STRANGE POP – „Urban Legends”

STRANGE POP przypomina o sobie nową, trzecią już płytą „Urban Legends”. Po bardzo udanym przyjęciu pierwszych dwóch albumów: „Ten Years Gone” (2022) i „1979-1982” (2023) zespół powraca z maksymalnie świeżym materiałem, który z jednej strony przypomina stylistycznie to, do czego słuchacze przyzwyczaili się do tej pory, z drugiej strony eksploruje zupełnie nowe rejony. W kontekście gatunkowym jest wręcz rewolucyjnie. Nikt bowiem wcześniej, w tak naturalny sposób, nie łączył art rocka z czarną muzyką.

W warstwie tekstowej album spaja dość otwarta, płynna i bardzo ogólna koncepcja. Liryki stanowią wiadomość podmiotu lirycznego do samego siebie sprzed lat. Nie są to jednak bezczelne wskazówki dotyczące tego, jak żyć. Przesłanie wędruje bardziej w kierunku dialogu z naszą młodszą wersją, próbą zrozumienia motywów i zachowań z przeszłości.

A dlaczego miasto stanowi w warstwie koncepcyjnej rodzaj wspólnego mianownika?
Dlaczego „Urban Legends”? Oddajmy głos liderowi Strange Pop: „Od dawna fascynuje mnie przede wszystkim natura i z typowym miastem mam coraz mniej wspólnego, od ponad dwóch dekad funkcjonując na jego obrzeżach. Jednak był taki okres w moim życiu, kiedy metropolia wciągała mnie i pozwalała nie czuć się samotnie. „Urban Legends” to nie tylko list do samego siebie z przeszłości, ale również hołd dla czasów, kiedy wiodłem dynamiczny tryb życia wśród neonów, hałasu, energii i ulicznego zgiełku. Bywało, że wracałem nocnym autobusem do domu, a potem do świtu komponowałem muzykę i pisałem wiersze. To były niezwykle inspirujące lata. Warstwa liryczna, wraz ze swoim ogólnym przesłaniem, odwołuje się do tamtych czasów, a zatem także do mojej wrażliwości z tamtych czasów. Stąd właśnie taki tytuł płyty. Skoro tak to dlaczego „Urban Legends”, a nie np. „Urban Memories”? Nawet jeśli wydaje nam się, że mamy doskonałą pamięć, wiele z rzeczy, które zachowujemy w głowie zniekształca się z upływem lat i staje się czymś na kształt legendy. A, że wspomnienia z wyżej wspomnianego okresu wiążą się dla mnie z tkanką miejską, postanowiłem nazwać trzeci album Strange Pop właśnie „Urban Legends”.

Pod względem realizacyjnym Strange Pop mocno trzyma się obranego kursu. Formuła muzyki w pełni naturalnej, przy minimalnym użyciu współcześnie dostępnych środków nadal jest żywa. Aranżacje zamykają się zwykle w szesnastu ścieżkach, a brzmienia pozostają w pełni analogowe. Tym razem jednak koncepcja poszła jeszcze dalej. Płyta „Urban Legends” nie została poddana masteringowi. Takie założenie przyświecało materiałowi od początku. Dlatego też miksy trwały wiele miesięcy i były testowane na skrajnie różnych sprzętach. Dlatego też dźwięki zawarte na „Urban Legends” są tak organiczne, bliskie i żywe. Czasem zdają się aż wychodzić z głośników.

W warstwie muzycznej Strange Pop pozostaje sobą, choć zdecydowanie zmienia kąt na kompasie. Od samego początku projekt należał do tych poszukających, nawet jeżeli zaczynał od dobrze sprawdzonej formuły rocka progresywnego z lat siedemdziesiątych. Tym razem to nadal art rock, ale ze szczerym otwarciem na muzykę miejską. Szczególnie na soul. Mroczny soul dla mrocznych dusz…
Sinatra.

Dodaj komentarz