Eriksenem i Kravljacą są rewelacyjne. „Crystal Skies” i „Natural Selection” faktycznie bardziej zorientowane na prog rock i o ile kawałek z D’Virgilio to głównie melodia, tak utwór kolejny to klimat i matowy głos wokalisty Frost*. Same utwory to wysoki warsztat kompozytorski. Są ciekawe a kolejne motywy wynikają naturalnie z biegu wydarzeń na płycie. Na szczęście uniknięto efektu puzzli, poskładanych z kolejnych motywów, co przy tego typu pozycjach jest dość powszechne.
I tak w wyśmienitym nastroju przesłuchamy pierwsze sześć utworów… by dotrzeć do utworów spokojniejszych – i zwyczajnie nudnych, pech chciał, że najwolniejsze i najbardziej klimatyczne utwory są zaśpiewane przez mózg przedsięwzięcia – czyli Rich’a Hinksa. O ile na pierwszej płycie wybronił się jako wokalista, tak tym razem niestety dokłada do słabszych utworów swoje nienajlepsze pomysły wokalne, co sprawia że dłuży mi się nawet nieco ponad czterominutowy utwór.
Konkluzja jest, że tym razem Aeon Zen, a właściwie Rich Hinks nie ustrzegł się wypełniaczy, bo za takie uważam „You’re not alone” i „Starting over”, utwory potwierdzają moją teorię będąc swoistym zwolnieniem dość dynamicznego do tej pory albumu.
Są to też zdecydowanie utwory, które wpływają negatywnie na ogólne wrażenie – i rzucają cień na przeważająco rewelacyjną resztę utworów.
Obronną ręką wychodzi w tej końcówce Johnny Tatum, bo o ile w utworze „My sacrifice” jego wokalizy są mało charakterystyczne do tego występują w duecie z Richem, tak utwór ostatni muzycznie jest znacznie lepszy a zaśpiewany z większą pasją i polotem. Zawiera też świetny motyw, z którym wszyscy zainteresowani byli zaznajomieni, a mianowicie fragment, który pojawiał się w zapowiedziach.
Sama końcówka zatem ratuje honor drugiej połowy albumu. A samotne pianino sprawia wrażenie nawiązań do klasyki.

Podsumowując. Po rewelacyjnym debiucie Aeon Zen wydaje płytę, która mimo słabszych chwil jest bardzo dobra. Wydaje mi się, że jeszcze bardziej spodoba się ludziom, którzy nie mieli wobec drugiego albumu projektu tak wysokich wymagań jak ja.
Tak czy inaczej prawda jest taka, że to najchętniej słuchana przeze mnie płyta od kilku tygodni. Tak naprawdę, mimo słabszych dwóch utworów i zdecydowanie niższej oceny niźli otrzymał ode mnie debiut, album jako całość nie zawodzi. Te kilka genialnych kawałków, które go otwierają rekompensuje słabszą końcówkę.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *