1. Blow
2. Tides in Eye
3. I Confess
4. Seven Levels
5. Moodroom v.3
6. Enslaved
7. Flash
8. In Train
9. Unwanted Toys
10. Apology
Wydawca: –
Rok wydania: 2014
http://www.pinkroom.pl
Pięć lat trzeba było czekać na wydanie drugiego albumu Pinkroom.
Pierwsza płyta „Psycholostice” ukazała się w 2009 roku i zapewne trafiła
do rąk i uszu tylko tych, którzy z uwagą śledzą rynek muzyki
progresywnej. Pół dekady to sporo jak na debiutantów, ale z drugiej
strony można powiedzieć że twórczość panów Mariusza Bonieckiego i
Marcina Kledzika jest wynikiem czystej pasji, dążenia do dopracowania
wszystkiego w szczegółach, zaproponowania czegoś wyjątkowego. Przed
chwilą wymieniłem być może najważniejsze atrybuty najnowszego krążka
bydgoskiej ekipy. Wyróżnikiem „Unloved Toy” jest fakt, że pod względem
aranżacji jest płytą przebogatą. Ilość zastosowanych brzmieniowych
rozwiązań wymusza wielokrotne przesłuchanie, przy pełnej aprobacie
słuchającego.
Jak udało im się osiągnąć taki efekt? Otóż wzięli jako punkt wyjścia
muzyczne wzorce spod znaku King Crimson, Porcupine Tree czy samego
Stevena Wilsona. I to już? Tyle? Nie. „Unloved Toy” nie jest wariacją na
temat … ale sprytną, a przede wszystkim ciekawą próbą stworzenia na tym
fundamencie czegoś własnego. Z powyższych muzycznych kodów genetycznych
powstało nowe, ich własne DNA. Oczywiście w takiej sytuacji nie da się
nie dostrzec pewnych podobieństw. Rozpoczynający „Blow” swoimi
korzeniami sięga do „The Power To Believe” Karmazynowego Króla by w
„Tides In The Eye” myśl rozwinąć ozdabiając odrobiną teatralności i
mocnymi gitarami, zmianami nastroju w sposób dający pewność że oto
jednak mamy spotkanie z zespołem Pinkroom. W „I Confess” znowu ma się
wrażenie jakby powstawaniu utworu bacznie przyglądał się Robert Frip,
zwłaszcza mając na względzie gitarowy wstęp. Natomiast „Seven Levels”
jest ukłonem w stronę kolejnej inspiracji czyli kapeli dowodzonej przez
Stevena Wilsona – Porcupine Tree. Akustyczne gitary na przemian z mocną
i głośną obecnością „elektryków”, wokal z pogłosem – wszystko się
zgadza. Jednym z najciekawszych, wydaje się być instrumentalny
„Moondroom v3” spełniający podobną rolę jak „I Talk To The Wind” z
genialnej jedynki KC. Rozpoczynający się delikatnie od smutnej melodii
wygrywanej przez wiolonczele by następnie przejść w kontrolowany chaos,
neurotyczną impresję jazzową, a wszystko na końcu zostaje uporządkowane
przez zdecydowane, nie znoszące sprzeciwu mocno brzmiące gitary.
Zaskakujące. Ciekawe. „Moondroom v3 staje się punktem kulminacyjnym
albumu lecz emocje kreowane w powyższy sposób, z zachowaniem opisanej
receptury nie słabną do samego końca. Wszystko wieńczy kolejny delikatny
i instrumentalny utwór „ Apology”. Odrobina melancholii na pożegnanie
aby móc się przez sześć minut z okładem zastanowić nad muzycznymi
wydarzeniami z ostatniej godziny.
Pinkroom stał się częścią muzycznej rodziny, której protoplastą jest
Robert Frip. Najnowszą płytą udowodnił że w oparciu o szlachetne wzorce
potrafią stworzyć coś unikalnego. Bardzo lubię „Unloved Toy”.
9/10
Witold Żogała