1. Post sapiens (4:28)
2. Introduction (1:31)
3. Post sapiens 101 (7:19)
4. Homo virtualis (7:26)
5. Dark web (7:42)
6. Terror (10:48)
7. Simple men (9:34)
8. Olympus mons (11:56)
Rok wydania: 2019
Wydawca: Abstrakt
https://www.facebook.com/abstraktband/
W 2015 roku ukazał się „Limbosis”- debiutancki album poznańskiej formacji Abstrakt. Był to bardzo ciekawy debiut. Zespół chyba jako pierwszy w naszym kraju, zapędził się w takie muzyczne rejony. Zafundował nam bardzo mocną i mroczną muzyczną dawkę, będącą intrygującą mieszanką ciężkiego metalowego grania spod znaku Tool, pewnej post rockowej transowości i psychodelicznego szaleństwa. Na nowy materiał trzeba było czekać 4 lata, ale warto było. Jako budulca do swojej nowej muzyki, użyli podobnego materiału (progresywno, psychodeliczno, post rockowo, industrialne komponenty.) Jednak dźwiękowa budowla, jaką udało im się stworzyć, jest zdecydowanie bardziej monumentalna.
Płytę rozpoczyna „Post Sapiens” – mocny bas (niezmiennie Jakub Puszyński), przetworzony wokal i gitarowa moc, zatopiona w elektronicznych tłach. Półtoraminutowe „Introduction” niczym z horroru, mroczną deklamacją, wprowadza nas w jeszcze mocniejsze i mroczniejsze muzyczne progi – „Post Sapiens 101”. Wokal brzmi tutaj czasami niczym Peter Steel z Type O Negative. Wyjątkowy klimat, który znowu kreują świetne klawisze Macieja Dadosa, wkradło się tutaj jednak wyjątkowo dużo melodii. Aż chce się śpiewać wraz z Krzysztofem Podsiadło kwestię: „To what end it all goes. That no one really know . No one really know. That no one really know…” , a potem następuje zabójcza, bardzo mocna końcówka: „Here we are. In Deep Space now. A hundred years away. Since it all begin”. „Homo Virtualis” swoim brzmieniem wgniata w fotel. „Dark Web” rozdziera na strzępy swoją mocą na wstępie, by potem koić poszarpane rany łagodniejszymi motywami. Dziesięciominutowy „Terror” rozpoczyna się bardzo industrialnie, potem następuje jednak bardziej progresywne rozwinięcie. „Simple Man” również zachwyca swoim klimatem. Ciekawe klawisze, motoryka gitar, wyrazista linia basu, soczysta perkusja i wokalizy niczym David Bowie, a potem… przeszywający growl. Ostatni, najdłuższy, prawie 12 minutowy fragment „Olympus Mons”, rozpoczyna się odgłosem burzy, jak na pierwszej płycie Black Sabbath, z tym że burza trwa tutaj zdecydowanie dłużej, uspokoi się dopiero kiedy zagrają skrzypce (tutaj gościnnie Paweł Grabowski). Skrzypcowy motywy idące w parze z dźwiękową maestrią i jakby plemiennymi wokalizami, robią piorunujące wrażenie. Duża pochwała należy się tutaj Krzyśkowi Posiadło, za wokalną różnorodność, którą pozazdrościć powinien mu nawet niejaki Podsiadło Dawid. Ma się wrażenie, że śpiewa tutaj nie jeden, lecz kilku wokalistów, a wyjątkowej pikanterii dodają nieliczne ale istotne, growlowe momenty.
Debiutancki „Limbosis” do nowej płyty ma się tak, jak prowincjonalny, choć całkiem okazały neogotycki kościółek, do odratowanej z pożarnej pożogi paryskiej Katedry Notre-Dame . I choć konkurencja wzrasta (z czego należy się cieszyć), bo w ostatnim okresie powstało kilka takich „monumentalnych budowli”(warszawski Cereus, olsztyński Frontal Cortex). Poznański Abstrakt prezentuje się jednak wyjątkowo okazale.
Podobnie jak przypadku pierwszego albumu, „Post Sapiens 101”, również jest koncept albumem. Przedstawia futurystyczną historię. W kosmos zostaje wystrzelony statek z kopią wszechświata, tuż przed jego unicestwieniem.
„Świat nie zakończył się krzykami. Nie było wielkich świateł, żadnych ostrzeżeń ani paniki… Nie było nawet bólu, jedynego wspólnego języka wśród wszystkich żywych istot. Ostateczny całun spadł na Ziemię w ciszy. W ciemności… Posłuchaj tej historii. ”
9,5/10
Marek Toma