1. Small Town Moon (3:02)
2. Oh Marcello (2:38)
3. Don Leave Me (Ne me quitte pas) (3:39)
4. Firewood (4:55)
5. Patron Saint (3:40)
6. How (4:48)
7. All the Rowboats (3:34)
8. Ballad of a Politician (2:13)
9. Open (4:30)
10. The Party (2:28)
11. Jessica (2:02)
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Sire Records
http://www.myspace.com/reginaspektor
Amerykanka o rosyjsko-żydowskich korzeniach powraca z szóstym studyjnym
albumem (czwartym, jeżeli liczyć wydawnictwa pod skrzydłami większych
wytwórni) o perfekcyjnym tytule „What We Saw from the Cheap Seats” i od
razu budzi mieszane reakcje mediów. Jedni psioczą, że to nie muzyka, a
muzykalna katastrofa („Paste Magazine” ochrzcił tak utwór „Oh
Marcello”), drudzy nazywają ją Joni Mitchell swojej epoki. Nie bez
powodu artystka wiązana jest z amerykańskim ruchem anti-folkowym
(interesujący temat, polecam); jej twórczość od lat balansuje na granicy
pastiszu i powagi, lekkości i emocjonalnego ciężaru, zawsze na przekór,
zawsze głęboko w eksperymentach. Jest to jeden z powodów, dla których
warto album pochwalić już na wstępie. Następne piętro niżej.
Na pierwszy rzut oka jedenaście kompozycji o skromnym w zasadzie
całkowitym czasie trwania to coś zupełnie świeżego. Po kilku
przesłuchaniach staje się jednak jasne, że Regina nie zdradza swoich
ideałów i u podstawy każdego utworu wciąż znajdziemy to, za co ją
kochamy (lub czego nie znosimy, w zależności od wcześniejszych przygód),
czyli proste utwory na pianino (czasem ukryte bardzo głęboko w
studyjnym sosie, czasem grające rolę prowadzącą). I to zarówno te
poważne, na przykład strice lovesongowe „How”, jak i te podszyte grubą
warstwą ironii. Dodać należy, że utworów z drugiej kategorii znajdziemy
na „What We Saw…” zdecydowanie więcej. Jest więc pachnące bąbelkowym
popem „Don’t Leave Me (Ne me quitte pas)” (przearanżowany utwór z albumu
„Songs”), dynamiczne „All the Rowboats” z przestrzennymi partiami
pianina, gorzkie w wydźwięku „Ballad of a Politician” i refleksyjna
pieśń na dzień dobry – „Jessica”. Proporcje wyważono znakomicie także
pod względem samego brzmienia i wszelkich eksperymentów: odważniejsze
kompozycje poprzeplatane są tymi spokojnymi i klasycznymi, dzięki czemu
słuchacz, niczym sama artystka, chybocze się na granicy, nie wiedząc
nigdy nie do końca, kiedy może zaufać szczerości przekazu. Wspaniale
brzmi za to cały studyjny puder: smyczki, klaskanie, echa, wspomniane
„bąbelki” i trąbki. Na szczęście Regina wciąż bawi się własnym głosem,
więc tu i ówdzie usłyszymy beatboxing, naśladowanie solówki dętej lub
przedziwne okrzyki (piję do „wymiotów” w „Open”). Spektor nie przestaje
zadziwiać. O to zresztą w jej muzyce od początku chodziło.
Artystka już tak wyjątkowo młoda nie jest (w tym roku na kark zwalił jej
się trzydziesty drugi krzyżyk), ale ani myśli dojrzewać. To na pewno
jeden z powodów, dla których odgrywa znaczną rolę w środowisku „fanów
singer-songwriterów” (łatka zobowiązuje, doprawdy!) i przez który
nieprędko trafi do wszystkich. Jej popularność wzrosła wraz z dwoma
utworami w filmie „(500) Days of Summer”, ale wielu młodzików,
zachęconych przez radosne „Us”, czeka solidne rozczarowanie w
konfrontacji z pełną dawką twórczości piosenkarki. To trochę inny świat.
Trudno zatem jednoznacznie stwierdzić, komu przypadnie do gustu, a kto
oburzy się nie na żarty. „What We Saw from the Cheap Seats” to album w
moim przekonaniu znakomity, jeden z poważnych kandytatów do zestawienia
roku. Jednoznacznie polecić go jednak nie mogę. Podsunąć i delikatnie
zasugerować – już tak, więc to robię.
8/10
Adam Piechota