2LATE – 2018 – Easy (EP)

2late

1. This Is The Time
2. Easy
3. It’s Just The Start
4. Watch Out For Black Cats

Rok wydania: 2018
Wydawca: 2Late
http://www.2late.com.pl/


To jest trochę tak, że jeśli porcja muzyki, którą mam opisać jest zaledwie EPką, czuję się w obowiązku podejść do utworów bardziej analitycznie, rozebrać je na części pierwsze. Potem dopiero złożyć to wszystko w całość. A może kiedy należy się wypowiedzieć o mini wydawnictwie, to właśnie percepcja koncentruje się bardziej na kolejnych motywach niż na utworach – jak w przypadku pełnej płyty.

Tymczasem w odtwarzaczu obraca się srebrny krążek formacji 2LATE – a zawiera jedynie cztery kawałki. Są to za to utwory pełne werwy i energii. Gitarowe do szpiku kości i to zarówno pod względem riffowania jak i solówek… a owszem, melodii również. Warszawska formacja prezentuje podszyty bluesową estetyką hard rock. Co ważne nie próbują być klonem żadnej zagranicznej gwiazdy. Robią swoje i wychodzi im to całkiem zgrabnie. Już otwierający płytkę numer przekonał mnie do zespołu. Naprawdę fajnie buja. Kłania się zarówno Garry Moore, jak i solowe płyty Glenna Hughesa (hmmm – a może chłopaków udałoby się wkręcić na support?).
Całość brzmi bardzo dobrze. Jest selektywnie i soczyście. Wszystko odpowiednio dociążone. Wokalnie bardzo w porządku. Zarówno w energetycznych rockerach jak i bardziej emocjonalnym wolniejszym kawałku „It’s just a star”, głos wypada przekonująco. We wspomnianym tracku pochwalę użycie gitary akustycznej. Moje pierwsze skojarzenia? Whitesnake? Borysewicz? Prince? Jest dobrze! Choć może suma summarum skróciłbym ten kawałek, bo zaczynał dominować nad całością. Wrócę na chwilę do utworu poprzedniego. W „Easy” wokalizy pojawiają się gdzieś w trzeciej minucie i już byłem przekonany że to całkiem fajny instrumental… Jest potencjał. Więc może na długograju kapela powinna zaserwować właśnie tego rodzaju kawałek. Czemu ostatni track jest bonusem? Nie odkryłem. W każdym razie na koniec otrzymujemy porcję energetycznego rocka z riffem trochę w stylu Thin Lizzy – i całkiem słusznie, bo zakończenie płyty balladą nie byłoby strategicznie udanym ruchem.

A tak – mamy garść nagrań które prezentują możliwości i potencjał zespołu. Całość trzyma się stylistycznie kupy… Utwory fajnie żrą. I nie mogę opędzić się od wybijania rytmów i potakiwania głową z satysfakcją. Skoro EPka jest taka fajna, to już nie mogę doczekać się pełnego albumu.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz